Modlę się. Po co mi psycholog?

Przemysław Kucharczak

|

GN 45/2005

publikacja 04.11.2005 00:51

Bokserzy zwykle wchodzą na ring spięci i zdenerwowani. Ale nie mistrz świata, Polak Tomasz Adamek. Bije od niego tak niezwykły spokój, (...) . Skąd bierze ten spokój? – Bo chodzę na Mszei modlę się na różańcu. Matka Boża daje mi siłę – wyjaśnia krótko.

Modlę się. Po co mi psycholog? Henryk Przondziono

Tomasz Adamek, góral z Gilowic pod Żywcem, jest mistrzem świata wagi półciężkiej. I to w słynnej konfederacji boksu zawodowego WBC. Zdobył ten tytuł w maju, w czasie dramatycznej walki z Australijczykiem Paulem Briggsem. Tomek krótko przed tą walką złamał nos w trakcie treningu. Wszedł na ring z gorączką i ze świadomością, że kontuzja odnowi się zaraz przy pierwszym celnym ciosie Australijczyka. I tak się stało... A mimo to Tomasz walczył przez całe 12 rund. Choć broczył krwią, wygrał na punkty.

W zeszłym miesiącu Adamek udowodnił, że tamte zwycięstwo to nie przypadek. Obronił pas mistrzowski w pojedynku z Niemcem Thomasem Ulrichem. Menedżerowie w USA pytali Tomasza przed walką, czy chce psychologa. Adamek zdecydowanie kręcił głową: – Modlę się. To po co mi psycholog?
„Gość” odwiedził go w jego domu w Gilowicach.

Tata Tomka ginie
Mieszkańcy Gilowic są dumni z Tomka. Cieszą się, że sukcesy go nie zepsuły. Młodsi wieczorami grają z nim w nogę na sali gimnastycznej. Mecze z przyjaciółmi z Gilowic to dla mistrza świata forma przygotowania kondycyjnego przed walką. Obok porannego biegu po górach, pływania w basenie i ćwiczeń w salce urządzonej w piwnicy. Tomasz Adamek urodził się 29 lat temu. Jego tata był kierowcą autobusu PKS. I kiedy Tomek miał dwa lata, doszło do tragedii.

Tata Tomka wiózł wtedy trzydziestu górników przez miejscowość Wilczy Jar. Była gołoledź. A opony zimowe jeszcze nie były znane. Autobus ześlizgnął się z drogi i wpadł do Jeziora Żywieckiego. Tomek został półsierotą. – To był straszny dramat. Dwie godziny później w tym samym miejscu do jeziora wpadł następny autobus – wspomina. – Szczegóły tamtych wypadków do dzisiaj nie są jasne – dodaje.
Mama nie wyszła powtórnie za mąż. Samotnie wychowała pięcioro dzieci. W tym najmłodszego Tomka. – Dla mojej mamy nie było to łatwe. I dla mnie też. Każdy chciałby mieć ojca – streszcza w kilku oszczędnych zdaniach swoją rodzinną tragedię Tomasz Adamek. Tomasz czuje duchową więź ze swoim zmarłym ojcem. – Tata zresztą czasem mi się śni. Na przykład w noc przed walką z Briggsem, kiedy miałem złamany nos. Śniłem, że mój tata przychodzi i patrzy na mnie z troską. To sen. Ale ja wiem, że tata teraz się za nas modli z nieba – mówi.

Chcesz iść? Znajdziesz czas
Mały Tomek lubił się bić. Najpierw szarpał się ze swoimi czterema starszymi siostrami. – Moje siostry do dzisiaj mieszkają w Gilowicach i bardzo się przyjaźnimy – uśmiecha się. – Później walczyliśmy z kolegami w podstawówce. Nie, nie na pięści. Na przewrotki. A kiedy miałem 12 lat, zacząłem ćwiczyć boks. Okazało się, że dostałem do tego od Boga jakiś talent – uważa. – Trzy razy w tygodniu dojeżdżałem autobusem na treningi do Żywca – wspomina.

Potem zarabiał jako bramkarz na dyskotekach. Czy musiał się bić?
– Przyznaję, że tak. Ale krzywdy nigdy nikomu nie zrobiłem – mówi. – Zawsze umiałem się obronić. Ale nigdy nie udowadniałem na ulicy, że coś potrafię. Od tego jest sport – dodaje. Młody Adamek szybko zaczął więc odnosić sportowe sukcesy. Znalazł się w kadrze olimpijskiej. Jednak w 1999 roku zrezygnował z niej i przeszedł na zawodowstwo. Zdobywał mistrzowskie tytuły interkontynentalne mniej ważnych konfederacji boksu. Aż w końcu podpisał kontrakt z amerykańskim promotorem Donem Kingiem. I zaczął przygotowania do walki o mistrzostwo świata konfederacji WBC. Trenował w Chicago, razem z kolegą Andrzejem Gołotą. Miał nawał zajęć. Jednak wieczory zwykle miał wolne. – Miałem tam do dyspozycji samochód. Więc wsiadałem i jechałem na Jackowo, do polskiego kościoła. Jeśli się chce, to zawsze się czas znajdzie. To jest moja dewiza – mówi.

