Nowy Papieżo Europie

o. Jacek Salij

|

GN 18/2005

publikacja 04.05.2005 13:18

Gdzie zaczyna brakować chrześcijaństwa, tam ponownie wyłaniają się archaiczne siły zła.

Nowy Papieżo Europie

Przypomniała mi się relacja młodego księdza Ratzingera z dyskusji na temat narkotyków, jaka się odbyła w domu Ernesta Blocha. Ktoś zauważył, że średniowiecze nie miało problemów z narkotykami. Na co ks. Ratzinger odparł, że zapewne nie było wtedy w ludziach tej duchowej pustki, którą dziś próbuje się zagłuszyć za pomocą narkotyków. „Jak dziś pamiętam zdumione wzburzenie pani Bloch” – wspomina przyszły papież. Po prostu w głowie jej się nie mieściło, że chrześcijaństwo mogłoby wywierać pozytywny wpływ na życie ludzi i społeczeństw.

Być Europejczykiem i nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wiele wszyscy czerpiemy z chrześcijańskich korzeni naszej kultury, a nawet chcieć zupełnie się odciąć od tych korzeni – chyba na tym polega dechrystianizacja gruntowna. W książkach nowego Papieża znajduje się wiele przenikliwych analiz o tym, do czego prowadzi obecna dechrystianizacja Europy.

Zaatakowane chrześcijaństwo
Oba dwudziestowieczne totalitaryzmy, które dopuściły się ludobójstwa przekraczającego wszelkie wyobrażalne miary, wyrosły z otwartej wrogości wobec chrześcijaństwa. Wolfgang Pauli, jeden z największych fizyków minionego stulecia, już w 1927 r. przewidywał straszliwe owoce dechrystianizacji. „W kręgu kultury zachodniej – wypowiedź tę cytuję za jednym z tekstów kard. Ratzingera – już w niedalekiej przyszłości może nadejść moment, w którym metafory i obrazy dotychczasowej religii nie będą posiadać przekonującej mocy również dla prostego ludu; obawiam się, że wówczas w krótkim czasie załamie się także dotychczasowa etyka i wydarzą się rzeczy tak straszne, że teraz nie możemy ich sobie nawet wyobrazić”. A przecież pokolenie roku 1927 wiedziało już, czym były okrucieństwa I wojny światowej i rewolucji bolszewickiej.

Jeśli nie uda się zatrzymać obecnego postępu dechrystianizacji, to najgorsze zapewne jeszcze przed nami. Ewangelia dotarła aż do fundamentów naszej cywilizacji. Tak podstawowe wartości naszej kultury, jak szacunek i miłosierdzie dla ludzi słabych, godność osoby ludzkiej, postulat zgodności ustaw ludzkich z prawem moralnym, zakorzenione są w Ewangelii. Wyrwane z ewangelicznej gleby, zapewne szybko utracą swoją żywotność. „Bilans XX wieku – twierdzi kard. Ratzinger w książce pt. „Sól ziemi” – wskazuje, że gdzie zaczyna brakować chrześcijaństwa, tam ponownie wyłaniają się archaiczne siły zła, które wypleniła religia chrześcijańska”.

Niszcząca siła zła
Owe „archaiczne siły zła”, choć wzajemnie ze sobą sprzeczne, zgodne są jednak w jednym: w niszczeniu. Bo jest to zarówno zwątpienie w rozum, jak i ciemna wiara, jakoby rozum czynił moralne powinności niepotrzebnymi. Praktycznie oznacza to powszechną zgodę na ludobójstwo aborcyjne i narastającą zgodę na ludobójstwo eutanazyjne, ale również szeroką aprobatę dla nieprawości, zwłaszcza w zakresie zachowań seksualnych oraz gospodarczych.

Bo skąd się bierze np. tak panosząca się dziś korupcja? Zdaniem przyszłego papieża, jej źródłem jest fałszywe przeświadczenie, jakoby rozum mógł się obejść bez prawa moralnego.

A zarazem zwątpienie w rozum jeszcze nigdy nie dotknęło naszej cywilizacji tak głęboko, jak dzisiaj. „Ideologia materialistyczna – czytamy w książce pod znamiennym tytułem „Czas przemian w Europie” – odrzuca nieuchronnie prymat boskiego rozumu; na początku jawi się zatem nie rozum, lecz to, co nierozumne; rozum, jako jeden z produktów rozwoju tego, co nierozumne, sam w końcu jest czymś nierozumnym.

Oznacza to, że w rzeczach, jako nierozumnych, nie ma prawdy; prawdę może dopiero uczynić człowiek; jest ona ustanawiana przez człowieka, a więc w rzeczywistości nie ma prawdy. Istnieje tylko to, co ustanowił człowiek”.

Benedykt XVI – wprawdzie jeszcze nie jako papież – mówi otwarcie, że „zło ma władzę nad wolnością człowieka i buduje sobie swe własne struktury. Albowiem z całą pewnością istnieje coś takiego jak struktury zła. Mogą one wywierać na człowieka presję, mogą blokować jego wolność, a tym samym wznosić w świecie mur, który odgradza nas od działania Bożego”.

Dyktatura tolerancji
Stąd w jego tekstach nieraz pojawia się niepokój, że we współczesnej demokracji obserwujemy tak wyraźne tendencje do nietolerancji: „Narasta groźba dyktatury opinii. Kto nie trzyma z innymi, zostaje odizolowany, dlatego nawet zacni ludzie nie mają odwagi przyznać się do takich nonkonformistów. Ewentualna dyktatura antychrześcijańska byłaby przypuszczalnie znacznie subtelniejsza niż wszystko, co dotychczas znaliśmy.

Byłaby na pozór przyjazna religii, pod warunkiem jednak, że religia nie tykałaby jej wzorców zachowania i myślenia”. Słowem, pod warunkiem, że nie będziemy się sprzeciwiać legalnej aborcji i eutanazji, i że Dekalog uznamy za anachronizm.

Myślę, że może być potrzebny – pisał kard. Ratzinger – „sprzeciw wobec dyktatury pozornej tolerancji, która wyłącza impuls wiary w ten sposób, że uznaje ją za nietolerancyjną. W rzeczywistości wychodzi tu na jaw cała nietolerancja »tolerancyjnych«.

Wiara nie szuka konfliktu, wiara szuka przestrzeni wolności i wzajemnego poszanowania. Ale nie może pozwolić, by ją ujmować za pomocą standardowych etykiet, dostosowanych do nowoczesnego świata. Wiara w poczuciu wyższej wierności jest zobowiązana wobec Boga i musi się liczyć także z możliwością całkowicie nowego rodzaju konfliktów”.

Ufajmy jednak, że czas obecnego pontyfikatu przyśpieszy jeszcze powrót Europy do Chrystusa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.