Drogi śmierci

Joanna Brożek

|

GN 42/2005

publikacja 14.10.2005 13:28

Każdego dnia ginie 15 osób, prawie 160jest rannych. Właśnie tak wygląda statystykawypadkówna polskich drogach.

Drogi śmierci Henryk Przondziono

Henryk, kierowca miejskiego autobusu, dostał zawału za kierownicą. Dwóch pasażerów z trudem usiłowało zapanować nad pojazdem. Udało się. Nikomu nic się nie stało. Henryk przeżył. Ten dzień powraca jednak jak koszmar od kilkunastu lat.

Zawał był wynikiem tego, co zobaczył po drugiej stronie jezdni: rodzinny samochód zgnieciony do połowy, ciało leżącego na poboczu chłopca i zakrwawiona kobieta. Rozbity samochód prowadziła Jadwiga. Ona też przeżyła. „Zabiłam własne dziecko” – obwinia się od osiemnastu lat. Syn skończyłby teraz 30 lat.

– Mama najpierw zamknęła się w sobie – opowiada jej starsza córka. Potem miałam wrażenie, że nie akceptuje świata. Nie wolno mi było spotykać się z kolegami. O wyjściu za mąż nie ma mowy. Może boi się, że utraci i mnie...

W domu Ani i Arka na ścianach pełno zdjęć. Na każdym uśmiechnięta, dwuletnia Małgosia z brązowym misiem. Tyle że ani Małgosi, ani misia już nie ma. Rodzice pochowali ją razem z ulubionym pluszakiem. Kilka lat temu cała rodzina jechała samochodem przez centrum miasta. Za kierownicą siedział brat Ani, Zbyszek. Brawurowo wyprzedzał. Myślał, że zdąży. Dziecko zginęło na miejscu. Zbyszek długo nic nie pamiętał. Potem miał nawet myśli samobójcze. Ania na brata nie mogła patrzeć.

Trudne „przepraszam”
W ubiegłym roku w Polsce zarejestrowano blisko 52 tys. wypadków drogowych. Z danych Komendy Głównej Policji oraz Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego wynika, że zginęło w nich prawie sześć tysięcy osób, a ponad 64 tys. odniosło ciężkie rany.

Do Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach Drogowych w samej tylko Warszawie zgłasza się rocznie kilkanaście tysięcy osób.

– To w większości poszkodowani – tłumaczy Janusz Popiel, prezes stowarzyszenia. Sprawcy wypadków sporadycznie dzwonią z prośbą o pomoc. Zdaniem Moniki Bencik, psychologa, to wynik strachu przed ujawnieniem własnych przeżyć, ale i często brak gotowości do powiedzenia „przepraszam”.
– W sądzie poszkodowani oczekują właśnie tego. Chcieliby mieć pewność, że sprawca poczuwa się do winy. W terapii to ważny czynnik.

– Po wypadku ludzie często boją się spotkania z innymi, zwłaszcza z poszkodowanymi – mówi ks. Marian Midura, krajowy duszpasterz kierowców. – Każdy gest jest wówczas ważny i potrzebny. Trzeba umieć prosić o przebaczenie i przebaczyć.

– W sądzie poszkodowani oczekują właśnie tego. Chcieliby mieć pewność, że sprawca poczuwa się do winy. W terapii to ważny czynnik. – Po wypadku ludzie często boją się spotkania z innymi, zwłaszcza z poszkodowanymi – mówi ks. Marian Midura, krajowy duszpasterz kierowców. – Każdy gest jest wówczas ważny i potrzebny. Trzeba umieć prosić o przebaczenie i przebaczyć. Tak było po śmierci trzykrotnego mistrza Polski i wicemistrza Europy w rajdach samochodowych Janusza Kuliga. Zginął na miejscu, zmiażdżony przez nadjeżdżający pociąg. Jego rodzice przebaczyli dróżniczce, która nie zamknęła przejazdu.

Konfrontacja ze sprawcą wypadku osób, które straciły swoich bliskich, jest pomocna i często przynosi ulgę – nawet w drastycznych przypadkach. – Poszkodowani chcieliby poznać z ust sprawcy dokładny przebieg zdarzeń wypadku, znać opis ostatnich często chwil życia ich bliskich – dodaje psycholog. Muszą zobaczyć, że sprawca tragedii też jest człowiekiem, który to przeżywa.

