Mistrzowie Polski i amatorzy, człowiek krowa i zakonnicy w habitach. Witamy na Górskim Biegu Frassatiego!
Trasa to 21,8 km, w tym ponad 1100 m podbiegów.
ROMAN KOSZOWSKI /foto gość
Nad brzegiem Jeziora Międzybrodzkiego rozlega się ogłuszający dźwięk trąbek i dzwonków, słychać okrzyki i gromkie brawa. Wszystko to na cześć Dominika Tabora z Krakowa, który jako pierwszy przebiega linię mety IV Górskiego Biegu Frassatiego i bije rekord trasy o ponad 6 minut! – Ależ to była wyrypa! – komentuje Dominik.
Chwilę później na czerwony dywan wpada dwóch zawodników. Zapowiada się emocjonująca rywalizacja na ostatniej prostej… Tymczasem Marcin Kubica i Michał Dudczak chwytają się za ręce i w triumfalnym geście razem kończą bieg. – Kilkanaście razy mijaliśmy się z Marcinem na trasie, jeden drugiego wyprzedzał, więc finiszowaliśmy razem. Gdyby któryś z nas szarpnął, mógłby wygrać z minimalną przewagą, ale po co? – tłumaczy Michał. – Przyjaźń jest ważniejsza niż rywalizacja – dodaje Marcin.
Pomysł przychodzi z góry
Międzybrodzie Bialskie już czwarty raz ugościło zawodników i kibiców biegu organizowanego przez Instytut Gość Media. Tym razem na linii startu ustawiło się aż 334 biegaczy. Nie byłoby tej imprezy bez Wojtka Teistera, dziennikarza portalu gosc.pl, a prywatnie zapalonego biegacza. Pomysł zrodził się we francuskim Val d’Isère w 2017 r., gdzie ekipa „Gościa Niedzielnego” towarzyszyła polskiej kadrze podczas Mistrzostw Europy w Skyrunningu – ekstremalnej odmianie biegów górskich. Swój plan powierzył bł. Pierowi Giorgiowi Frassatiemu, którego życiowym mottem były słowa: „Ku górze”. – To jeden z moich ulubionych patronów. Pokazuje, że w życiu da się pogodzić pasję do sportu z miłością do Boga i radością spotkania z drugim człowiekiem – tłumaczy Wojtek.
Na lokalizację wybrał znane mu od dzieciństwa okolice Beskidu Małego – niewysokie, ale strome góry, kojarzące mu się z norweskimi fiordami. Potem pozostało już tylko przekonać do inicjatywy szefostwo „Gościa”. – Nie było z tym problemu, pomysł chwycił od razu, szczególnie że Piotr Sudoł, ówczesny szef promocji, również biegał po górach – uśmiecha się inicjator. Pierwszy raz polana nad Jeziorem Międzybrodzkim zapełniła się zawodnikami w 2019 roku. Od tego czasu bieg wpisał się do kalendarza imprez sportowych. Każdego roku gromadzi czołówkę polskich pasjonatów biegania po górach. – Od początku nasz bieg przyciąga mocnych zawodników, dzięki czemu poziom sportowy imprezy jest bardzo wysoki – cieszy się Wojtek.
Najszybszą z kobiet jest dziś Paulina Tracz z Rzeszowa. To jej trzeci „Frassati” – w ubiegłym roku start uniemożliwiła jej ciąża. Tym razem, jak to z młodymi mamami bywa, wszystko zrobiła szybko – szybko przebiegła trasę, bijąc dotychczasowy rekord, szybko zjadła coś, aby odzyskać siły, i szybko, nie czekając na dekorację zwycięzców, wróciła do domu, aby na czas nakarmić małą Polę.
Sukces dla każdego
Przed południem teren nad jeziorem przypomina pole bitwy – gdzie spojrzeć, na ziemi leżą zawodnicy, wykończeni 22-kilometrowym biegiem. Choć organizatorzy informują, że suma podbiegów przekracza 1100 metrów, dla zawodników najbardziej morderczy okazuje się ostatni zbieg ze szczytu Czupla, który ciągnie się przez cztery kilometry i traci na tym dystansie 600 m wysokości. Niektórzy zaraz po przekroczeniu mety szukają ochłody w jeziorze, inni padają na trawę, jeszcze inni ostatkiem sił docierają do olbrzymiego namiotu i uzupełniają spalone kalorie.
Do czerwonego dywanu zbliża się Adam Gryman z Rogoźnej. Na ostatnich metrach bierze za rękę czteroletniego syna i przy aplauzie publiczności przebiega z nim pod czerwoną bramą. Zmęczonego męża wita na mecie Ola w koszulce ze śląskim napisem: „Przaja mojimu chopu”, czyli „kocham mojego męża”. – Ten bieg to dla nas okazja do spędzenia czasu całą rodziną. Kiedy Adam biegnie, my z Jorgusiem bawimy się nad wodą, potem cieszymy się jego sukcesem – opowiada Ola.
Sukces w tym wypadku nie musi oznaczać miejsca na podium, ale przebiegnięcie wymagającej trasy w miarę swoich możliwości. Wyjątkowość biegów górskich polega między innymi na tym, że na starcie stają obok siebie zawodowcy, którzy sport stawiają w centrum swojego życia, i amatorzy, którzy traktują go czysto rekreacyjnie.
