Maturalne lustro

Piotr Legutko

|

GN 28/2005

publikacja 12.07.2005 00:05

To był prawdziwy egzamin dojrzałości. Pierwszy, tym razem nie tylko dla maturzystów, ale także dla nauczycieli, egzaminatorów i oczywiście rodziców, którzy szczególnie przeżywali tę próbę nerwów.

Maturalne lustro Agencja Gazeta/Tomasz Wiech

To był także sprawdzian dla szkół. Na pewno pozytywnie zaliczyły go licea ogólnokształcące, bez względu na adres i dorobek, bo obowiązkowe egzaminy z polskiego zdali prawie wszyscy, a tylko jednostki nie poradziły sobie z testem z języków obcych. Gorzej poszło z przedmiotami wybieranymi przez maturzystów, szczególnie z matematyką, co wiele mówi zarówno o złych programach nauczania, jak i o formule samego egzaminu, wyraźnie niedostosowanej do możliwości uczniów.

Nową maturę oblały licea profilowane. Trudno się zresztą dziwić, bo – mimo efektownie brzmiącej nazwy – są to w rzeczywistości szkoły zawodowe. Trafiają tu uczniowie o mniejszych możliwościach, a liczba godzin z przedmiotów ogólnokształcących jest ograniczona. W tym przypadku nie mogło być mowy o równości szans, a pogrom maturzystów był łatwy do przewidzenia.

Cena nieuczciwości
To była historyczna matura. Po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z egzaminem zewnętrznym, takim samym w całej Polsce, przeprowadzonym w porównywalnych warunkach, sprawdzanym według jednego klucza. Dzięki temu po raz pierwszy można powiedzieć coś pewnego o polskiej szkole. Nie tylko o źle uczonej matematyce czy chybionym, profilowanym eksperymencie licealnym. Także o ściąganiu, dawniej tolerowanym, za które tym razem trzeba było płacić wysoką cenę. Nawet niekoniecznie będąc przyłapanym na gorącym uczynku. Kilkuset maturzystów dopiero podczas ogłaszania wyników dowiedziało się, że komisja wykryła niesamodzielność ich pracy. To bolesna lekcja i ostrzeżenie dla kolejnych roczników, że oszustwo nie popłaca.

Ciesząc się z dobrych wyników, trzeba mieć jednak świadomość, że maturalne lustro nie pokazało całej prawdy, lekko retuszując rzeczywistość. W przypadku przedmiotów obowiązkowych poprzeczka ustawiona była dość nisko, wystarczyło rozwiązanie nawet 60 proc. zadania i udzielenie w sumie 30 proc. poprawnych odpowiedzi. Stopień trudności – poza matematyką – nie był wysoki. To także cena za masowość egzaminu, niegdyś elitarnego. A że egzamin był na serio, a nie na niby, ktoś musiał go oblać.

Dom to potęga
Słupki na wykresach, pokazujące terytorialne zróżnicowanie wyników matur, nie są specjalnym zaskoczeniem. Tak przecież w większości dziedzin wygląda cywilizacyjna mapa Polski. Bardzo dobrze na południu, nieźle w centrum, fatalnie na tzw. ziemiach odzyskanych (poza Dolnym Śląskiem). Ale są i zaskoczenia. Mityczna ściana wschodnia pokazała, że mimo niedoinwestowania i rolniczego charakteru wcale nie jest rejonem zacofanym. Przeciwnie, poziom edukacji w województwach podlaskim i lubelskim jest wyższy niż w centrum czy Wielkopolsce, nie mówiąc o woj. pomorskim. A poziom edukacji mówi o przyszłości, o faktycznym potencjale ludzi zamieszkujących dany teren. Na podlaskiej wsi z tradycjami okazał się on wyższy niż w zachodniopomorskich miastach.

Na sukces maturalny składa się wiele elementów, ale tym decydującym – obok pracy nauczyciela – jest zaangażowanie domu. Tylko rodzice wiedzą, ile kosztowało (także dosłownie) dobre przygotowanie się do tego egzaminu. Najlepsze wyniki w Małopolsce i na Śląsku to nie tylko efekt pracy nauczycieli, także odbicie klimatu, jaki tu panuje w rodzinach wokół edukacji dzieci. Potwierdzają to nie tylko matury, także egzamin gimnazjalny i badania OECD, wyraźnie wskazujące na ścisłą zależność między sytuacją domową a sukcesem edukacyjnym.

Czas na wnioski
Bohaterowie są zmęczeni. Zasłużyli na wakacje, a tu czeka ich rekrutacyjna batalia, choć nowa matura miała być końcem, a nie początkiem walki o indeks. Zmęczeni są wszyscy, bo matura całkowicie zdezorganizowała ostatnie dwa miesiące nauki w liceach. Egzaminatorzy są na skraju wyczerpania fizycznego, uczniowie nerwowego. A nauczyciele mają żal o słabo wycenioną pracę w komisjach.
Na pewno zła organizacja położyła się cieniem na nowym egzaminie. Chybionym pomysłem było rozpoczęcie całej operacji od ustnych matur, niemiłosierne rozwleczenie w czasie kolejnych przedmiotów, zbyt późne ogłoszenie wyników w stosunku do rozpoczęcia naboru na wyższe uczelnie. Nie wszystkie przedmioty zostały też odpowiednio przygotowane logistycznie. Kompromitacją okazał się egzamin z informatyki, którego zapis przekraczał objętość dyskietki…

Teraz chodzi o to, by szybko wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów. Z tym może być różnie, bo minister edukacji już wystawił sobie za nową maturę piątkę. Nie ma więc czego poprawiać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.