Z nieba błogosławił

Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego

|

GN 15/2006

publikacja 10.04.2006 15:27

Ponad 100 tys. ludzi zebranych na Placu św. Piotra wpatrywało się w okna papieskich apartamentów. Usta szeptały słowa modlitwy różańcowej. Jak rok temu, w godzinie śmierci Jana Pawła II.

Z nieba błogosławił Tu trzeba po prostu być Henryk Przondziono – mówiło wielu Polaków, którzy w rocznicę śmierci naszego Papieża modlili się w Watykanie. Henryk Przondziono

Jan Paweł II umarł tak jak żył. Jego śmierć stała się wypełnieniem świadectwa wiary, które poruszyło serca wielu milionów ludzi – mówił podczas uroczystości rocznicowych Benedykt XVI. Pragnienia serc wypisane były na ogromnych transparentach: „Jan Paweł II Wielki”, „Santo Subito”, „Módl się za nami!”...
Tak jak przed rokiem, oczy wszystkich skierowane były na papieskie okno Pałacu Apostolskiego. Wtedy, gdy Jan Paweł II umierał, serca wypełniał smutek, teraz dominowała wdzięczność za dar, jakim był dla Kościoła i świata. – Zmienił moje życie. Pozwolił mi odkryć jego sens – mówił Robert Stypka z Warszawy. Przed rokiem modlił się na Placu św. Piotra sam, teraz przyjechał z 22-letnim synem. – Cały rok wspaniale się układał, był dobry, dlatego przyjechałem podziękować i pomodlić się za moich przyjaciół – mówił.

Różaniec, świece i bębny z Lednicy
Kiedy, tak jak przed rokiem, po łacinie odmawiano Różaniec, miało się wrażenie, że na Placu św. Piotra są sami Polacy. Ze wszystkich stron dobiegały słowa po polsku wypowiadanej modlitwy, a nad głowami powiewały dziesiątki biało-czerwonych flag i transparentów z napisem „Solidarność”. Dokładnie o 21.37 Benedykt XVI zaczął wspominać swego poprzednika. – W pierwszą rocznicę jego powrotu do domu Ojca jesteśmy wezwani, by na nowo przyjąć duchowe dziedzictwo, które nam zostawił – mówił papież. Przypomniał świadectwo swego zmarłego poprzednika, które można zamknąć w dwóch słowach: „wierność” i „oddanie”. Chodzi o całkowitą wierność Bogu i bezwarunkowe oddanie misji Pasterza Kościoła powszechnego. Obie te cechy ujawniły się w sposób spotęgowany u schyłku życia Jana Pawła II, kiedy to jego fizyczne cierpienie wyzwoliło falę ludzkiej wrażliwości, a zarazem pokazało wielką godność i wartość człowieczeństwa zanurzonego w Chrystusie.

Tysiące zapalonych świec wytworzyło sugestywną atmosferę. Polacy podkreślali, że jednak rok temu w Ojczyźnie głębiej przeżywali odchodzenie Papieża niż teraz w Watykanie. – To były dużo głębsze przeżycia. Atmosfera była dużo bardziej gorąca i bardziej rozmodlona niż tutaj – powiedziała mi Beata Smolarek z Warszawy. Jej mama Grażyna podkreśliła, że udział w modlitewnym czuwaniu w Watykanie był jej najskrytszym marzeniem. Było inaczej, ale i tak pielgrzymi mieli mokre od łez wzruszenia oczy.
Po papieskim błogosławieństwie plac szybko opustoszał, choć niektórzy próbowali jakby odtworzyć atmosferę sprzed roku. Młodzież modliła się w małych grupkach. Polacy trzymając w rękach świece, śpiewali „Barkę”. Nad placem rozległ się dźwięk bębnów wygrywających melodie z Lednicy. O północy przed okalającymi plac barierkami paliły się już tylko zostawione przez pielgrzymów świece.

Łzy nad grobem
Szczególnym przeżyciem była poranna Msza św. przy grobie Jana Pawła II. Wzięli w niej udział najbliżsi współpracownicy Ojca Świętego i ci, którzy przychodzą na tę Mszę drugiego dnia każdego miesiąca i w każdy czwartek. Liturgii przewodniczył ks. Mieczysław Mokrzycki. Był on sekretarzem Jana Pawła II, teraz jest sekretarzem Benedykta XVI. W bardzo osobistej homilii dał przejmujące świadectwo odchodzenia Jana Pawła II. „Zaczął umierać w czwartek po Wielkanocy. Był wtedy z Jezusem w Wieczerniku. W piątek cierpiał na Golgocie. Gdy rozpoczęła się liturgicznie niedziela, stanął u grobu, a raczej u bram zmartwychwstania. (...) Sobota. Od 14.00 zaczął słabnąć i tracić kontakt z otoczeniem. Odpoczywał, zasypiając, i budził się znowu. Około 20.00 postanowiliśmy odprawić w sypialni przy łóżku Mszę świętą z Niedzieli Miłosierdzia Bożego, która się właśnie rozpoczynała. Po Mszy świętej był coraz bardziej wyciszony. Z lekko przechyloną głową usnął i przeszedł do Pana”.