Tomek pilnuje, żeby nie stać się pracoholikiem.
– Pracoholik nie ma czasu na Boga. I nie ma czasu na rodzinę. Wszystko w jego życiu zaczyna się rozbijać – mówi. – W Ameryce, kogo z kolegów nie pytałem, był rozwiedziony. Oni żyją z daleka od Boga. A jak nie ma Boga, wchodzi diabeł – mówi spokojnie. Bokser z Gilowic odmawia codziennie cały Różaniec. Mimo dnia pełnego wyczerpującej pracy. Ostatnio morderczy trening przechodził przed październikowym starciem z Ulrichem. Co drugi dzień wkładał kask i toczył ćwiczebne pojedynki ze sparingpartnerami. Ich było pięciu, on sam. Oni zmieniali się co dwie rundy i wciąż mieli świeże siły. On musiał boksować i robić uniki przez 12 rund, 36 minut walki. Wysiłek się opłacił w czasie obrony mistrzowskiego pasa. Polak jak zawsze uważnie się bronił. A kiedy jego rywal się odsłaniał, Adamek uderzał z nieprawdopodobną szybkością. W szóstej rundzie wygrał przez nokaut.

Adamek: boks to sztuka
– Część czytelników „Gościa” to Pańscy fani. Ale część mówi: „Co jest pięknego w laniu się po mordach?”. Co pan na to? – pytam. – Tak, wiem, że przeciwnicy boksu uważają go za chamski sport. Ja go tak nie widzę. Choć mnie też nie podoba się dyscyplina taka jak K1, gdzie zawodnicy kopią się po twarzach i biją z łokcia. Boks jest inny. To sport z zasadami. Nie można bić rywala w tył głowy i poniżej pasa. Jest sędzia, który przerywa niesportowe akcje. To sport olimpijski. Dopuszcza go Kościół – argumentuje. – Poza tym boks to szermierka na pięści. To sztuka, która polega na tym, jak zadać cios, ale go nie przyjąć – wyjaśnia. – Mówi się jednak, że niektórzy bokserzy przed walką próbują wzbudzić w sobie nienawiść – nie daję za wygraną. – Nie wierzę w to. To jest wielki show, bo boks to wielki biznes. Tylko dlatego na konferencjach przed walką bywa między bokserami gorąco.

Tak naprawdę bokserzy się znają i na ogół są przyjaciółmi – mówi Adamek. – Jasne, my się trochę okładamy. To jest nasz zawód, zwykła praca. Ale ile razy się spotykamy po walce, mówimy: „jak się masz”, podajemy sobie ręce, przyjaźnie rozmawiamy. – A te głośne wypadki na ringu? – pytam. – Ryzyko jest. Ale ono dotyczy raczej lżejszych wag. I bokserów, którzy przed walką przesadzili z odwodnieniem organizmu przy zrzucaniu wagi. Jeden „zrobił” aż 14 kilo wagi. A odwodniony organizm jest bardziej podatny na tworzenie się krwiaków w mózgu – uważa Tomasz Adamek. – Poza tym alpiniści też ryzykują, wchodząc na ośmiotysięczniki. Ostatnio dwaj piłkarze zderzyli się głowami, też doszło do tragedii. Zawsze kiedy wsiadasz do samochodu, ryzykujesz, że ktoś cię staranuje. Ryzyka nie unikniesz – mówi.

Różaniec z rodziną
Po walce Tomek wraca zawsze do Gilowic. Wieczorami odmawia cały Różaniec razem z żoną Dorotą, pielęgniarką. Jeden dziesiątek mówią z nimi przed snem ich córeczki, Roksana i Weronika.
Znany człowiek, który przed wszystkimi przyznaje się do modlitwy? A jednak: Tomasz nie boi się, że ktoś z jego środowiska mógłby się z tego śmiać. Chyba jest twardym zawodnikiem nie tylko na ringu, ale i w życiu.

– To moja misja. Boli mnie, że w gilowickim kościele widuję mniej dzieci niż w czasach, kiedy sam byłem tam ministrantem. Ksiądz jezuita, mój przyjaciel, mówi mi: Zapamiętuj swoją drogę, notuj, bo kiedyś napiszesz dla młodzieży książkę. I wiecie co... Może ją kiedyś napiszę? Po zakończeniu kariery? – zastanawia się. – Chciałbym boksować gdzieś do 35. roku życia. Ile mi Bóg da zdrowia i siły. Spróbuję do tego czasu jeszcze trochę zarobić, żebym później nie musiał pracować – mówi.

Tomasz nie tylko boksuje. Skończył już jedne studia. Teraz zaczyna kolejne, uzupełniające: administrację na KUL. – My, górale, jesteśmy wychowywani skromnie, a jak się za coś bierzemy, jesteśmy zawzięci i wytrwali. Jan Paweł II też był góralem, Wadowice są już niedaleko Gilowic – mówi. – Modlitwa kształtuje człowieka. I myślę, że dodatkowo sport też kształtuje charakter. Trzeba mieć charakter, żeby nie bać się stanąć na ringu. Niech młodzi uprawiają sport, wtedy nie będą ich ciągnąć narkotyki. Mają się bić po ulicach, to niech walczą w ringu – przekonuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.