Odkrywanie kalwarii

Szymon Babuchowski

|

GN 37/2006

publikacja 06.09.2006 16:02

Ta kalwaria jest miejscem ciągle nieodkrytym, uśpionym jak apostołowie w piekarskim Ogrodzie Oliwnym. Porośnięci liśćmi czekają, aż zbudzi ich Mistrz.

Odkrywanie kalwarii Jeden ze śpiących apostołów w Ogrodzie Oliwnym. Józef Wolny

Piekaryś sobie obrała Panno Marya
Jest ozdobą Twoją ta Kalwarya,
Góra święta obstrojona
Męka Pańska przedstawiona
dla grzeszników


Tak pisał w 1903 roku nieznany autor o wzgórzu Cerekwica, czyli kalwarii w Piekarach Śląskich. Dziś piekarskie sanktuarium kojarzy się przede wszystkim z pielgrzymkami. Gdyby jednak zapytać, ilu pielgrzymów przeszło w całości tutejszą drogę Męki Pańskiej, mogłoby się okazać, że kalwaria jest ciągle miejscem nieodkrytym, uśpionym jak apostołowie w piekarskim Ogrodzie Oliwnym. Porośnięci liśćmi czekają, aż zbudzi ich Mistrz. Czy nas, dzisiejszych grzeszników, przejście tej drogi może jeszcze poruszyć tak, jak poruszało ludzi przełomu XIX i XX wieku?

Zbierali się w Wielki Czwartek, po nabożeństwie w Ciemnicy, z zapalonymi świeczkami na rajskim placu. Tam prosili świętego Rafała, patrona podróżujących, i wszystkich aniołów, by razem z wiernymi szli kalwaryjskimi dróżkami. Najpierw do Wieczernika i Ogrodu Oliwnego, a stamtąd – przez most na Cedronie – do Dworu Annasza. Wierni przechodzili przez most na kolanach, niosąc na głowie kamienie. Miało to symbolizować strącenie Jezusa do Cedronu i upadek na kamień. Na końcu mostu uczestnicy misterium uderzali się gałązkami drzew na znak biczowania Jezusa.

W deszczowe przedpołudnie w środku tygodnia przechodzimy tę drogę sami. Inaczej jest w weekendy, kiedy spacerują tędy całe rodziny. Nie odprawiają nabożeństwa, ale mijane kaplice same bezgłośnie przypominają o dramacie, który odmienił dzieje świata.

Zaglądamy do wnętrza kaplic, przyglądamy się figurom. Dziś nikt już nie robi takich rzeźb. Można oczywiście się krzywić, że to naiwne, że kiczowate, ale przecież emocje pojawiające się na twarzach bohaterów dramatu są autentyczne. Spójrzmy na scenę, w której Jezus naucza płaczące niewiasty. Dwie starsze, z chustami na głowie, mają zapłakane oczy i złożone ręce. Trzecia, młodsza, przytrzymuje dziecko, które wyciąga rączki w stronę Jezusa. Każdy szczegół został tu dopracowany, nawet rumieńce kobiet mówią o ich wewnętrznych przeżyciach. Wiele innych figur na kalwarii zostało podczas odnawiania zamalowanych na żółto. Bez tej naiwnej, ludowej kolorystyki nie mają już dawnej siły oddziaływania.
Ile takich kalwarii w Polsce czeka na swoich odkrywców? Na tych, którzy zechcą przywrócić im dawny blask, i tych, którzy pójdą kalwaryjskimi dróżkami, by wraz z Jezusem przeżywać Jego mękę i zamyślić się nad swoim grzesznym życiem…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.