Gwałtownik Boży

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 19/2005

publikacja 11.05.2005 00:07

Prorok, charyzmatyk, mistyk, a zarazem duszpasterz. Człowiek idący zawsze pod prąd. Kandydat na ołtarze. Dał nadzieję tysiącom, zwłaszcza młodych ludzi. Mowa o ks. Franciszku Blachnickim, twórcy ruchu oazowego. Powstał właśnie jego filmowy portret.

Gwałtownik Boży kadr z filmu fot. M. Piekara

Nie jest łatwo przedstawić w 45-minutowym dokumencie życiorys, który mógłby być znakomitym scenariuszem pełnometrażowego filmu fabularnego. Być może kiedyś powstanie. Na razie nakręcono film dokumentalny. Nosi tytuł „Gwałtownik Boży – rzecz o ks. Franciszku Blachnickim”. Jest to rodzaj szkicu, który stara się ukazać postać jednego z najwybitniejszych polskich kapłanów ubiegłego stulecia. Jego inicjatorem jest abp Damian Zimoń. Autorem scenariusza i reżyserem jest Adam Kraśnicki, redaktor katowickiego oddziału TVP.

O życiu ks. Franciszka opowiadają świadkowie oraz ci, którzy dziś kontynuują jego dzieło. Zwykle mówią o nim po prostu: Ojciec. Film pokazuje najważniejsze miejsca związane z jego życiem. Są to chronologicznie: Rybnik, Tarnowskie Góry, obóz Auschwitz, Katowice, Niepokalanów, KUL, Krościenko, Carlsberg.

Dla twórcy filmu, Adama Kraśnickiego, najtrudniejsze okazało się sportretowanie tak bogatego życiorysu w krótkim dokumencie. „Miałem do wyboru dwie drogi: albo próbować naszkicować całe życie ks. Blachnickiego w sposób uporządkowany, zachowując chorologię, albo pójść w kierunku impresji, wybierając tylko niektóre wątki z tak wielowymiarowej postaci. Ks. Adam Wodarczyk, postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Blachnickiego, przekonał mnie, że lepiej wybrać pierwszą opcję. Dla ludzi, którzy dobrze znają życie i dzieło ks. Franciszka, wiele rzeczy jest oczywistych.

Ale dla tych, którzy w ogóle o nim nie słyszeli, cenniejszy jest film, który przekazuje podstawowe informacje: kim był, co zdziałał. Oczywiście niedosyt zawsze pozostaje. Żałuję, że nie udało się mocniej wyakcentować momentu nawrócenia Blachnickiego w celi więziennej, kiedy czekał na wyrok śmierci. Bardzo ciekawe jest to, jakim cudem udało mu się uniknąć tej kary.

Zainteresowało mnie także to, co działo się z Blachnickim po 1981 roku. Stan wojenny zastał go w drodze do Rzymu. Nie mógł wrócić do Polski. Jego zetknięcie z sytym Zachodem okazało się bardzo bolesne. To było doświadczenie opuszczenia, także materialnej biedy i trudności w docieraniu do świata, w którym rządzi pieniądz”.

Obecni na premierze księża i młodzież, związani z oazą, zwracali uwagę, że dla pełnego obrazu ks. Blachnickiego konieczny jest film o ruchu oazowym. Rzeczywiście, zabrakło w filmie Kraśnickiego pokazania samego ruchu oazowego: dzieci, młodzieży, rodzin. Przydałoby się choć kilka scen z życia oaz letnich lub parafialnych, wypowiedzi ludzi, którym oaza dała doświadczenie żywego Kościoła. Największym dowodem duszpasterskiego geniuszu Blachnickiego jest przecież to, że Ruch Światło-Życie trwa i przynosi konkretne owoce. Ale może to już temat na kolejny obraz.

Dorota Seweryn, jedna z najbliższych współpracowników ks. Blachnickiego, oglądała film ze wzruszeniem. Sama potrafi opowiadać barwnie godzinami o życiu Sługi Bożego. Na filmie miała na to tylko kilka chwil. „Żaden film nie odda jego świętości – powiedziała po premierze – może pokazać jej maleńką część. Ale cieszę się, że film powstał. Pomoże przybliżyć tę postać. Dobrze, że są takie próby”.

To chyba najwłaściwsze określenie. Film jest próbą pokazania tego wybitnego polskiego kapłana, pochodzącego ze Śląska. Jest to tylko szkic, ale jako dokument może spełnić pewną rolę edukacyjną. Jest nadzieja, że będzie emitowany w TV Polonia, może także w TVP.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.