Czy pierwszy, czy ostatni – każdy z zawodników na mecie witany jest gromkimi brawami, a na jego szyi ląduje pamiątkowy medal. Tegoroczne są ceramiczne, wykonane ręcznie przez pochodzącą z Chersonia Irynę Kondratiuk, która po wypaleniu prawie czterystu medali… stanęła na starcie biegu. – Fajnie dostać medal, który zrobiło się samemu – śmieje się na mecie.
Bieganie z misją
– Kiedyś biegałem dość sporo, teraz udaje mi się wyskoczyć raz, dwa razy w tygodniu – wyjaśnia Adam Gryman, na co dzień pracujący w katowickim oddziale IPN. Jego celem nie jest więc rywalizacja, ale dobra zabawa. – Staram się wybierać takie biegi, które mają jakąś misję, nie są tylko wydarzeniem sportowym. Jestem katolikiem, utożsamiam się z Kościołem, dlatego udział w imprezie „Gościa” i do tego z takim patronem to dla mnie radość – dodaje. Na trasę zabrał ważne dla siebie intencje; biegnąc, zdążył dwukrotnie odmówić Różaniec. – Szczególnie modliłem się dziś za księży oraz tych, którzy porzucili kapłaństwo – mówi.
Aby wydarzenie na taką skalę mogło się odbyć, konieczne jest zaangażowanie sztabu ludzi. Tu nie ma lipy – elektroniczny pomiar czasu zapewnia profesjonalna firma, goprowcy i strażacy z miejscowych OSP na quadach pilnują bezpieczeństwa na trasie, a kilku fotografów i kamerzystów utrwala biegowe wspomnienia. Punkty regeneracyjne pełne są napojów i przekąsek, a na mecie obolałe mięśnie rozluźniają fizjoterapeuci z zaprzyjaźnionego Centrum Medycznego Syntonic. Biegu nie byłoby też bez pomocy kilkudziesięciu wolontariuszy, którzy bezinteresownie oddają swój czas i siły, na pełnych obrotach działa też wielu pracowników „Gościa Niedzielnego” i Radia eM. – Koordynacja biegu to czysta przyjemność, wszystkie służby chętnie współpracowały z nami od początku. Mieszkańcy Międzybrodzia już nas znają i traktują jak swoich – uśmiecha się Staszek Dacy, prawa ręka Wojtka. Nie udaje nam się dłużej porozmawiać, bo z przypiętej do jego paska krótkofalówki dobiega głos wzywający go co chwilę to na metę, to do namiotu. Wysiłek organizatorów przynosi jednak owoce – każdy zawodnik, pytany o wrażenia z biegu, podkreśla świetną organizację: dbałość o oznakowanie trasy i wszystkie inne szczegóły, które pozwalają cieszyć się sportową przygodą.
Piątka z krową
Twarze zawodników docierających na pierwszy punkt regeneracyjny na przełęczy Przegibek rozjaśniają uśmiechy. Ich powodem nie jest jednak widok bananów i izotoników, ale spotkanie z Łukaszem Haręźlakiem, który w stroju krowy, z megafonem w dłoni, dopinguje ich do dalszej walki. – Stałem się już chyba maskotką biegu – śmieje się Łukasz. W doping wkłada ogrom wysiłku – bieganie w ciepłym kostiumie w gorący dzień nie jest łatwym zadaniem, ale radość zawodników i przybijane przez nich piątki mobilizują go do działania.
Biało-czarna krowa kontrastuje z brązowymi habitami kapucynów, którzy na tej samej przełęczy kibicują biegaczom, wśród których są także ich współbracia. Kibicują skutecznie – br. Rafał Ciurej OFM Cap z Piły zdobywa trofeum Mistrza Polski Duchowieństwa w Biegach Górskich. – Biegać zacząłem w seminarium, kiedy miałem zajęcia z greki i łaciny i musiałem je jakoś odreagować – wybucha śmiechem br. Rafał. Ta dodatkowa kategoria rozgrywana jest po raz trzeci, a jej dwukrotny zwycięzca, ks. Tomasz Szady, tym razem finiszuje na drugim miejscu. W poprzedniej edycji furorę zrobiła siostra Joanna Jeż, która całą trasę przebiegła w habicie i welonie, za co na mecie otrzymała aplauz głośniejszy niż zwycięzcy.
– Jedni zawodnicy przyjeżdżają do nas ze względu na Piera Giorgia. Inni od lat są czytelnikami „Gościa Niedzielnego” albo formują się w różnych wspólnotach. A jeszcze inni są daleko od Kościoła. Bieg jest świetną okazją do spotkania ponad podziałami – w debacie publicznej mamy bardzo napiętą atmosferę, dlatego każda okazja, w której ludzie o różnych światopoglądach mogą zrobić coś fajnego razem, jest na wagę złota – podkreśla Wojtek Teister.
Nagrody we wszystkich kategoriach zostają rozdane, łąka nad jeziorem powoli pustoszeje. Organizatorzy mogą wreszcie na chwilę usiąść i zebrać siły – czeka ich jeszcze ponowne pokonanie trasy, aby usunąć wszystkie oznaczenia. A potem… potem mogą zabrać się powoli za planowanie kolejnej, piątej już edycji biegu. Nad Jeziorem Międzybrodzkim spotkamy się 17 czerwca 2023 r. Już teraz zapraszamy!•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.