Skąd się biorą dzieci?

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 51/2005

publikacja 19.12.2005 14:38

W „medialnej” Polsce przyjęło się uważać, że posiadanie i wychowywanie dzieci to sprawa znacznie bardziej prywatna niż seks

Skąd się biorą dzieci?

Spór wokół „becikowego” wywołał krótką i dość powierzchowną dyskusję o polityce państwa wobec rodziny, dyskusję, która równie szybko ucichła, jak się rozpoczęła. Nie wydaje się, by wypłacanie najbiedniejszym rodzinom jednorazowego, większego zasiłku porodowego mogło zatrzymać dramatyczny spadek dzietności polskich rodzin. To raczej forma doraźnej pomocy dzieciom, które rodzą się w mniej zamożnych rodzinach. Wyższe „becikowe” nie zapowiada też nowej polityki państwa wobec rodzin. Rząd zdaje się sygnalizować, że chciałby coś zmienić w tej kwestii, ale nie może, bo budżet państwa na żadną poważną rewolucję nie pozwala. W poprawce do budżetu obok „becikowego” zaproponowano wydłużenie urlopu macierzyńskiego o dwa tygodnie. Rząd wysyła więc prorodzinne komunikaty, ale na poważną debatę o tym, co trzeba zrobić, by rodzenie i wychowywanie dzieci przestało być głównie prywatną, dość kosztowną przyjemnością rodziców, na razie się nie zapowiada.

Prywatne dzieci
Do takiej debaty potrzebne są media i przekonanie środowisk opiniotwórczych, że warto o tej sprawie dyskutować. Tymczasem znacznie większe zainteresowanie budzą inne prywatne przyjemności obywateli, z których liczne parady uczyniły publiczną, fundamentalną dla demokracji w Polsce sprawę. Trudno sobie wyobrazić podobne demonstracje na rzecz prorodzinnej polityki państwa. Media pokazałyby przede wszystkim okrycia głowy i roszczeniowe postawy ich uczestników. Trudno też wyobrazić sobie rodziców, którzy wychodzą na ulice, by domagać się większej, systemowej pomocy państwa w opiece nad dziećmi. W Polsce nie wypada publicznie demonstrować własnej słabości i nieporadności. Co pomyślałyby dzieci demonstrujących rodziców? Że są nie dość kochane i nie dość chciane? I te wysoce prawdopodobne komentarze: jak cię nie stać na dziecko, to po co było rodzić?
A przecież problem jest prawdziwy i poważny. Rodzice zwykle nie liczą kosztów utrzymania dzieci, fachowcy i politycy powinni. Utrzymanie i wykształcenie trójki dzieci to równowartość dużego, jednorodzinnego domu.

W „medialnej” Polsce przyjęło się uważać, że posiadanie i wychowywanie dzieci to sprawa znacznie bardziej prywatna niż seks. Nie przypominam sobie, by postulat wspólnego opodatkowania partnerów homoseksualnych określono jako przejaw postawy roszczeniowej. Domaganie się ulgi podatkowej czy zwiększenia kwoty wolnej od podatku dla rodzin z dziećmi, spotyka się z takim zarzutem. Być trendy oznacza dzisiaj pokpiwać z „becikowego” i prorodzinnej polityki państwa. „Światli” obywatele pochylają się z troską nad budżetem, a nie nad pustymi kołyskami.

Marzenia i wizje
O długich urlopach macierzyńskich, jak w Skandynawii, czy o specjalnym, płatnym urlopie na trzecie dziecko, jaki od 1 VII 2006 roku wprowadzają Francuzi, polscy rodzice mogą tylko pomarzyć. Chociaż ich wymagania są doprawdy niewielkie. Najlepszym przykładem jest list pani Krystyny z Krakowa, opublikowany w GN, w którym autorka kwestionuje wysokość sum potrzebnych na wychowanie dzieci. Pisze, że można utrzymać pięcioro dzieci za 1500 zł miesięcznie plus 1000 zł pomocy państwa i uważa taką sytuacje za „twórczą” wychowawczo. Ten niezwykły list czytelniczki GN przypomina, że spadek dzietności polskich kobiet może mieć swoje źródła raczej w przemianach świadomości niż w ekonomii. Problemem jest dzisiaj medialny wizerunek rodziny i macierzyństwa oraz pomysły na jego unowocześnienie.

Rodzina kojarzona jest z przemocą i patologiami, a macierzyństwo z dyskryminacją kobiet. Małżeństwo zdaje się przeżytkiem, znacznie większą sympatią cieszą się konkubinaty i związki partnerskie. Rozwody i single, nowoczesność i modernizacja – oto hasła, które towarzyszą rozważaniom o rodzinie. Klaus Bachmann proponuje (Rzeczpospolita 29/30X) nowy, niearchaiczny wzorzec rodziny XXI wieku; dwie kobiety i dwóch mężczyzn, którzy z pomocą pary staruszków wychowują pod jednym dachem czwórkę dzieci. Oczywiście nie chodzi o babcię, mamę, dziadka i ojca. Dzieci pochodzą z adopcji, zaś staruszkowie z sąsiedztwa. Taka nowoczesna „rodzina wielopartnerska” to, zdaniem K. Bachmanna, racjonalna odpowiedź na współczesną samotność ludzi.

Single z karierą
Nie rozumiem tej racjonalności, być może dlatego, że jestem Polką. A Polska to wciąż „tradycyjny” kraj, w którym 70 proc. obywateli uważa (CBOS 2004 r.) rodzinę, małżeństwo, dzieci i udane życie rodzinne za coś „najważniejszego w życiu, co nadaje mu sens”. Jednak nasz model rodziny też ulega zmianie. Tradycyjny zdaje się odchodzić w przeszłość, chociaż wciąż popiera go 32 proc. Polaków posiadających dzieci.

Nadal prawie 60 proc. osób w wieku od 18 do 44 lat chce mieć dwoje dzieci, ale coraz mniej osób chce mieć ich więcej. Najciekawsze są odpowiedzi na pytanie o powody, dla których młodzi ludzie nie wstępują dzisiaj w związki małżeńskie. Między 1996 a 2004 rokiem zmniejszyło się grono szukających przyczyny tego zjawiska w sytuacji materialnej. Wyraźnie wzrosła liczba kobiet wskazujących na obawy przed nieudanym małżeństwem (do 49 proc.) oraz mężczyzn wybierających „pragnienie wolności i życia bez zobowiązań” (do 59 proc.). Jeśli kobiety coraz częściej boją się, że małżeństwo przeszkodzi im w karierze, a rodzenie dzieci spowoduje utratę pracy, to spadająca dzietność przestaje być zagadką. Nie sytuacja materialna rodziny, lecz samotne macierzyństwo i kryzys ojcostwa wydają się najważniejszą przyczyną tego zjawiska.

Czy polityka państwa może temu zaradzić? Wbrew pozorom, tak. Jeśli ustawa o ochronie życia poczętego skutecznie zmieniła poglądy Polaków na aborcję, to prorodzinna polityka państwa może uratować rodzinę przed rewolucyjną „modernizacją”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.