Dobra Nowina sprayem malowana

Piotr Sacha

|

GN 06/2006

publikacja 06.02.2006 14:53

To zadziwiające – opowiada J-one malujący w Nowym Jorku – że Bóg wybiera akurat to, co kochasz robić, i pozwala, aby w ten właśnie sposób wychwalać Jego imię. Szczególnie w przypadku graffiti, które nie cieszy się dobrą opinią.

Dobra Nowina sprayem malowana Archiwum GN

Uliczne graffiti najczęściej kojarzy się negatywnie, a wielu traktuje je jako objaw wandalizmu. Pomalowane pociągi, popryskane sprayem elewacje budynków to częsty widok w miastach. Niektórych przekonują kolorowe malunki w ściśle wyznaczonych miejscach. Mają one uatrakcyjnić z reguły bezbarwne i smutne elementy miejskiej zabudowy. Writerzy, czyli osoby wykonujące graffiti, mówią o sobie, że są głosem ulicy. Okazuje się, że są miasta, w których ulica mówi o Bogu. Jak? Bezpośrednio.
Stojący wzdłuż drogi mur pokryty jest kolorowym napisem, jakich pozornie wiele w Szwajcarii. Litery ciągną się przez kilkanaście metrów. Trudno je odczytać, ponieważ są powykręcane i nakładają się na siebie. Dopiero po dłuższej chwili się udaje: „The Royal Majesty” (majestat królewski). Napis w tle zajmuje całą powierzchnię muru, lecz się nie wyróżnia, gdyż jest szary. „Jesus”. Jest jeszcze dopisek: Rev. 4,9 (Apokalipsa św. Jana). Autorzy podpisali się poniżej: Gospel Graffiti.

Gospel na murze
Grupa skupia osoby, które postanowiły mówić o Bogu, używając farb w sprayu. Biblijne rysunki i napisy zobaczyć można głównie w Stanach Zjednoczonych, ale Gospel Graffiti działa także w innych krajach, w Europie – w Szwajcarii. Malują na zewnętrznych ścianach budynków i na murach, ale też na bramach, ogrodzeniach, samochodach, przyczepach, a nawet we wnętrzach. Wszystko odbywa się całkowicie legalnie, na „graffy” mają pozwolenie, a czasem wykonują je na zamówienie.

Na stronie internetowej grupy www.gospelgraffiti.com uliczni twórcy opowiadają o zwrocie, jaki dokonał się w ich życiu prywatnym i artystycznym. „Talent, jakim obdarował mnie Bóg – wyznaje Threat – zobowiązuje do tego, aby właśnie za pomocą graffiti przekazywać Dobrą Nowinę”. Malowanie, jak twierdzą writerzy, daje im sporo przyjemności, lecz jest coś jeszcze. Ich zdaniem, prawdziwa wielkość dzieła objawia się, gdy obraz z miejskiego muru przenosi się do umysłów przechodzących obok ludzi. Gdy staje się wskazówką, zwłaszcza dla młodych.

Fasm zajmuje się graffiti od 15 lat. Zanim zaczęły pojawiać się w jego pracach motywy chrześcijańskie, malował nielegalnie, głównie tagi, czyli własne podpisy. „Kiedy życie młodych ludzi trawi sława – spostrzega – pojawia się strach przed tym, że jej utrata oznacza jednocześnie utratę szacunku. Oni potrzebują wtedy kogoś, kto nie odwróci się od nich, gdy inni to zrobią. Potrzebują Jezusa” – kończy Fasm. Ten sam przekaz znajduje się w jego licznych graffiti.

J-one z Nowego Jorku ma podobne doświadczenia. Jak wspomina, do dziś czuje zapach metra na Manhattanie, gdzie wychowywał się z puszką farby w dłoni. „To zadziwiające – pisze w swoim świadectwie – że Bóg wybiera akurat to, co kochasz robić, i pozwala, aby w ten właśnie sposób wychwalać Jego imię. Szczególnie w przypadku graffiti, które nie cieszy się dobrą opinią”.

Liczy się autentyzm
Współczesne graffiti po raz pierwszy pojawiło się w latach 70. XX wieku na ulicach Nowego Jorku. Z czasem zyskiwało coraz bardziej przemyślaną formę i artystyczny charakter. Jednocześnie stało się jednym z trzech – pozostałe to muzyka rap i taniec breakdance – składników subkultury hip-hopowej. W USA graffiti zawierające motywy chrześcijańskie jest stałym elementem pejzażu wielu dzielnic. W Polsce występuje dużo rzadziej. Nie brakuje jednak osób, które, posługując się puszką sprayu, pragną bezpośrednio odnieść się do tematyki religijnej.

