Głupich w psychiatryku nie ma

Przemysław Kucharczak

|

GN 06/2006

publikacja 01.02.2006 15:40

Ta twórczość jest niesamowicie przejmująca. Kiedy oglądasz obraz człowieka chorego psychicznie, to dotykasz cierpienia. Na ból ludzi z problemami psychicznymi zwraca właśnie uwagę Benedykt XVI w orędziu na Światowy Dzień Chorego.

Głupich w psychiatryku nie ma Józef Wolny

Dzisiejszy temat to: „Niech mi nikt nie przeszkadza, bo teraz coś narysuję” – ogłasza terapeuta Andrzej Obuchowicz ze Szpitala dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Rybniku. Prowadzi zajęcia z psychorysunku. Grupa ludzi, którzy powoli wychodzą z chorób psychicznych i depresji, rzuca się do rysowania. To bardzo sympatyczni i inteligentni ludzie. Mają za sobą pobyt w szpitalu, ale przychodzą na zajęcia już z domów.

Po chwili wszystkie prace wiszą przyszpilone do drzwi. Krysia narysowała dwa czerwone serca, które się ze sobą zazębiają. – Pani Krysiu, wzruszyła mnie pani. Wprowadziła pani kapitalne kolory. A przecież ostatnio pani rysunek był taki smutny... – zagaduje terapeuta. – Może nastrój mi się poprawił? – odpowiada Krysia. – A dlaczego tytuł napisała pani zielonym? Tylko przez przypadek? – Bo już nie chciałam czarnego – rozmawiają dalej. Jednak na rysunku pani Irki jest odwrotnie. Tydzień temu jej rysunek był bajecznie kolorowy.

Dzisiaj narysowała czarną gazetę. – Bo gdyby mi dzisiaj nikt nie przeszkadzał, to bym spokojnie czytała gazetę – wyjaśnia. – Coś się musiało znowu stać. Może ktoś jej powiedział coś nieprzyjemnego – wyjaśnia mi na boku pani Leokadia. – Bo strasznie ciężko otrząsnąć się z choroby, jeśli cię ktoś nie rozumie, kiedy wytyka ci twoje problemy ze zdrowiem. Po takim zdarzeniu ciężko się pozbierać – mówi. – A pani ktoś je wytykał? – pytam. – Tak. Zdarzało się. Przynajmniej tutaj jeden drugiego rozumiemy i próbujemy się wspierać – mówi Leokadia.

Nikt nie umie zrozumieć cierpienia człowieka psychicznie lub nerwowo chorego. Nikt, oprócz innych chorych. Ale zdrowi mogą jednak czegoś się od chorych nauczyć o świecie i o życiu. Choćby przyglądając się temu, co namalowali.

Artyści odpisują od chorych
Po co chorzy rysują podczas zajęć z psychorysunku? – To dla nich sposób na rozładowanie napięcia wewnętrznego. Poza tym, ile oni dają na obrazie sygnałów o swoim stanie! – wyjaśnia Andrzej Obuchowicz. Takie zajęcia prowadzi od ponad ćwierć wieku. – Czasem bardzo długo i poważnie rozmawiamy o tym, co narysowali. Jeśli sobie tego życzą... – dodaje.

Obuchowicz prowadzi też na terenie szpitala Galerię „Pod Basztą”. W czterech salach wisi mnóstwo rysunków i obrazów, które wykonali pacjenci. Czasem to dzieła wybitne. – Zobaczcie, tu są zestawione ze sobą dzieła naszych pacjentów z obrazami słynnych malarzy. O, to „La gitane” Henriego Matisse’a, malarza z przełomu XIX i XX wieku. A obok obraz „Dorota” naszego pana Jerzego, który na czas malowania był odpinany z kaftanu bezpieczeństwa... Malował zaraz przy łóżku, nawet bez sztalug. Proszę, porównajcie te obrazy... – pokazuje Andrzej Obuchowicz. Rzeczywiście, ze zdziwieniem zauważam, że te obrazy są do siebie w jakiś sposób podobne. Tak, jakby słynny Matisse i anonimowy pan Jerzy widzieli świat w podobny sposób.

– Obrazy Jerzego goście z Niemiec koniecznie chcieli nawet kupić. A nasza pacjentka Marysia, patrzcie, ona maluje jak Jean Dubuffet. Czyli jak malarz, który był klasykiem XX wieku! – Obuchowicz już pokazuje następne dwa podobne do siebie obrazy. – Jak myślicie, kto od kogo odpisywał? Chorzy od artystów czy artyści od chorych? – zawiesza głos.

