Bójcie się mnie, żywiołu!

ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów

|

GN 22/2010

publikacja 07.06.2010 09:17

Bać się żywiołu trzeba, ale ten strach trzeba oswoić. Oswajali ludziska, sypiąc niegdyś wały i groble. Dziś przestaliśmy się bać – w efekcie staliśmy się bezbronni

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Rok 1472, wylała Białka. Dziś (piszę to w Zielone Święta) przepływa nią 40 m sześc. wody na sekundę. Na co dzień są 4. Pamiętam powódź, gdy było 150. Wtedy, w 1472 roku, musiało być dużo więcej, bo woda w Głuchołazach sięgała aż po kościół. Tytuł felietonu wziąłem z tablicy umieszczonej na ścianie świątyni po owej strasznej powodzi. „Bójcie się mnie, żywiołu!”. Mądrze powiedziane. Nie Pana Boga trzeba się bać, a żywiołu.

Nie wiem, Czytelniku, co dzieje się u Ciebie, gdy czytasz te słowa. U nas dziś spokój. Trzy dni temu ktoś mi powiedział: „Nas to Matka Boska płaszczem osłoniła od deszczu”. Faktycznie, nad zlewnią naszej Białki popadało sporo, ale nie ponad miarę. Alem sobie pomyślał: czyżby płaszcz Matki Boskiej okazał się za krótki? I dlatego nad Odrą, Wisłą i Wartą tyle ludzkiego nieszczęścia? Nie, ten kierunek myślenia zgoła mi nie odpowiada. Moim parafianom chyba też nie, bo zebrali całkiem sporą sumę na pomoc dla poszkodowanych.

Widziałem też szklanym okiem telewizora, jak ludzie ciężko harowali, broniąc niekoniecznie swego. Bo bać się żywiołu trzeba, ale ten strach trzeba oswoić. Oswajali ludziska, sypiąc niegdyś wały i groble. W każdej okolicy utrzymywali wałowych, którzy o te nieefektowne budowle dbali. Dziś przestaliśmy się bać – w efekcie staliśmy się bezbronni. A może inaczej. Kiedyś oswajanie lęku i żywiołu było udziałem lokalnych społeczności, a środki były bardzo proste – hektar albo dwa pola z łąką było utrzymaniem wałowego, co jakiś czas sołtys zaganiał do zbiorowej pracy i było. Od dawna jest inaczej – wszystko jest państwowe. Rzeka i jej brzeg także.

Widzieliśmy, jak w czasie powodzi państwo dbało o wszystko. Najwyżsi urzędnicy latali znad Wisły nad Odrę i z powrotem. Jak na ojców narodu przystało, nie bali się żywiołu. Wszelako żywioł też się nie bał. Jestem zwykłym mieszkańcem nadrzecznej wioski, jednak z tego mojego okna widzę nie tylko burą wodę Białki, a coś więcej. Widzę zupełnie niefunkcjonujący system – czy raczej brak systemu oswajania, zarówno lęku, jak i żywiołu. Zaś jako człek wierzący widzę lekceważenie pierwszego przykazania Stwórcy: „Czyńcie sobie ziemię poddaną!”. Tyle że czasy łopaty i motyki się skończyły. Inaczej trzeba do sprawy podejść. Mądrze, traktując to jako zbiorowy obowiązek. I z jakąś dozą lęku. Bo nie Boga, ale żywiołu bać się trzeba.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.