Kiedy ks. Mokrzycki wypowiadał te słowa, w Grotach Watykańskich panowała kompletna cisza. Zebrani nie wstydzili się płakać. Przy grobie modlił się Arturo Mari, osobisty fotograf Jana Pawła II. Na koniec Eucharystii odśpiewano „Barkę”. Na prostym grobie złożono kosz biało-czerwonych róż z napisem: „Ojcu Świętemu – Rodacy”.

W Mszy mogło uczestniczyć tylko niewiele ponad 100 osób. Gdy weszłam do bazyliki, zobaczyłam kilkunastoosobową grupkę stojącą nad ozdobną kratą łączącą górną bazylikę z grotami. – Uczestniczyliśmy w liturgii z uchem przy posadzce. Kazania nie było słychać, ale dochodził nas śpiew i echo modlitw – mówili pielgrzymi. Mężczyzna ze Strzelina wyznał: Ojciec Święty żyje w moim sercu, żyje, chociaż umarł. Wzruszony przyznał, że przyjechał na grób Papieża, tak jak do swojego taty. – Z takich spotkań czerpię siłę do tego, by być odważnym człowiekiem – mówiła aktorka Małgorzata Kożuchowska. – Mam nadzieję, że wrócę do Polski silniejsza, że na co dzień w najdrobniejszych rzeczach będę umiała wcielać w życie to, czego uczył nas Jan Paweł II – dodała, stojąc dosłownie kilka metrów od miejsca, w którym rok temu stał katafalk z ciałem Ojca Świętego. Wtedy, by go pożegnać, stała w kolejce kilkanaście godzin. Dziś dziękowała za całe dobro, jakiego od niego doświadcza.

Plac biało-czerwony
Przez ostatni rok przy grobie Jana Pawła II modliły się 4 mln pielgrzymów. Tam też zmierzali wszyscy przybywający na rocznicę śmierci. Włoskie dzieci przynosiły kwiaty i swoje rysunki. Praktycznie każdy składał do stojących przy grobie koszyków modlitewne intencje. 30-letnia kobieta ze Śląska dziękowała Papieżowi za życie. – Wygrałam walkę z rakiem. Nie wierzyłam, że mi się to uda. Jan Paweł II nauczył mnie, jak podchodzić do choroby, pokonywać cierpienie i mimo wszystko być radosną – mówiła. „Szukałem was, a teraz wy przybiegliście do mnie” – koszulki z takim napisem mieli sportowcy z parafialnego klubu sportowego „Żółwik”. Pokonując 1600 km, przybiegli oni w sztafecie na rocznicę śmierci z Opola. Wbiegli na plac i na kolanach prosili o szybką beatyfikację Jana Pawła II. Intencje, z którymi przybiegli, złożyli przy jego grobie.

Ilu Polaków przyjechało do Rzymu – 3, 10, 20 tysięcy – trudno oszacować. Na pewno mniej niż się spodziewano. Kiedy ze specjalnego pociągu z Warszawy do Rzymu „Pro Memoria” zaczęli wysiadać pielgrzymi, na dworcu nie było tłoku. Przyjechało około 300 osób. Dzień wcześniej w Mszy w bazylice watykańskiej dla pielgrzymów z „Solidarności” uczestniczyło około tysiąca. Trzy razy tyle wypełniło Bazylikę św. Jana na Lateranie, gdzie abp Szczepan Wesoły odprawił główną rocznicową Eucharystię dla Polaków.

Polacy byli jednak najbardziej widoczną grupą narodowościową. Flagi i biało-czerwone transparenty sprawiły, że rzucali się w oczy. Tuż przed wieczornym czuwaniem wzruszona Węgierka, Weronika, powiedziała: tu jest cała Polska. Nierozumiejącym nic z tego, co mówiła, pielgrzymom z Wadowic dziękowała za Papieża Polaka. Kiedy w mediach toczyła się bitwa o cyfry, a kolejne stacje radiowe i telewizyjne informowały, że do Rzymu przybędzie trzy razy więcej pielgrzymów, niż się spodziewano, na placu trwała modlitwa. I to ona była najważniejsza. Jedni prośby i dziękczynienie przynieśli w swych sercach. Inni, jak Marcello z Turynu, w wypełnionym listami plecaku. Modlitwa za Ojca zjednoczyła wszystkich. A On uśmiechał się, błogosławiąc nam z okna nieba.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.