Elektrowstrząsy!
Bywa, że rysunki chorych są nieudolne. A mimo to robią wrażenie. Jakaś kobieta na kartce papieru narysowała tylko kolorowy pasek. Ale mimo to staję przed tą pracą jak wryty. Tytuł głosi: „Moje szczęście i nieszczęście”. Pasek zaczyna się od jasnych kolorów z podpisami: „dzieciństwo”, „okres dojrzewania i 3 lata małżeństwa”. Ale później kolor zmienia się w gęstą, intensywną czerwień, z podpisem: „śmierć III dziecka”. A dalej różne odcienie brązu i podpisy: „Psychiatryk i elektrowstrząsy!”, „Próba samobójcza i III miesiące w szpitalu na ortopedii”.

Terapeuta patrzy mi przez ramię. – No tak, brąz w twórczości chorych wiąże się z negatywnymi odczuciami... – mówi. Patrzę na dalszy ciąg paska. Pojawia się żółty, tak jak w dzieciństwie. To kolor świadczący na przykład o kontakcie z drugim człowiekiem. Podpis: „Powrót ze szpitala”. Czyżby w życiu tej kobiety zaświeciło słońce? Niestety, następny jest brąz i świadczący o tęsknocie błękit, z napisem: „Rozłąka z mężem, 2 x psychiatryk”. Potem czerwień: „pobyt u rodziców”. A dalej już tylko brązy podpisane: „psychiatryk”. Ostatni fragment brązu ciągnie się na kartce nieproporcjonalnie długo. U niektórych postaci na obrazach przenikają się warstwy: widać na przykład i ubranie, i skórę, i wnętrze żołądka. To dla lekarza jedna ze wskazówek, że pacjent prawdopodobnie jest psychotyczny: ma własne doznania wzrokowe, słuchowe, omamy. Na innych obrazach są wielkie, niezamalowane partie. – Tak malują narkomani. Jak pan Irek, pacjent, który okazał się świetnym artystą. Niekonsekwencja życiowa przekłada się u narkomanów na taką niekonsekwencję na obrazach – wyjaśnia Obuchowicz.

Na obrazach pacjentki Marii białe plamy wyglądają jednak zupełnie inaczej. Jej obraz wygląda na skończony, ale... Biały, niezamalowany farbą, jest tylko dom. Albo tylko okna, czy też wnętrza kubków do picia. – Zobaczcie, Marysia nie wprowadza farby do żadnych przestrzeni wewnętrznych. To świadczy o tym, jak ona bardzo jest zdezorientowana co do tego, co się dzieje w jej wnętrzu – pokazuje Andrzej Obuchowicz.

Głąb nie zachoruje
Anna Kołodziejczyk, kierownik oddziału dziennego w rybnickim szpitalu psychiatrycznym, nieraz obserwowała, jak choroba wyzwalała w ludziach zdolności twórcze. Ludzie, którzy nigdy nie malowali, nagle tutaj zaczynali tworzyć przejmujące dzieła. – Jak to jest: choroba otwiera im oczy na sztukę? A może to ludziom już wrażliwym częściej rzucają się do gardeł choroby psychiczne? – pytam.
– Chyba i jedno, i drugie. Choroba uwrażliwia. Ale też zapadają na nią właśnie ludzie podatni na zranienia – kiwa głową Anna Kołodziejczyk. A Obuchowicz dodaje: – Głąb nie rozchoruje się psychicznie. Trochę to przejaskrawiam, ale coś w tym jest, że jeśli jesteś głąbem i masz niskie IQ, to choroba psychiczna ci nie zagrozi. Ona wisi nad ludźmi o duszach artystów, nad ludźmi wrażliwymi – mówi. Z obrazów na ścianach tej galerii intensywnie wpatruje się w nas wiele par oczu. Na niektórych obrazach jedna twarz ma aż trzy pary oczu. Oczu szeroko rozwartych, świdrujących. – Dlaczego chorzy tak często malują na obrazach oczy? – pytam. Obuchowicz na moment się zamyśla. – Hmm... Ja to wiążę z tym, że oni przywiązują wielkie znaczenie do ludzkiego spojrzenia. Większe niż inni ludzie. Sami też patrzą na ciebie bardzo wnikliwie. I wyjątkowo trafnie wyczuwają, kiedy ktoś jest nieszczery. Ja od chorych psychicznie nauczyłem się, żeby zawsze mówić wprost – mówi.

I czego jeszcze?
– Zdziwi się pan. Oni są wyczuleni na wszelkie udawanie. Kiedy z nimi rozmawiasz, to nie ma miejsca na jakieś zmyły. Gdybym ich próbował, to przyłapią mnie na niekonsekwencji i mi ją wytkną. To właśnie oni nauczyli mnie w dużej mierze logiki rozmowy – mówi terapeuta.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.