W Krakowie nie będę sam

ks. Artur Stopka

|

GN 24/2005

publikacja 09.06.2005 10:50

Przed ponad 26 laty wyjechał z kard. Karolem Wojtyłą do Rzymu. Ale nigdy nie opuścił swojej diecezji. Teraz wraca jako jej pasterz. Jak być metropolitą krakowskim, uczył się od samego Papieża.

ks. Stanisław Dziwisz ks. Stanisław Dziwisz
młody wikary w Makowie Podhalańskim

Dziennikarzom często powtarzał: „Pa-miętajcie, że mnie nie ma”. Zawsze pozostawał w cieniu. Ale był. Zawsze tam, gdzie Jan Paweł II go potrzebował. Oddany, lojalny, dyskretny. Nawet po śmierci otrzymał od Papieża polecenie. W testamencie Jana Pawła II czytamy: „Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią wyrozumiałą współpracę i pomoc”.

Ta „wyrozumiała współpraca i pomoc” trwała prawie czterdzieści lat. „Przełomowym momentem w życiu ks. Dziwisza było powołanie go w roku 1966 na kapelana ówczesnego arcybiskupa metropolity Karola Wojtyły – twierdzi kard. Stanisław Nagy. – Z dnia na dzień z troszczącego się o marginesowe sprawy życia i działalności ks. arcybiskupa Wojtyły stawał się towarzyszem jego drogi, prowadzącej błyskawicznie w górę. Zaczyna się ocierać o sprawy coraz to donioślejsze, stykać z ludźmi o coraz to większych wymiarach w życiu Kościoła, Narodu. Jako wierny i zatroskany Syn Wielkiego Ojca, gotów jest zawsze robić wszystko, ażeby oszczędzić mu drogocennego czasu, niepotrzebnych kłopotów, pojawiających się na horyzoncie zagrożeń”. A co było wcześniej, zanim stanął u boku późniejszego następcy świętego Piotra?

Ratunek na krzyżu
Ktoś powiedział, że jego dotychczasowy życiorys zmieściłby się na bilecie tramwajowym. To przesada.
Abp Stanisław Dziwisz urodził się 27 kwietnia 1939 roku w Rabie Wyżnej. Jego ojciec był kolejarzem. W 1957 roku Stanisław zdał maturę w Liceum Ogólnokształcącym w Nowym Targu i wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął 23 czerwca 1963 roku. Udzielił mu ich arcybiskup Karol Wojtyła.

W latach 1963–1965 pracował jako wikariusz w parafii Maków Podhalański – jak powiedział kard. Nagy – „wzorcowej parafii”. Już jako papieski sekretarz w 1999 roku został honorowym obywatelem miasta. Z tej okazji Józef Jurek, wieloletni kościelny w parafii w Makowie, przypomniał, że z ks. Dziwiszem niegdyś często razem żartowali. Zdementował jednak legendę, że w dzieciństwie ks. Dziwisza napadły psy. – Psy napadły ks. Dziwisza wtedy, gdy był już u nas wikarym – opowiadał. – Stało się to w ten sposób, że dwa białe owczarki uciekły przez ogrodzenie z terenu plebanii i zaczęły gonić księdza. Ks. Dziwisz nie miał gdzie uciec. Wbiegł na pobliski cmentarz i wskoczył na krzyż, który był bardzo spróchniały i ledwo go utrzymał.

Zdaniem Jana Białończyka, parafianina z Makowa, młody wikary był ujmujący i zawsze serdeczny. – Do wszystkich miał odpowiednie podejście – wspominał Jan Białończyk. – Tylu księży przeszło przez makowską parafię, a jego się najlepiej pamięta.

Ścieżka obok drogi
Według kard. Nagy’ego, lata 1963–1978 były w życiu ks. Stanisława czasem wielkiej nauki i dynamicznego w niej postępu, „nauki obejmującej coraz to szerszy i głębszy krąg problematyki, od życia archidiecezji poczynając, a na śmiertelnym zmaganiu się Kościoła polskiego z antyludzkim systemem kończąc”. W roku 1978 obronił pracę doktorską na Papieskim Wydziale Teologicznym w Krakowie. Nosiła tytuł „Kult św. Stanisława w Krakowie do Soboru Trydenckiego”. „Ks. Stanisław Dziwisz z zaangażowaniem przeżywał sprawy związane z kultem Męczennika ze Skałki, dodając do prowadzonych nad tą wyjątkową postacią badań żar sumiennego, naukowego zaangażowania. Nadawało to ks. Dziwiszowi rangę wyjątkowego znawcy historycznej i liturgicznej problematyki św. Stanisława Szczepanowskiego” – uważa kard. Nagy.

