Ropne zapalenie

Sebastian Musioł

|

GN 36/2005

publikacja 01.09.2005 22:32

Więcej niż połowa ceny benzyny to podatki. Zamiast płacić niespełna 2 złote za litr, lejemy do baków paliwo za 4,25 zł. A może być jeszcze drożej.

Ropne zapalenie Henryk Przondziono

Przed tygodniem kraj obiegła sensacyjna wiadomość, że na stacji w podkarpackim Jarosławiu sprzedawana jest benzyna po 1,89 zł za litr. Właściciel stacji umieścił przy dystrybutorze informację, że cenę paliwa „pomniejszono o kwotę, którą normalnie zabiera państwo”. Ta demonstracja, choć niezgodna z prawem, uzmysławia kierowcom, jak bardzo przepłacają za – i tak drożejące – paliwo.

Dlaczego drożeje?
Ceny ropy w ostatnich tygodniach poszybowały w historyczne przestworza. Padały bariery 65, 66, a wreszcie 68 dolarów. Kwestią dni wydaje się osiągnięcie poziomu 70 dolarów za baryłkę. Co zresztą zapowiedział przed miesiącem wiceminister ropy Iranu. Obecnie najbardziej pożądany surowiec świata na giełdzie nowojorskiej jest o 42 proc. droższy niż na początku roku. Niektórzy analitycy wieszczą wręcz, że ceny – skoro nie mają żadnego związku z faktyczną sytuacją na rynkach – mogą zwyżkować aż ku 80, a nawet 120 dolarów za baryłkę!

Dla kierowców w Polsce wyznacza to mroczną perspektywę tankowania paliwa kosztującego ponad 5 złotych za litr. Pierwszy powód drożyzny paliwowej jest oczywisty: napięta sytuacja w Zatoce Perskiej, gdzie znajdują się najbogatsze złoża ropy. Nie ma co liczyć, że Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową OPEC zwiększy wydobycie, ograniczając w ten sposób własne zyski. A kraje nienależące do OPEC, takie jak Norwegia, Rosja czy Wielka Brytania, nie są w stanie zwiększyć produkcji, bo osiągnęły próg technologicznych możliwości.

Do tego w szybkim tempie kurczą się zapasy. Wystarczy awaria rafinerii w Teksasie czy Wenezueli, albo huragan w Zatoce Meksykańskiej, aby giełda wariowała. Bo – i to jest drugi powód – globalny popyt na energię i surowce również osiągnął szczyty. Mało kto spodziewał się, że głównym konsumentem paliw staną się Chiny i Indie. Azjatyckie giganty potrzebują ich coraz więcej z powodu ogromnych inwestycji, ale także dlatego, że błyskawicznie rośnie tam liczba samochodów. Według danych Banku Światowego, obecnie liczba obywateli Chin, których można uznać za aktywnych konsumentów sięgnęła 100 milionów. Są to osoby, które na zakupy wyjeżdżają do europejskich stolic, stać ich także na zakup nowych samochodów, co zwiększa popyt na produkty ropopochodne.

Ropa jako hamulec
Wysokie ceny ropy hamują rozwój gospodarczy nawet największych państw. Wyznaczająca światowe tempo rozwoju gospodarka Stanów Zjednoczonych wyraźnie zwolniła tempo, a ceny ropy wpłynęły na to decydująco. Europa boryka się z tak wieloma problemami, że ropa może okazać się kamyczkiem, który rozpocznie lawinę załamania gospodarczego. Nawet Chiny dostają zadyszki.

Cała nadzieja w tym, że rynek ma swoje prawa i bardzo wywindowane ceny w końcu wywołają spadek popytu na surowiec, a tym samym spowodują obniżki. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ocenia, iż trwały wzrost ceny ropy o 15 dol. na baryłce przekłada się na spadek globalnego PKB o 0,6 proc. w pierwszym roku i 0,9 proc. w drugim i trzecim.

Na polskim podwórku najdotkliwiej rosnące ceny odczuwają zwykli kierowcy i małe firmy. Według Polskiej Izby Paliw Płynnych, za średnią miesięczną pensję Polacy mogą kupić cztery razy mniej benzyny niż Niemcy i Duńczycy. W Europie gorzej od nas mają tylko Portugalczycy.

Dla przedsiębiorców droga ropa to wyższe koszta prowadzenia działalności i niższy zysk. Niektóre firmy usiłują przerzucić koszty drogich surowców i paliw na konsumentów. Na razie ostrożnie i to w odniesieniu do niektórych produktów, ale już niebawem podrożeje niemal wszystko. A wyższe ceny to wyższa inflacja. Firmy mogą się ratować, opóźniając niektóre inwestycje lub ograniczając zatrudnienie.

Na czym jedzie budżet
Amerykanie mają już dość drożyzny. Niedawno w Teksasie cena benzyny przekroczyła 2,40 dolara za galon! Frustrację Teksańczyków zrozumiemy, kiedy policzymy, że galon to niespełna 4 litry, a więc litr paliwa kosztuje jakieś 2 złote…

Ceny paliw w Polsce, owszem, rosły nieco wolniej niż na świecie. Zawdzięczamy to mocnej złotówce i słabemu dolarowi. Ministerstwo Finansów wyliczyło, że od sierpnia 2004 cena benzyny w Polsce zwiększyła się o 6,87 proc. Zdecydowanie bardziej zdrożał olej napędowy, bo o 15,8 proc. Dlaczego zatem Ministerstwo Finansów lekceważy apele, by obniżyć podatek akcyzowy na drożejące paliwa? Ano dlatego, że im droższe benzyna i olej napędowy, tym więcej pieniędzy wpływa do budżetów z podatków. Akcyza w cenie benzyny wynosi aż 37,3 proc., a w cenie oleju – 28,8 proc. Inaczej mówiąc, jeśli płacimy za litr benzyny 4 zł 20 gr, to z tego 1 zł 55 gr trafia w postaci podatku akcyzowego do kasy państwa. No i VAT, który oblicza się dopiero po doliczeniu akcyzy.

Podatki akcyzowe zasilają kasę państwa łącznie o blisko 38 mld złotych, z czego połowę fiskus ściąga z paliw. To czwarta część wpływów z podatków i ceł ogółem! Akcyza przynosi więcej niż wpływy z PIT. Z opodatkowania paliw pochodzi więc aż około 10 proc. dochodów państwa.

Czy można zrezygnować z takich wpływów, bez szkody dla budżetu? Doświadczenie uczy, że można. Obniżka akcyzy o 10 proc. oznaczałaby utratę przychodów państwa w wysokości blisko 4 mld zł. Kiedy jednak obniżono akcyzę na alkohole, budżet w krótkim czasie na tym zyskał. Większe obroty zapełniły lukę wpływami z VAT. Dlaczego tak samo nie miałoby być z paliwami? Gdyby resort finansów obniżył akcyzę, ceny na stacjach mogłyby spaść nawet o 30 groszy. Tylko, komu na tym zależy…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.