Dobre obyczaje i złe nawyki

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 31/2005

publikacja 08.08.2005 11:42

Prawo nie jest jedynie przewodnikiem po przepisach, które silnym pozwalają skutecznie unikać odpowiedzialności, zaś słabym grożą licznymi pułapkami prowadzącymi prosto do więzienia.

Dobre obyczaje i złe nawyki

Z niepokojem obserwuję nieco zaskakujące zmiany w mediach. Odnoszę wrażenie, że za poprawne zaczęto uważać powstrzymywanie się od formułowania ocen i opinii, gdy w jakiejś sprawie brak prawnej ekspertyzy lub prawomocnego wyroku. Nie ma ekspertyzy, to i „nie ma sprawy”. A gdy prawnicy – eksperci mają różne zdania i nie bardzo wiadomo, kto ma rację, pozostaje konstatacja: „Wszystko to, panie, ta politykai polityka”...

Co powie ekspert?
Czy naprawdę nie mamy prawa do oceny zachowania W. Cimoszewicza, który w roli świadka, tuż po zaprzysiężeniu, zażądał wyłączenia ze swojego przesłuchania wszystkich członków komisji śledczej do spraw PKN Orlen, poza niezrzeszonym posłem Z. Witaszkiem, i po prostu wyszedł z sali, życząc „wszystkim udanego weekendu”? Czy rzeczywiście mamy obowiązek ufać Prezydentowi, gdy twierdzi, że ponieważ termin podpisania nowelizacji kodeksu zmieścił się w przepisowych 21 dniach, to „wszystko jest w porządku” i nie ma tu żadnego związku i żadnych zbiegów okoliczności towarzyszących przedawnieniu się zarzutów wobec skazanej w procesie FOZZ Janiny Chim.

Zwracam uwagę, że nie piszę o pomocy w rozumieniu prawnych aspektów konkretnej sytuacji, lecz o traktowaniu prawniczych ekspertyz jak wskazówek, nieomal „wytycznych” naszego myślenia! Efekt końcowy jest mniej więcej taki: prawnicy różnią się w ekspertyzach, dziennikarze przemawiają językiem „interesów politycznych”, a my, ofiary mediów, boimy się samodzielnie oceniać i dość bezradnie czekamy na pomoc innych. Eksperci są oczywiście potrzebni jako źródło wiedzy i by odkrywać to, co zakryte lub niezrozumiale, ale nie sądzę, by mieli prawo narzucać nam swój punkt widzenia. Dotyczy to także prawników, nie tylko socjologów, politologów czy psychologów.

By nie było żadnych wątpliwości, nie kwestionuję prawa jako zasad i procedur służących wymierzaniu sprawiedliwości przestępcom, ludziom łamiącym prawo karne, cywilne czy jakiekolwiek inne. Zwracam jedynie uwagę na ukryte przesłanie wielu komentarzy, które sugerują brak prawa do oceny, jeśli jej podstawą nie jest stosowny przepis prawny.

Niezależnie od prawnych kruczków, które zastosował W. Cimoszewicz, i innych, które zastosowało Prezydium Sejmu, istota problemu tkwi w gruncie rzeczy w arogancji kandydata na prezydenta, który wprawdzie nie wygrał jeszcze wyborów, ale już naśladuje obecnego Prezydenta w unikaniu przesłuchań przed komisją śledczą.

Pod ochroną prezydenta
Kolejny „zagadany prawniczo” problem to kontekst podpisania przez A. Kwaśniewskiego nowelizacji kodeksu, przedłużającej okres przedawnienia w sprawach zarzutów o niegospodarność z 5 do 10 lat. Ponieważ A. Kwaśniewski podpisał ustawę 11, a nie 1 lipca, a ustawa wejdzie w życie po 14 dniach, to 17 lipca przedawniła się część zarzutów, za które w procesie FOZZ wicedyrektor tego Funduszu Janina Chim została skazana na 6 lat więzienia. W efekcie wyrok może zostać znacznie zredukowany, a nawet uchylony. Rozprawa apelacyjna została wyznaczona na 18i 19 sierpnia.

Proces FOZZ ma bardzo długą historię. Straty wyrządzone przez oskarżonych prokuratura wyceniła na 350 mln, sąd – w uzasadnieniu wyroku – na 134 mln złotych. Afera ma także inne konteksty. Prowadząca poprzednio proces Barbara Piwnik, godząc się na objęcie teki ministra sprawiedliwości w rządzie L. Millera, przyczyniła się do wydłużenia czasu trwania procesu już wtedy zagrożonego przedawnieniem. Przed wyborami 2001 r. kierowana przez Roberta Kwiatkowskiego TVP wyemitowała film pt. „Dramat w trzech aktach”, oskarżający Lecha i Jarosława Kaczyńskich o korzystanie z pieniędzy wyłudzonych z FOZZ. Film był manipulacją, a po latach J. Kaczyński wygrał proces z TVP. Za emisję filmu nikt nie poniósł kary, twórcy awansowali, a prezes TVP stracił pracę z zupełnie innego powodu.

A szefowa kancelarii prezydenta, J. Szymanek-Deresz, powiada: „Stanowczo zaprzeczam zarzutom PiS, jakoby A. Kwaśniewski chronił wiceszefową FOZZ, Janinę Chim”, zaznaczając, że ustawa była kontrowersyjna i część prawników była jej przeciwna. Czyli – znowu wszystko zgodnie z prawem. Bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie, dlaczego Prezydent nie rozważał tej kwestii wcześniej, wiedząc od pierwszych dni czerwca, że profesorowie J. Widacki, M. Filar, A. Gaberle i A. Marek są ustawie przeciwni.

Pani J. Szymanek-Deresz powiada: „Prawo musi być stanowione w sposób dalekowzroczny, perspektywiczny i generalny, a nie dla załatwienia jednej sprawy”. A ja, obywatel, nie prawnik, odpowiadam: prawo powinno być stanowione w sposób „generalny i perspektywiczny”, ale jego celem jest wydawanie sprawiedliwych wyroków w bardzo konkretnych sprawach. Afera FOZZ była i jest nadal jedną z takich spraw i żadne prawne kruczki oraz biurokratyczne regulacje nie zwalniają urzędującego Prezydenta z politycznej i moralnej odpowiedzialności za sytuację, w której osoba skazana za ogromne nadużycia finansowe pozostanie na wolności. I to tylko dlatego, że podpisał nowelizację ustawy 11 dni później, niż mógł to uczynić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.