Prawda leczy
U osób, które spowodowały wypadek, najczęściej obserwuje się tzw. zespół PTSD, czyli zaburzenia stresu pourazowego. Nie mogą spać, jeść, miewają koszmary, natrętne myśli i stany lękowe oraz trudności z zapamiętywaniem. Dolegliwości psychiczne mogą wystąpić po kilku miesiącach, a nawet latach od wypadku. – Bywa i tak, że uczestnicy tragicznych wypadków na początku uciekają się do kłamstw – tłumaczy ks. Midura. – Dziś jednak analizy policyjne są tak dokładne, że nic się nie ukryje i od początku trzeba prawdy!

Dwa lata temu na jedną z głównych krakowskich alei wtargnęła niespodziewanie piesza. Jezdnia była oblodzona. Samochód nie zdążył się zatrzymać. Potrącona straciła przytomność. Z drugiego samochodu wyskoczyli dwaj lekarze, którzy udzielili pierwszej pomocy. Po kilku minutach przyjechała karetka. Skończyło się na lekkich obrażeniach i złamaniu nogi. Policja orzekła winę pieszej.

Mimo to osoba kierująca pojazdem kilka dni po wypadku odwiedziła poszkodowaną w szpitalu. Prosiła o wybaczenie. Została odrzucona. Poszkodowana wniosła sprawę do sądu. Proces toczy się blisko dwa lata. Piesza nie przyjmuje prawdziwego przebiegu zdarzeń. Winą obarcza również udzielających jej wówczas pomocy lekarzy. – Gniew na siebie i otoczenie jest jednym z najczęstszych mechanizmów obronnych. Niezależnie od tego, czy byli akurat kierowcami, czy w inny sposób spowodowali wypadek – komentuje Monika Bencik. Najlepszym lekarstwem, jej zdaniem, jest przelanie swoich uczuć na papier, w postaci listów, zapisków czy pamiętnika. – Nieoceniona jest rozmowa. Najlepszym przyjacielem staje się psycholog. Ksiądz Midura podkreśla, że psycholog to nie wszystko. – Trzeba sięgnąć do sumienia, pragnąć autentycznego pojednania z Bogiem i z bliźnimi.

Skąd ta agresja?
Z danych komend miejskich i powiatowych policji województwa śląskiego wynika, że ponad 40 proc. wypadków powodują piesi. Z winy kierujących przyczyny zawsze są te same: nieustąpienie pierwszeństwa, nadmierna prędkość, prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Kierowcy coraz częściej spotykają się na drogach z agresją.

– Szczególnie w godzinach popołudniowych, kiedy ludzie wracają z pracy – mówi Grzegorz, pokonujący codziennie krótki, za to stresujący odcinek do pracy. – Widać, jak swoje niepowodzenia i napięcia wyładowują za kółkiem, wyprzedzając na trzeciego, czy celowo zastawiając drogę innym.

Na zatłoczonych drogach trzeba posiadać nie tyle spore umiejętności techniczne, ale – jak czytamy w „Książeczce Kierowcy”, wydanej przez Stowarzyszenie MIVA Polska – wiele cnót osobistych.
– Z prawej strony nadjeżdżał samochód – opowiada Joasia, kierowca Forda Escorta. – Nie wiem, jak mogłam go nie zauważyć. Skręcając, wymusiłam pierwszeństwo. Oślepiające światła, pisk opon. Usłyszałam tylko przeraźliwy ryk męża i dziecka. Chciałam uciekać. Dodałam gazu, ruszając z czwartego biegu! Oba samochody zakręciły kółko. Uderzyliśmy w drogowskaz. Kierowca drugiego samochodu tylko się przeżegnał. Spodziewałam się innej reakcji. Nikomu nic się nie stało.

Jedna z internautek, komentując wiadomość o wypadku polskiej pływaczki, napisała: „To początek tragedii Otylii, dojdzie jeszcze prokuratura i wiele stresujących zdarzeń. Już śmierć brata jest wystarczającym przeżyciem i będzie ciążyć Otylii do końca jej życia. Jestem osobą chorą, po podobnych przeżyciach. Mam depresję. Łatwo jest radzić innym: weź się w garść. Teraz ważnym byłoby dla Otylii okazanie bliskości, że jesteśmy z nią w jej tragedii i smutku”. Po śmierci siatkarza Artura Gołasia też pojawiły się słowa wsparcia dla Agnieszki, żony, która zasnęła za kierownicą.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.