Chcę być Ruda

Barbara Gruszka-Zych

|

06.02.2008 15:56 GN 06/2008

publikacja 06.02.2008 15:56

Też bym chciała być wolontariuszką, pomagać dzieciom jak Ruda – mówi szóstoklasistka Roksana Łukasik. – Zresztą Ruda mówiła, że umiem słuchać ludzi – dodaje

Chcę być Ruda Pod koniec stycznia w Teatrze Roma w Warszawie Anna Tamas odebrała statuetkę za zdobycie II miejsca w konkursie "Barwy Wolontariatu" Fot. Marek Piekara

Zbliża się 15.00. Na drugim piętrze kamienicy przy Dworcowej 3 w centrum Zabrza zbierają się dzieci. Mało kto z przechodzących obok McDonalda zauważa w domu naprzeciw kolorowe okna jakby z bajki. Z parapetów wyrastają drewniane kwiaty, zamiast firanek wiszą pluszaki. To świetlica środowiskowa „Wielka Flota Zjednoczonych Sił” prowadzona przez Annę Tamas, nazywaną Rudą. W środku też byłoby bajkowo, bo każde miejsce ścian wyklejone pracami przychodzących, ale wspólnota mieszkańców zabroniła im ogrzewać mieszkanie, myśląc, że szybciej się wyniosą. Jest zima i w dużym pokoju dmucha tylko jeden termowentylator. Ale dzieci i tak czują się tu jak u siebie. Zdejmują kurtki, skaczą, stają na rękach, plotkują. Normalnie włóczyłyby się teraz po ulicach. A ich świetlicowi opiekunowie – średnio 25-latkowie – mogliby na przykład siedzieć w pubie.

Ale przychodzi Orzeł, czyli Sebastian Orzeł (nikt nie wie, że to nie tylko ksywka, ale i jego nazwisko), wyglądający na „metala”: – Lubię taki styl – czarna kurtka, długie włosy, mówili o mnie „czarny jak szatan”. Chciałem swoim wyglądem wzbudzać respekt. Ale gdy Ruda poprosiła, żebym pojechał jako opiekun z dziećmi do Szczyrku, od razu złapaliśmy kontakt. Jestem dumny, że mnie potrzebują. Na znak, że zaczynają zajęcia, zdejmuje glany i razem z Rudą siadają z dziećmi w kręgu na dywanie we wzory domków.

Motyl w zimie
Najpierw Ruda każe malować „buźki”, wyrażające ich nastrój.
– Moja jest wesoła, dziś nie byłam w szkole, nie chciałam pisać testu.
– A moja wesoło-smutna, chce mi się płakać, bo lubię chodzić do szkoły, ale nie lubię się uczyć...
– Narysowałam buźkę zadowoloną, choć nie powinnam, bo jest was dziś mało. Ale i tak się cieszę. Rozsypuje wycinanki – koniczynę, motyla, słońce, listek. Każdy ma wybrać, co do niego pasuje. Większość rzuca się na symbole lata – motylki, słońce, koniczynę.

Ruda zachęca do szukania ukrytych w różnych miejscach literek. Układają z nich hasło dzisiejszego spotkania: „Nasze zasady”. – Zasady to tak jak kodeks „Floty”, przepisy, co należy robić, żeby było dobrze – definiują. – Szanujemy Rudą, „Flotę”. – Staramy się chodzić do szkoły, dbać o porządek, jak stąd wychodzimy! – Wszystko robimy wspólnie! – Nie bijemy się, szanujemy się wzajemnie! – Nie oddzielamy się od grupy, schodzimy cicho po schodach! – Mówimy prawdę! – przekrzykują się.
– Jak jedenastolatka nauczy się kraść, to zostanie mu na całe życie – mówi Ruda. – Jak się przekaże mu wartości, które należy przestrzegać, to można go wykierować na człowieka. Im więcej człowiek pracuje nad sobą w dzieciństwie, tym bardziej owocuje to w dorosłym życiu. Już po dwóch latach dzieci się wyciszyły, inaczej niż pięściami starają się załatwiać problemy. Choć wie, że nie zdziała cudów – jej „Flota” działa trzy godziny dziennie przez pięć dni w tygodniu. – Gdybym z nimi zamieszkała, to by miało sens – marzy.

Z Włoch do Zabrza
„Flota” kojarzy się z Rudą – niewysoką szczupłą dziewczyną, wyglądającą na starszą siostrę podopiecznych. To wrażenie zdaje się potwierdzać świetlicowy zwyczaj mówienia sobie na „ty”. – Ale najważniejszy jest Rudzielec, czyli pani prezes, ona to ma autorytet – śmieje się Orzeł. To przezwisko wzięło się od koloru włosów Ani, stonowanego kasztanową farbą. Pasują do nich jej ulubione kolory – brązy, czernie i czerwienie. Od razu widać, że ma styl – na rękach jedna przy drugiej bransoletki z drewnianych koraliczków.

– Nie lubię ubierać się elegancko, tylko wygodnie – zastrzega się. – W ogóle nie chodzę w spódnicach, a glany zamieniam wyłącznie na sandałki. Z luźnego stroju zrezygnowała też na gali siódmej edycji ogólnopolskiego konkursu „Barwy Wolontariatu”, który odbył się pod koniec stycznia w Teatrze Roma w Warszawie. Statuetkę za zdobycie drugiego miejsca odbierała w wieczorowej sukni i butach na obcasie. – To prestiżowa nagroda, może teraz nasze stowarzyszenie będą traktować poważniej – ma nadzieję.

