Lustracja Kalego

Alina Petrowa-Wasilewicz, dziennikarka Katolickiej Agencji Informacyjnej

|

29.03.2007 11:11 GN 13/2007

publikacja 29.03.2007 11:11

„Kościół boi się lustracji” (Newsweek), „Kościół do spowiedzi” (Polityka), „Ksiądz Czajkowski agentem bezpieki” (Życie Warszawy) – te tytuły stanęły mi w pamięci w dniu, w którym media zapowiedziały, że część dziennikarzy zbojkotuje lustrację.

Lustracja Kalego Józef Wolny

Być może zupełnie inaczej spojrzałabym na ten antylustracyjny list, gdyby nie fakt, że moi koledzy dziennikarze od dwóch lat z wielką pasją i gorliwością przeprowadzają lustrację Kościoła. I że w tym czasie ukształtowali pewien sposób myślenia o niej, który, jak można przypuszczać, uzyskał społeczną akceptację.

Sensacje na pierwszą stronę
Po ujawnieniu uwikłania we współpracę o. Konrada Hejmy, zaledwie tydzień po śmierci Jana Pawła II, z niebywałą regularnością ukazują się w mediach artykuły i programy o znanych duszpasterzach, którzy współpracowali z bezpieką. W wielu wypadkach fakt współpracy był pierwszym newsem dzienników radiowych i telewizyjnych, materiałem na pierwsze strony gazet.

W mediach rozpoczęła się wielka dyskusja o postawie polskich duchownych w czasach PRL, a także o tym, czy hierarchia i cała wspólnota wiernych gotowe są na zmierzenie się z ciemnymi kartami przeszłości. Wówczas padły stwierdzenia o strachu Kościoła, apele, by się wyspowiadał, stwierdzenia, że prawda i tylko prawda może sytuację uzdrowić.

Na początku roku w tygodniku „Przekrój” pani Katarzyna Kolenda-Zaleska (sygnatariuszka antylustracyjnego listu) w rozmowie z prowincjałem jezuitów o. Dariuszem Kowalczykiem, która toczy się po niedoszłym ingresie abp. Wielgusa, pyta, czy nie lepiej, aby komisja niezależnych historyków zbadała zasoby archiwalne IPN na temat hierarchy. Dziennikarka podnosi problem wątpliwości wiernych (najwyraźniej sądzi, iż mają prawo do tego, aby władze kościelne je rozwiały), uważa, że należy wszystko do końca wyjaśnić, przytacza opinię katolickich publicystów, z którą też chyba się zgadza, że autorytet Kościoła nie ucierpi, a wzmocni się, gdy wyjaśni do końca różne trudne sprawy z czasów PRL. W zadawanych jezuicie pytaniach dziennikarka TVN formułuje pośrednio kilka zasad, których należy przestrzegać w związku z lustracją: otwartość, przejrzystość, dobro wiernych, przekonanie, że „zamiatanie pod dywan” szkodzi autorytetowi Kościoła, zaś jedynie prawda ten autorytet wzmacnia.

Trudno tych zasad nie uznać za słuszne. Ale formułowane w kontekście lustracji Kościoła przestają obowiązywać, gdy problem zaczyna dotyczyć środowiska dziennikarskiego. W „antylustracyjnym liście” zostały sformułowane całkiem inne normy, padły nowe argumenty. Odmowa poddania się lustracji interpretowana jest nie jako łamanie prawa, czy stawianie się ponad nim, ale jako walka ze złym prawem. Jest też apel do pracodawców, „postawionych przez państwo w trudnej sytuacji”, aby nie wywierali presji na dziennikarzy, naruszając w ten sposób ich sumienie, a także do Trybunału Konstytucyjnego, aby możliwie szybko uwolnił dziennikarzy od ustawy, którą uważają za niezgodną z konstytucją i standardami demokratycznymi.

