Sekret Marty

Andrzej Urbański

|

GN 18/2007

publikacja 04.05.2007 12:54

Lekarze mówili, że z tą chorobą już nie powinno jej być pośród żywych. Marta wie, że kredyt na życie dostała od Pana Boga. Całym jej życiem stały się ikony.

Sekret Marty Marta trzyma się wiernie kanonu, czyli tradycyjnych zasad pisania ikon liturgicznych. www.ikony.prv.pl Andrzej Urbański

Każdy dzień Marty Chrzan wygląda podobnie. Od rana kilka godzin spędza przy sztaludze, lipowych deskach, ucieraniu kamieni. Pracuje w domu, w skromnym mieszkaniu, na jednym z wielu gdyńskich osiedli. Pisze ikony. Po południu wychodzi na spacer, by w pobliskim kościele spotkać się z Tym, któremu zawdzięcza wszystko, przede wszystkim życie. Potem do wieczora... tlenoterapia.

Marta urodziła się w Słupsku. Potem z rodzicami przeprowadziła się do Gdyni. Mukowiscydoza – to określenie wówczas zabrzmiało dla wszystkich jak wyrok. Z tą genetyczną, nieuleczalną chorobą ludzie żyją maksymalnie dwadzieścia kilka lat. Marta żyje o wiele dłużej. Lekarze nie są w stanie wytłumaczyć, dlaczego. Z medycznego punktu widzenia nie powinno jej już być wśród nas. Nieraz to od nich słyszała.

Złoto najwyższej próby
Ikony są jej pasją od kilkunastu lat. Kiedy uczyła się w liceum plastycznym, uważała je za malarstwo prymitywne. Dopiero gdy sama zaczęła je malować, odkryła w nich coś wyjątkowego. – W swojej prostocie zawierają wszystko. Teraz nie wyobrażam sobie bez nich swojego życia – wyznaje Marta. Jako pierwsza katoliczka ukończyła prawosławną szkołę pisania ikon w Bielsku Podlaskim. Odtąd zawsze zachowuje zasady kanonu i odwieczne receptury. Pigmenty uzyskuje z minerałów i kamieni półszlachetnych.

Używa też złota najwyższej próby. – To jest przecież ikona. Gdybym przygotowywała je z innych materiałów, byłoby to pewnego rodzaju oszustwo – mówi Marta. Pigmenty przygotowuje sama. – Czasami znajduję je nad morzem. Szukam kolorów ochry, czyli brązu, albo odcieni ceglastych – opowiada. Uciera hematyty czy malachity. – Naturalne pigmenty dają zupełnie inny efekt. To jest całkowicie inna gra świateł. Tym bardziej że z nieutartego do końca kamienia pozostają ziarenka kwarcu. To daje niesamowity efekt w świetle świec, które w cerkwiach płonęły przed ikonami. Nie do uzyskania farbami olejnymi, akrylem czy zwykłą temperą – wyjaśnia.

Gdy w czasie wakacji, jako mała dziewczynka, odwiedzała swojego dziadka, często bawiła się przy wyjątkowo pięknej lipie, która rosła na podwórku. – Dziadek nigdy nie pozwalał zrywać z niej gałęzi, żeby rosła prosto – wspomina Marta. Dzisiaj, wie, że dziadek przeczuwał, że drewno z lipy przyda się do czegoś wyjątkowego. I tak się stało. Pocięte na deski, posłużyło do wykonywania ikon. – Właśnie zużyłam przedostatni kawałek tamtej lipy – pokazuje Marta.

Z ikoną jak z dzieckiem
Janusz Czerwiński, jej znajomy, mówi o ikonach Marty, że powstają „z dymu kadzideł, lipowej deski, z kamiennych barw ziemi i blasku świec w ziarnach kwarcu. Z mądrości, wiary, duszy. Z litanii i postu. Bliżej Boga”. Gdy rozmawiam z nią przy niedokończonej ikonie Matki Bożej, podkreśla, że nie wykonuje ich po to, by były pięknymi dziełami sztuki. – One mają służyć do kontemplacji. Mają pomagać w modlitwie.
Nic dziwnego, że Marta po wykonaniu każdej ikony „opakowuje” ją w modlitwę. – To trochę tak jak z dziećmi. One w pewnym momencie odchodzą. Dlatego przy pisaniu ikon staram się ofiarować swoje cierpienie i modlitwę za tych ludzi, którzy będą się przy nich modlić. To nie ma być tylko obrazek – wyjaśnia Marta. Ikona żyje światłem i modlitwą. – Jeśli przed ikoną nikt się nie modli, to ona umiera i to się naprawdę czuje – mówi z zapałem. Ikony zgodnie z odwiecznym kanonem zawsze powstawały w duchu modlitwy i postu, powinny być tworzone przez osoby uduchowione, które miały także dużą wiedzę teologiczną. – Gdyby one były tylko tak, po prostu zrobione, to równie dobrze można byłoby je wykonać szablonem i sprajem – uśmiecha się Marta.

Marta przyznaje, że przy wykonywaniu ikony Jezusa Miłosiernego popełniła „grzech”. Zastosowała konwencję współczesną, niespotykaną w tradycyjnym kanonie. O namalowanie tej ikony poprosiła Martę pewna kobieta. – Z początku nie byłam do tego przekonana. Teraz, gdy patrzę z pewnej perspektywy, widzę rzecz nieco inaczej. Pan Jezus wykracza poza wszelkie normy. Myślę, że Jemu ten wyjątek się należy – mówi Marta. Ikona była wystawiona w kościele ojców franciszkanów w Gdyni, podczas tegorocznej nowenny do Miłosierdzia Bożego.

Ikona dla Jana Pawła II
Jedną ikonę Marta wykonała specjalnie dla Jana Pawła II. Była to kopia obrazu Matki Bożej Kazańskiej. Oryginalną ikonę Papież zwrócił Cerkwi w Moskwie. – Ludzie przywiązują się bardzo do ikon. Wiadomo, że taki gest jest bardzo sympatyczny, ale było mi żal Ojca Świętego, że nie będzie już miał ikony u siebie. Bardzo chciałam ją napisać dla niego – wspomina. – Przekazałam osobiście moją kopię Matki Bożej Kazańskiej Ojcu Świętemu w niedzielę 30 stycznia 2005 roku, dwa miesiące przed jego śmiercią. Półtora roku temu w Warszawie po raz trzydziesty wręczano nagrody im. św. Brata Alberta, przyznawane za promowanie wartości chrześcijańskich w kulturze, sztuce i życiu społecznym. Wśród nagrodzonych była m.in. popularyzatorka sztuki ikon – Marta Chrzan. Nagrodę tę – jak powiedział przewodniczący kapituły ks. prof. Andrzej Boksiński – otrzymują ludzie, którzy swoją pracą cichą, żmudną i sumienną tworzą dobro w różnorakiej formie, którego korzenie znajdują się w Ewangelii. Wiele osób mówi, że nie podobają im się ikony, że ich nie rozumieją, że są dziwne, za proste. Wiele lat temu Marta Chrzan myślała podobnie. Teraz żyje dzięki nim. A tak naprawdę żyje dzięki Temu, którego wizerunek często można na nich odnaleźć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.