Wszystko zaczęło się, kiedy miała 15 lat. Choć nie lubiła się zrzeszać, wstąpiła do 25. szczepu „Kolumbowie rocznik 20”, działającego przy ich podstawówce nr 25. Całą grupę młodzieży przyciągnęła wtedy komendantka Grażyna Zaleska, pedagog szkolny, która po latach zgłosiła kandydaturę Ani do konkursu wolontariuszy. – Szczep współpracował ze stowarzyszeniem „Wyspa w mieście” – wspomina Ruda. – Poszliśmy na zajęcia świetlicy środowiskowej i tak mi zostało.

Kiedy „Wyspa” się rozpadła, sama próbowała pracować z dziećmi. Ale ludzie z jej paczki porozjeżdżali się po świecie w poszukiwaniu pracy i wszystko się rozsypało. Sama po liceum pojechała do Włoch na półtora roku. Pracowała w hotelu, przy zbiorze cytrusów, jako opiekunka dzieci, a potem starszego małżeństwa, w pizzerii i na campingu. Po powrocie razem z Damianem Wrońskim, dziś wiceprezesem, zaczęli ubiegać się o rejestrację Stowarzyszenia Dzieci i Młodzieży „Flota”. Ruszyli ze świetlicą latem 2005 r. w mieszkaniu przy Dworcowej za 150 zł miesięcznie, meblami do kuchni, biurkiem i łóżkiem, które dzieci zaraz rozwaliły.

Człowiek orkiestra
Przychodzi tu 36 osób, w wieku od 6 do 16 lat. To oni sami „wystroili” wnętrze, dlatego czują się za nie odpowiedzialni. Tu na wszystkim trzeba oszczędzać. – Kiedy księgowa za rozliczenia rachunków stowarzyszenia chciała wziąć 200 zł, Anka się zaparła, bo kto dałby na to fakturę – opowiada Kasia Raczyńska, pedagog ze szkoły specjalnej w Zabrzu, we „Flocie” szefowa kółka teatralnego. – Sama napisała rozliczenie i nadal robi to bez zarzutu. To człowiek orkiestra. Na początku utrzymywali świetlicę z pieniędzy własnych i przyjaciół. Potem Ruda zaczęła szukać sponsorów i pisać prośby o dotacje, także z Unii. Właśnie tam udało jej się dostać 16 tys. na szkółkę alpinistyczną. Dzieci mają tu różne atrakcje. Mogą się uczyć języków obcych i języka migowego, chodzą na zajęcia plastyczne, odrabiają lekcje, występują w kółku teatralnym. Kiedy Ruda zdobędzie więcej pieniędzy, przed zajęciami idą na obiad do restauracji dworcowej. A w weekendy od czasu do czasu udaje im się wyjechać do Szczyrku czy Rycerki, albo wybrać się na basen, lodowisko. Bywają też na zamku w Pszczynie. Odwiedzają wtedy Orła w pracy.
Prostowanie spraw

– Mieszkają w nieciekawej dzielnicy koło parku, chodzą do mojej szkoły nr 25 – opowiada Ruda. – Każde ma jakieś problemy. Przyszły tu, kiedy organizowałam „ferie w mieście”, a potem kółko alpinistyczne. Każde trzeba traktować jak przyjaciela, nieważne, czy jest grzeczne, czy nie, jak wygląda i ile ma lat. – Jest świetnym pedagogiem – mówi Kasia Raczyńska, pracująca z nią od czasów szczepu. – Dostała to jako dar, kocha dzieci i temu podporządkowuje życie. Właśnie dziś z Roksaną przyszła mama, żeby porozmawiać z panią prezes o konflikcie, w jaki córka weszła z koleżanką. W gronie dziewcząt, pod nadzorem Rudej, długo wyjaśniają sprawę. Ruda doradza nie tylko dzieciom, ale i dorosłym. – Pomogła mi w problemach rodzinnych – zwierza się Grażyna Łukasik, mama Roksany. – Ujęła mnie, bo dla dzieci zrobi wszystko. Jak ją wyrzucą drzwiami, wejdzie oknem.

– Cały dzień pochłania mi „Flota” – mówi Ruda. – Dorabiam, rozdając ulotki albo promując towary. Abel przyszedł tu, bo zaglądała do jego podstawówki i zachęcała do zajęć. Chłopak lubi sporty ekstremalne. Mówi, że w przyszłości zostanie skoczkiem spadochronowym. – Ruda jest stanowcza, wymaga, gdy przeklinamy – każe robić pompki – opowiada. Wylicza, że tutaj się nauczył, że nie wolno pić, palić, ćpać, wchodzić w złe towarzystwo, ale trzeba pomagać innym. – Najważniejsza jest „Flota” i szkoła – puentuje. – Żeby nie chodzić po hasiokach jak złomiarze i bezdomni. A kiedy się żegnamy, pod wpływem rozmowy „do gazety” zmienia zdanie: – A może zamiast skoczkiem zostanę dziennikarzem? Widzę, że Ruda to słyszy i uśmiecha się.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.