To nie fatamorgana

Jacek Dziedzina

|

GN 12/2008

publikacja 25.03.2008 12:38

Na pustyni można znaleźć wszystko. Ciężarówkę z Bagdadu, beduina z wielbłądem. A nawet 300-osobowy grobowiec i małe królestwo.

To nie fatamorgana Tylko bogatsi beduini mogą pozwolić sobie dzisiaj na wielbłąda fot. Henryk Przondziono

To ostatnie osiedle za miastem. Za nim nie ma już absolutnie nic – mówi nasz przewodnik, który zna tę trasę na pamięć. Wjeżdżamy na Pustynię Syryjską. Drogowskazy informują, że niewielka odległość dzieli nas od granicy z Irakiem. Ale to nieprawda, że na pustyni niczego nie ma. Tu się dopiero zaczyna przygoda.

Nie jedźmy do Bagdadu
– Kup pan naszyjnik, ładny, z prawdziwych kości wielbłąda – młody beduin nie wyobraża sobie, że mógłbym odjechać bez zakupów. Żeby mnie przekonać, że to żaden plastik, wyciąga zapalniczkę i podpala towar. Pozostaje nienaruszony. A wokół mnie rośnie grupka innych sprzedawców. Koledze zakładają nawet arabską chustę na głowę i uznają, że tym samym transakcja doszła do skutku. Nie wszędzie jednak beduini są natrętnymi handlarzami. W oddali widać kolejne namioty koczowniczych rodzin. Nie ma ich wiele w tym roku, bo małe opady zmusiły beduinów do przeniesienia się bardziej na zachód, w pobliże rzeki. Nie mają z czego wyżywić zwierząt. Co kilkanaście kilometrów widać namioty tych, którzy zdecydowali się zostać. Dzisiaj rzadko już można spotkać beduinów z wielbłądami. Większość z nich przerzuciła się na małe samochodziki – pikapy. Utrzymanie wielbłąda oznacza kupowanie drogiego jedzenia we wsi. To duże obciążenie, mimo że państwo wspiera beduinów. Tylko bogatsi pozwalają sobie na luksus z chodzącymi dwoma garbami.

– Za chwilę zatrzymamy się w Bagdad Café – przewodnik zapowiada krótką przerwę. – Saddam Café – dopowiadają z ironią jadący z nami Holendrzy. Przewodnik, choć nie ukrywa niechęci do obalonego dyktatora, dostrzega pewną ignorancję w docinkach Holendrów. – Saddam może i był szalony, ale ludzie w Iraku mówią, że przez wojnę stracili wszystko – przekonuje. I jakby dla potwierdzenia tego, co mówi, z naprzeciwka nadjeżdża kolumna ponurych ciężarówek. Jadą z Bagdadu do Damaszku... po żywność. Ponad sto kilometrów stąd zaczyna się już inny świat. My po pewnym czasie skręcamy na Palmyrę, zostawiając kierunek Bagdad za sobą. Ale ślad irackich ciężarówek zostaje mocno w pamięci.

Królestwo spod piasku
Jak to możliwe, że w sercu pustyni kwitło bogate królestwo? Tak działo się przez trzy stulecia naszej ery ze starożytną Palmyrą. Na horyzoncie pojawia się coraz więcej ruin, śladów dawnej świetności. Miasto znane było już w czasach przed Chrystusem. W Biblii występuje jako Tadmur, zbudowane przez króla Salomona. Później władzę w nim przejęły inne ludy semickie. Największy jednak rozkwit zaczął się w I w. po nar. Chr., kiedy dotarły tu wojska Tyberiusza. Cezar postanowił nie podbijać Palmyry, ale uczynić z niej autonomię w ramach imperium rzymskiego i chronić ją przed zagrożeniem ze strony Persów. Kiedy prawie sto lat później przybył tu cesarz Hadrian, tak zachwycił się Palmyrą, że ogłosił ją wolnym miastem.

Stanęło na tym, że Palmyra była zwolniona z wszelkiego cła i podatków na rzecz Rzymu, sama zaś pobierała znaczne opłaty od karawan przejeżdżających przez jej teren. Znajdowała się na południowo-wschodnim odcinku jedwabnego szlaku. Dzięki temu stała się bardzo bogata. Czasy największej świetności przypadają na rządy królewskiej pary Odonata i Zenobii. Po śmierci męża, Zenobia zaczęła mieć coraz większe ambicje, by całkowicie uniezależnić się od Rzymu. Doprowadziło to do interwencji wojsk rzymskich i pierwszego zniszczenia Palmyry.

Od kilkudziesięciu lat prowadzone są tutaj systematyczne prace archeologów, między innymi polskich. To Polacy odkryli posąg bogini pokoju Alat. Obecnie szukają ciągle pałacu Zenobii. To, co widzimy przed sobą, to zaledwie 25 proc. zaginionego miasta. Reszta ciągle jeszcze znajduje się pod ziemią. Wrażenie robią grobowce. Wchodzimy do jednego z nich, należącego do bogatej rodziny Ilabel z I w. po nar. Chr. W środku zaskoczenie – w trzypiętrowej kondygnacji są miejsca na 300 ciał. Praktyka była taka, że bogata rodzina wynajmowała innym miejsca w swoim grobowcu. Interes się kręcił, a godny spoczynek był zapewniony dla większej grupy mieszkańców.

Baal pokonany
Jednym z ważniejszych znalezisk jest potężna świątynia Baala. Powstała jeszcze w czasach przedrzymskich. Później została przebudowana w stylu panującego imperium. Najnowsze są tylko ściany na froncie, zbudowane w XIII wieku, jako mury obronne przed krzyżowcami (Palmyra została zniszczona ostatecznie przez muzułmanów w VIII wieku, pozostałości wykorzystywano w celach strategicznych). Sama świątynia została zaadaptowana przez chrześcijan w V wieku. W pobliżu miejsca, gdzie kiedyś stał posąg Baala, na ścianie widać przebijające się fragmenty fresków z motywami Zmartwychwstania i świętych. Podobnie było z inną świątynią – boga niebios Baal-Szamina, którą chrześcijanie przekształcili w kościół.

Małe królestwo miało też swój teatr, senat i agorę, na której prowadzono handel sprowadzanymi towarami. – Mam trzy wielbłądy i towarów co niemiara, ile dasz za mój jedwab? – przewodnik stanął na podwyższeniu i zaczął inscenizację handlu sprzed wieków. I pomyśleć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość tych budowli znajdowała się pod pustynnym piaskiem. Dzisiejsza Palmyra kojarzy się nie tylko z dawną świetnością pustynnego królestwa. Syryjczyk nam tego nie może powiedzieć, bo straciłby pracę, ale niedaleko starożytnych ruin znajduje się jedno z najcięższych więzień w kraju. Także dla przeciwników politycznych. Raport organizacji Human Rights Watch z 1996 roku alarmował wspólnotę międzynarodową, że tortury i inne nieludzkie praktyki są „normalne” w tym zakładzie. Nieprzyjazne mury więzienia kładą cień na dobrym wrażeniu, które programowo na turystach mają wywrzeć archeologiczne cuda. – To poproszę paszport – mówi pracownik przystanku autobusowego. Przy biurku ma listę pasażerów, do której dołącza podejrzanych (bo wracamy sami) klientów. Obok telefon, więc w razie czego można powiadomić odpowiednie służby, kto jedzie danym kursem. A to tylko bilet na 250-kilometrową trasę w jednym kraju, bez przekraczania granicy. Ta egzotyka jest fascynująca i smutna zarazem.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.