Na teledysku „Przemień nas, Panie”, zrealizowanym w związku z lednickim czuwaniem młodzieży w 2002 r., ktoś malował żółtym sprayem symbol chrześcijaństwa – rybę. To Maciek z Bydgoszczy. Jak mówi dziś, w hip- -hopie liczy się przede wszystkim autentyzm. Jeżeli pojawią się w graffiti motywy biblijne, musi to wyjść z serca ludzi. Zdaniem Maćka, grupy zajmujące się wyłącznie tą tematyką mogą być kojarzone z fanatyzmem, nie uzyskają wiarygodności. – Ale jeśli ktoś, zajmując się na co dzień zupełnie czymś innym, od czasu do czasu „wrzuci” na ścianę na przykład twarz Chrystusa, da to chłopakom w „środowisku” do myślenia, to będzie coś wielkiego – podkreśla.

Do myślenia daje z pewnością samochód, którym ksiądz Tomek porusza się po śląskich drogach. Wiele osób podchodzi, wypytuje, zwłaszcza uczniowie księdza. Z niebieskiej maski fiata patrzą baranek i lew. Baranki znajdują się zresztą wzdłuż całej karoserii, a pomiędzy nimi wypisana jest modlitwa franciszkańska. Malunek wykonał mieszkający w Tychach Dawid. – Spodobał mi się pomysł, żeby pomalować samochód areografem, który jest precyzyjniejszy od sprayu – mówi autor. – Myślę, że warto wykorzystywać własne talenty w tego rodzaju akcjach ewangelizacyjnych. Dziś ludzie wciąż pytają o te baranki na samochodzie, jest temat do rozmowy – dodaje.

Graffy dla Papy
Młodzi twórcy graffiti wskazują moment przełomowy w chrześcijańskim nurcie sztuki ulicznej. Była nim śmierć Jana Pawła II. Już w kwietniu na polskich ulicach zaczęły pojawiać się wizerunki Papieża malowane farbami w sprayu. Dziś w tych miejscach wciąż jeszcze można zobaczyć zapalone znicze oraz kwiaty, a także ludzi, którzy podchodzą, aby się pomodlić.

Łukasz maluje na murach od trzech lat. Wydarzenia z kwietnia wzbudziły w nim potrzebę oddania hołdu Ojcu Świętemu. Chciał jednocześnie uwiecznić atmosferę tamtych dni. Od razu pomyślał o graffiti. W Radomiu, gdzie mieszka, znalazł odpowiednią ścianę. Katolicki klub dla młodzieży „Arka” zgodził się udostępnić swoje tynki, i Łukasz wraz z kolegą mogli rozpocząć pracę. – Być może niektórzy malowali Jana Pawła, by zaistnieć, my – z potrzeby, dlatego ludzie to doceniają – podkreśla Łukasz.

Writerzy rozsiani po całym kraju, którzy nie ukrywają swojej wiary i związków z Kościołem, przekonują, że to dopiero początek. Jak mówią, „graffy dla Papy” były spontaniczną reakcją. Ziarno zostało zasiane, czego efekty widoczne stają się w każdym z elementów hip-hopu.

Obraz musi porazić
– Chcemy robić coś „w temacie” – mówią jednym głosem grafficiarze. Jednego z nich zainspirowała „Golgota Jasnogórska”. – Jerzy Duda-Gracz byłby świetnym writerem – uśmiecha się Maciek. – Moim marzeniem jest zrobić na graffie w mieście 14 stacji drogi krzyżowej – mówi.
Każdy z uli- cznych twórców musi liczyć się jednak z tym, że następnego dnia jego graffiti może zniknąć, zostać przemalowane lub popisane. Zdaniem bydgoszczanina, wiele zależy od poziomu wykonania. Przemalowywane są zwykle słabe prace. Etapem poprzedzającym wyjście z farbą na ulicę jest nakreślenie setek projektów na kartce. – Dlatego obraz, który „wrzucam” na ścianę, musi ludzi porazić – przekonuje.

Dawid obawia się, że prace zawierające wątki religijne będą narażone na prymitywne żarty. Dodatkową barierą może być duża suma pieniędzy potrzebna na farby. – Namalowanie konkretnego przekazu religijnego wymaga wielu kolorów, dużej ilości farb – ocenia Łukasz. – Ważny jest każdy szczegół. Dlatego, aby uzyskać wysoki poziom, potrzebny jest talent i czas, ale również pieniądze.
Inaczej jest z techniką szablonu. Dzięki niej bardzo szybko powielić można określony wzór. Również w ten sposób na murach pojawia się tematyka religijna. Jednak te stosunkowo małe i najczęściej jednobarwne symbole i napisy nie robią takiego wrażenia jak duża kolorowa ściana. – Wyobrażasz sobie scenę Zmartwychwstania na potężnej ścianie? – pyta jeden z writerów. – My musimy przenosić wiarę na kulturę – kończy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.