Gdzie się podziały tamte majówki

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 18/2009

publikacja 06.05.2009 01:22

Zmiany pobożności dokonują się nieubłaganie. Byle pobożność sięgała głębiej w ludzkie serca

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Tamte majówki – które? Czy te, które jak przez mgłę pamiętam z wczesnego dzieciństwa? Czy te z czasów ministranckich? Czy z kolejnych posad wikarego? Bo „tamtych” majówek było kilka rodzajów. Te najstarsze to był przede wszystkim głos małego dzwonu w kapliczce w Blachowni. Ciągnęło mnie tam bardzo – i chyba nie z pobożności. Coś się tam działo. Schodzili się ludzie, wielu chłopców i jeszcze więcej dziewcząt. Mały Tomek – pięcioletnia maskotka wszystkich. Coś śpiewali, bardzo mi się to podobało. No i chrabąsz-cze! Majowe, oczywiście. Chrabąszczy były całe drzewa. Starsi chłopcy trzęśli pniami młodych klonów, a z góry leciał deszcz zabawnych stworzeń. Dziewczęta piszczały. Takie bywało zakończenie majówki. Zwykle było już wtedy ciemno i tajemniczo.

Majówki z moich czasów ministranckich? W moich oczach to już było zupełnie coś innego. Nawet nie kojarzyłem tego z majówkami przy kapliczce. Kościół wypełniony ludźmi, dziećmi i młodzieżą także. Każdy z „Drogą do nieba” – czyli naszym śląskim modlitewnikiem. Nie potrzebowałem książeczki. Pieśni, nie wiadomo kiedy, zapisały się w pamięci. Ale do litanii potrzebny był tekst. Nigdy nie zapamiętałem kolejności wszystkich wezwań. Niektóre były dziwne. Na przykład: „Naczynie sławnej pobożności”. Nie wiem, czy przybytek lepszy od naczynia, ale jaka to różnica. Melodia trochę monotonna, ale jakoś wciągała, byle „nie ciągnęli”. Bardzo lubiłem taką uroczystszą melodię, zmieniającą się kilka razy w czasie litanii. Była rzadko śpiewana i może dlatego taka piękna?

Wszystko zmieniło się, gdy większość Mszy była wieczorem. Msza po majówce czy przed? Bolało mnie, gdy Msza była po majówce – prawie wszyscy ludzie wychodzili, Msza zaczynała się przy kościele właściwie pustym. Nie wiedziałem, dlaczego mnie to boli, ale czułem jakąś niestosowność. Przecież Msza „ważniejsza”. Jako proboszcz majową Mszę dopełniam „czytanką”, po Komunii maryjną pieśnią, śpiewanymi wezwaniami – jest ich do wyboru kilka rodzajów. Tylko w niedzielę i środę, gdy nie ma wieczornej Mszy, jest „pełna” majówka. I jakby nie patrzyć – wciąż mi czegoś brakuje. „Gdzie się podziały tamte majówki?”. Podziały się. Nie wszędzie jednakowo, ale zmiany pobożności dokonują się nieubłaganie. Byle pobożność sięgała głębiej w ludzkie serca. Pobożność jest w końcu drogą, nie celem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.