Czy zgłębiając tajniki życia i cześć oddawaną świętemu Biskupowi ze Szczepanowa przypuszczał, że zostanie jednym z jego następców? Nie wiadomo.Wiadomo, że 16 października 1978 roku zaczął się nowy etap nie tylko w życiu Karola Wojtyły. Równolegle do jego drogi wiodła ścieżka ks. Stanisława.

Narzędzie w planach Bożych
Które wydarzenie było dla abpa Stanisława najważniejsze w czasie trwającej ponad 26 lat służby u boku Następcy świętego Piotra? Można się domyślać na przykład na podstawie tego, o czym mówił, gdy w roku 2001 otrzymywał doktorat honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wymowna była data uroczystości – 13 maja. Dokładnie dwadzieścia lat po zamachu na życie Jana Pawła II. „Nie będzie też wykładu – mówił wtedy. – Będzie raczej świadectwo – świadectwo człowieka, który zaledwie dotknął tajemnicy, choć może był w niej także – chociaż trudno mi to powiedzieć – narzędziem w planach Bożych, za to z całą pewnością jest naocznym świadkiem tego, jak przez dwadzieścia lat wypełnia się ów dar – dar życia Ojca Świętego”.

Nie przypisuje sobie zasługi uratowania życia Papieża. Mówi: „Mogę powiedzieć, że w tamtej chwili jakaś moc niewidzialna wkroczyła, aby ratować zagrożone śmiertelnie życie Ojca Świętego”.
O zamachu abp Dziwisz opowiada też na łamach ostatniej papieskiej książki „Pamięć i tożsamość”. Sposób, w jaki rozmawiał wtedy z Papieżem, mówi bardzo dużo o ich wzajemnych relacjach (jak twierdzą niektórzy – „rozumieli się bez słów”). To, w jaki sposób opowiada o tamtych dramatycznych chwilach, mówi bardzo dużo o nim samym: „Zapytałem Ojca Świętego »Gdzie?«. Odpowiedział: »W brzuch«. »Boli?« – »Boli«...

O życiu bądź śmierci decydowały różne czynniki. Choćby kwestia czasu dojazdu do kliniki; parę minut dłużej, jakaś mała przeszkoda na drodze – i byłoby za późno. W całej tej sprawie widać Bożą rękę. Wszystko na to wskazuje”. To abp Dziwisz podjął decyzję o natychmiastowym przewiezieniu Ojca Świętego do kliniki Gemelli. I podobno mówił kierowcy karetki, którędy trzeba jechać...

To nie jest abp Dziwisz!
„Don Stanislao”, jak nazywano go w Rzymie, zawsze stał nieco z tyłu. Widać go na tysiącach zdjęć z Janem Pawłem II. Ale nigdy nie wygląda na nich jak ktoś ważny. Mnóstwo ludzi, w tym także Polaków, nadal nie wie, jak on wygląda. Do „Gościa Niedzielnego”, nawet dwa dni przed nominacją abp. Dziwisza na metropolitę krakowskiego, przyszedł kolejny list, w którym oburzone czytelniczki zarzucają redakcji błąd w podpisie pod zdjęciem. Po ponad ćwierć wieku trwającym pontyfikacie wciąż są ludzie, którzy uważają, że to abp Marini jest Stanisławem Dziwiszem.

Mało kto również zna jego głos. Nawet wtedy, gdy Jan Paweł II miał już poważne kłopoty z mówieniem, głosu udzielali mu inni pracujący w Watykanie Polacy. Głos abp. Dziwisza usłyszeliśmy tylko raz, 13 lutego bieżącego roku. Odczytał papieskie pozdrowienia skierowane do Polaków. Ale nie pokazał się obok niego w oknie.

Dziennikarze zgodnie twierdzą, że abp Stanisław jest człowiekiem bardzo życzliwym mediom. Pomagał tym, którzy mówili dobrze o Janie Pawle II, ale nie dyskryminował i tych, którzy wyrażali krytyczne opinie. Tylko raz udzielił wywiadu prasie. Nie mówił jednak o sobie. Na prośbę Ojca Świętego bronił jednego z kościelnych hierarchów przed fałszywymi oskarżeniami.

Dlatego dużym wydarzeniem było, gdy po ogłoszeniu decyzji o przyspieszeniu procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Jana Pawła II wystąpił w Radiu Watykańskim i dziękował nowemu Papieżowi za tę decyzję. Dziękował nie tylko w swoim imieniu, ale w imieniu wszystkich tych, którzy byli najbliżej zmarłego Ojca Świętego.

