Święta nieregularne

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 22/2010

publikacja 07.06.2010 09:16

U progu niepodległości wszyscy byli zaskoczeni nagłym i niespodziewanym pojawieniem się problematyki katolickiej, o której należało informować.

Maciej Sablik Maciej Sablik

W 1991 roku, kiedy jeszcze umieliśmy się śmiać z minionej epoki, na ekranach pojawił się film „Rozmowy kontrolowane” – satyryczne ujęcie stanu wojennego i czasów transformacji. W filmie tym oficerowie milicji czy też SB rozmawiają na temat wigilii. „Kiedy urządzacie w tym roku wigilię? – Dwudziestego czwartego. – Aha, znaczy jeszcze przed świętami. Może i słusznie”. Wtedy jeszcze żart był rozpoznawalny i całe kino zaśmiewało się, poza może niedobitkami, którzy nie rozumieli ironii zawartej w tych słowach.

U progu niepodległości wszyscy byli zaskoczeni nagłym i niespodziewanym pojawieniem się problematyki katolickiej, o której należało informować. Prawda, że już w 1978 r. Karol Wojtyła był wybrany na papieża, co zaowocowało m.in. pamiętnym komentarzem o okadzaniu ołtarza podczas inauguracyjnej Mszy św. w celu odpędzenia złych duchów, ale wydawało się, że to jedynie „wypadek przy pracy”. Jednak jeszcze w latach 90. można się było zorientować, że spora część świeckich dziennikarzy nie uczęszczała zbyt pilnie na lekcje religii.

Podobnie zresztą jak „zwykli” wierni, którzy nagle mieli trudności z wyrażeniem swojej wiedzy. Pamiętam teleturniej, w którym pytano o nazwy ksiąg Starego Testamentu, podając jako przykład „Księgę Wyjścia”. Odpowiedź brzmiała: „Jest jeszcze Księga Wejścia i Księga Miłosierdzia”. Jak powszechnie wiadomo, katolicy nie czytają Pisma Świętego, co zostało wykazane. Z drugiej strony można było wyczuć tu jakąś mimowolną parodię stylu katechetycznego.

Pewne sprawy są nieprzemijające i wciąż możemy się zdumiewać niewiedzą (nie piszę „ignorancją”, bo choć znaczenie jest takie samo, to „ignorancja” brzmi obraźliwie, w przeciwieństwie do niewiedzy) naszych rodaków. Ostatnio słyszałem z zaprzyjaźnionych ust opowieść o pewnej niewieście, która uskarżała się, że w celu załatwienia jakiejś sprawy urzędowej zmuszona była wędrować „od Ajnasza do Cwajfasza”. Hm, przypomniał mi się stary dowcip ze sfer uniwersyteckich. Na pytanie: czy profesor mógłby wychować następnego Einsteina, odpowiedź brzmiała: „co tam Einsteina, nawet Zweisteina, a i Dreisteina!”.

Z tych samych zaprzyjaźnionych ust usłyszałem też wieść zaiste mrożącą krew w żyłach. Otóż rozmawiając z panią, która przychodzi sprzątać co tydzień, moja znajoma dowiedziała się, że w następnym tygodniu, niestety, sprzątanie odwołane, bo „Boże Ciało przypada w środę”. To już naprawdę brzmi jak antykatolicki dowcip, w dodatku na nieśmiałe protesty: „chyba jednak w czwartek”, pewna siebie kobieta powiedziała: „a to ja jeszcze sprawdzę w kalendarzu”. No tak…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.