Lustracyjna gorączka
Nie przypominam sobie, żeby ktoś z dziennikarzy, także sygnatariuszy listu, w czasie „lustracyjnej gorączki” Kościoła twierdził, że duchowny, który był czynny w czasach PRL, miał prawo odmówić weryfikacji. Nie przyznawano mu prawa do obywatelskiego nieposłuszeństwa, nikt wówczas nie apelował do walki ze złym prawem. W samym apogeum dyskusji na temat lustracji duchownych pogląd, że trzeba do końca wszystko wyjaśnić, był powszechny. Przypomnijmy, jak bardzo dziennikarze zaangażowali się w obronę książki ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego „Kościół wobec bezpieki”. Jednym z argumentów, jaki przytaczano w czasie tej batalii, było też twierdzenie, że kapłaństwo to „zawód” zaufania publicznego, więc tym bardziej trzeba wyjaśniać. Zaś hierarchów i księży, którzy się tej optyce sprzeciwiali, oskarżano o solidarność korporacyjną.

Jak pamiętamy, 12 stycznia Rada Stała Episkopatu Polski podjęła decyzję o powszechnej weryfikacji duchownych. Co w analogicznej sytuacji zrobili dziennikarze? U części z nich gdzieś ulotniła się pewność, że należy wyjaśniać ciemne karty przeszłości, że badanie archiwów przez specjalne komisje ma jakiś sens, a zamiatanie pod dywan jest szkodliwe. Nikt nie wspomina nawet słówkiem, że dziennikarstwo także jest zawodem zaufania publicznego, i że odbiorcom coś się należy. W tej sytuacji można odrobinę zmodyfikować tytuły News- weeka, Polityki, czy Życia Warszawy, wstawiając zamiast słowa „Kościół” słowo „dziennikarze”: Dziennikarze boją się lustracji, dziennikarze do spowiedzi. A może wchodzi tu także w grę solidarność korporacyjna, o co tak kategorycznie byli oskarżani niektórzy hierarchowie Kościoła? Dlaczego pan Jacek Żakowski, który w związku z bojkotem mówi o poniżeniu, nie ujął się za księżmi, których wysyłając do IPN, pyta się pośrednio, czy nie byli w przeszłości kapusiami? Czy dziennikarzy obowiązują inne standardy?

Pamiętajmy o odbiorcach
Najbardziej bolesne w antylustracyjnym liście moich kolegów jest to, że ani słowem nie wspomnieli o naszych odbiorcach. Czy ktoś zastanowił się, co sobie pomyślą ludzie, którzy nas czytają, słuchają, oglądają? A przecież to właśnie dziennikarze przekonywali ich, że mają prawo znać prawdę o ich duszpasterzach? A skoro o księżach, dlaczego nie o dziennikarzach? Dlaczego autorzy listu nie przewidzieli, że ich postawa stwarza wrażenie, że właśnie dziennikarze mają sporo do ukrycia?
Nie wiem, jak skończy się „ruch antylustracyjny”, zapoczątkowany przez część kolegów.

Hierarchowie Kościoła, podejmując trudną decyzję, mieli świadomość, że prawda wyzwala. Jest wartością samą w sobie. Niezależnie od tego, jaka partia czy koalicja rządzi obecnie i czy parlamentarzyści tworzą dobre, czy złe prawo. Prawda ma wielką siłę i dlatego warto zapłacić za nią największą nawet cenę.
Nie wiem, czym kierują się sygnatariusze antylustracyjnego listu. Z pewnością ich intencje nie są złe, ale cieniem rzuca się całkowite zapomnienie o odbiorcy i to, że we własnej sprawie dziennikarze zapomnieli o standardach lustracyjnych, które sami wypracowali. Zaś jeśli wśród tych, którzy odmówią lustracji, będą osoby pragnące ukryć coś i „zamieść pod dywan”, zdeprecjonuje to całą inicjatywę. A wówczas skojarzenia z Kalim będą narzucać się same.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.