Skrzynka wybornego wina
Ci, którzy się z nim zetknęli, opisują abp. Dziwisza jako człowieka pogodnego, pełnego humoru, obdarzonego znakomitą pamięcią, umiejącego pokierować rozmową w taki sposób, aby nie urażając rozmówców, zakończyć jakiś zbędny wątek. Tak mówi o nim m.in. ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej Hanna Suchocka. Bp Jan Zając, kolega abp. Dziwisza jeszcze z czasów seminaryjnych, powiedział o nim: „Życzliwy, uczynny, po prostu dobry kolega i dobry człowiek. Takim dał się poznać już w seminarium. Każda powierzona mu sprawa, z którą się do niego zwracaliśmy, była rozważana w zadumie i powadze. Potrafił bezwzględnie dochować tajemnicy. Polegaliśmy na nim jak na Zawiszy”. Potrafi zjednywać sobie przyjaciół.

Uwielbia dawać. Polskie media informowały o komputerach, które podarował szkole w swej rodzinnej miejscowości. Jednak większość jego darów jest anonimowa. Jest wiceprzewodniczącym Rady Administracyjnej Fundacji Jana Pawła II w Rzymie. Polski watykanista Marek Lehnert opowiedział niedawno, jak kiedyś, tuż przed Bożym Narodzeniem, osobisty sekretarz Jana Pawła II czekał na niego ze skrzynką wybornego wina, które ktoś przekazał Papieżowi. „Przecież sami tego nie wypijemy” – powiedział z uśmiechem. Wiadomo, że lubi chodzić po górach, że sporo jeździł na nartach, gdy mu zdrowie na to pozwalało. Żadne plotkarskie gazety nie podają, jaka jest jego ulubiona potrawa. Wydany przez KAI leksykon „Kto jest kim w Kościele” nie podaje, jakie jest jego hobby. Wymienia tylko ulubione lektury – z dziedziny historii. Dziennikarze, którzy koniecznie szukali jakiejś jego słabości, twierdzą, że pali papierosy, ale nikt nigdy publicznie go z papierosem nie widział.

Od grobu Piotra do Stanisława
O tym, że abp Stanisław Dziwisz ma zostać metropolitą krakowskim, włoskie gazety pisały już trzy lata temu. Potem wielokrotnie tę informację powtarzały, także po śmierci Jana Pawła II. Kard. Franciszek Macharski wiadomość o mianowaniu jego następcy przyjął z wielką radością i nazwał ją „prezentem od Ojca Świętego”. Powiedział, że właśnie takiej decyzji oczekiwał. Po swojej nominacji abp Dziwisz nie unikał dziennikarzy. Ale niewiele mówił o sobie. Mówił o odpowiedzialności, którą podejmuje, mówił, że chciałby być przyjęty nie „tak samo, lecz podobnie” jak Karol Wojtyła. I znów mówił o Janie Pawle II.

Do swych diecezjan napisał list, w którym podkreślił: „Jestem świadomy wielkiej odpowiedzialności i ogromu dziedzictwa, które niesie w sobie Kościół krakowski od czasów św. Stanisława, biskupa i męczennika, aż po ostatnie chwile wielkiego pontyfikatu papieża z Krakowa Jana Pawła II”.
A na falach Radia Watykańskiego snuł wspomnienia z czasów seminaryjnych, gdy bp Karol Wojtyła wybierał się na pierwszą sesję Soboru Watykańskiego II i mówił, że udając się od grobu św. Stanisława do grobu św. Piotra, zabiera ze sobą Kościół krakowski: „Wspomnienia tamtego wydarzenia ożyły na nowo w mym sercu dziś, kiedy mam wrócić do Krakowa, chociaż tak bardzo zmieniły się okoliczności. Zostałem posłany od grobu św. Piotra do grobu św. Stanisława. Ufam głęboko, że w tej podróży będzie mi towarzyszył Ojciec Święty Jan Paweł II, że nie będę sam, ale z Nim, gdyż On serce swoje zostawił w Krakowie. Chciałbym bardzo, aby Kraków i diecezja przyjęły mnie jako wiernego świadka umiłowanego Ojca Świętego. O to dziś modliłem się przy Jego grobie”. Będzie drugim Stanisławem kierującym Kościołem krakowskim w jego ponadtysiącletniej historii. Dołączył do grona naprawdę wielkich postaci.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.