Droższa, ale własna

Tomasz Rożek

|

GN 39/2009

publikacja 28.09.2009 12:46

Benzynę można produkować z węgla, technologia znana jest od lat. Nie wykorzystywano jej, bo paliwo płynne produkowane ze stałego jest droższe.

Droższa, ale własna fot. Henryk Przondziono/fotomontaż: Studio GN

Kilkanaście dni temu w Katowicach spotkali się przedstawiciele kilku europejskich krajów i kilkunastu instytutów naukowych, by dyskutować o projekcie, jaki chcą złożyć do Komisji Europejskiej. Chodzi o badania i produkcję paliw z węgla. Rewolucja? Nic podobnego. Paliwa płynne ze stałych od dziesiątków lat produkuje się w RPA czy w Chinach. Zajmowali się tym także Niemcy w czasie II wojny światowej. Technologia jest stara, choć wymaga optymalizacji. Nic tylko brać i korzystać. Pozostaje tylko jeden kłopot: jest droga.

Republika Południowej Afryki jest światowym liderem w produkcji benzyny z węgla. W ten sposób powstaje tam prawie połowa benzyny sprzedawanej w tym kraju. Dlaczego akurat w RPA? Bo ten kraj był przez lata objęty międzynarodowym embargiem na ropę. W RPA są niewielkie złoża tego surowca, jest za to bardzo dużo węgla. Nie mając ekonomicznej alternatywy, Afrykanie zaadaptowali technologię, którą z powodzeniem w okresie wojny stosowali Niemcy. Odcięci od dostaw ropy, produkowali ją dla swoich czołgów z węgla, którego mieli pod dostatkiem.

Cztery pytania
Dzisiaj nikt nie myśli o embargu. Wiele krajów jest zainteresowanych produkcją ropy (benzyny) z węgla, bo to uniezależni je od dostaw płynnych surowców energetycznych ze Wschodu. O budowie odpowiednich instalacji myślą nie tylko Polacy (nasz kraj w konsorcjum reprezentuje katowicki Główny Instytut Górnictwa), ale także Niemcy, Brytyjczycy, Czesi i Estończycy. Dyskutujący z przedstawicielami przemysłu badacze wspominali w Katowicach o czterech pytaniach, na które trzeba odpowiedzieć, zanim zdecyduje się na zamienianie paliw stałych na płynne. Jak duże są zasoby węgla? Jeżeli nie węgiel, jak bardzo można polegać na dostawach innych surowców energetycznych? Czy mamy odpowiednio rozwiniętą technologię? I ostatnie: czy cały proces jest opłacalny?

Na katowickiej konferencji panowała zgoda, że odpowiedzi na trzy pierwsze pytania jasno wskazują, żeby benzynę z węgla zacząć produkować jak najszybciej. Węgla jest dużo. Tylko w Polsce, która jest światowym liderem w jego wydobyciu, każdego roku z ziemi wyciąga się ok. 100 mln ton. Węgla całkiem sporo mają także Niemcy i Czesi. Brytyjczycy zamknęli swoje kopalnie, ale węgla mają też pod dostatkiem. Wszystkie kraje Europy Środkowej i Wschodniej mają za to problem z energetyczną alternatywą. Jeżeli nie węgiel, to ropa i gaz z kierunku wschodniego – z Rosji. Ten scenariusz spędza sen z powiek szczególnie przywódcom krajów bałtyckich. Niemalże co roku w zimie rosyjski Gazprom zakręca kurki. Polska jest w uprzywilejowanej sytuacji, bo odcięcie nas od zasobów, oznacza automatyczne odcięcie krajów Europy Zachodniej. Rosja nie ma odwagi, by to zrobić. Ta sytuacja może się jednak zmienić, gdy powstanie Gazociąg Północny, biegnący po dnie Bałtyku. Wtedy surowiec będzie mógł być dostarczany Niemcom z pominięciem Polski.

Kwestia ceny
Pytania były cztery, ale na razie pojawiły się tylko trzy odpowiedzi. Czwarte pytanie dotyczyło opłacalności ekonomicznej całego przedsięwzięcia. I tu zaczyna się problem. Paliwa płynne otrzymywane z paliw stałych są drogie. Problemem jest cena samego surowca i wielkość inwestycji. Zakład produkujący benzynę z węgla jest dużo droższy niż rafineria produkująca benzynę z ropy naftowej. Po to, by powstała benzyna w tradycyjny sposób, trzeba zainwestować w infrastrukturę od 60 do 120 dolarów w przeliczeniu na litr paliwa. Żeby wyprodukować litr benzyny z gazu, trzeba zainwestować od 180 do 240 dolarów. I w końcu węgiel. Litr benzyny to inwestycja od 300 do 360 dolarów. To nie koszt paliwa, tylko koszt inwestycji w infrastrukturę. Ten koszt jest niezależny od cen paliw na rynku. Tyle (w przeliczeniu na litr) trzeba wyłożyć, żeby płynne paliwo powstało.

A co z kosztem samego materiału? Benzynę z węgla – biorąc pod uwagę tylko względy ekonomiczne – opłaca się produkować, o ile cena ropy jest wyższa niż 100 dolarów za baryłkę. Dzisiaj 159 litrów (bo tyle „mieści się” w baryłce) można kupić dużo taniej. Ale na przykład latem 2008 roku baryłka ropy kosztowała 140 dolarów. Była to jednak cena chwilowa, a po to, by cała inwestycja się opłacała, cena ropy powyżej 100 dolarów musi utrzymywać się przez długi okres. W innym wypadku ktoś zainwestuje ogromne sumy pieniędzy w infrastrukturę, z której – gdy ceny ropy spadną – popłynie droższa benzyna niż ta, którą produkuje się z ropy naftowej.

Czy zawsze patrzyć na pieniądze?
Otwarte pozostaje pytanie, czy rachunek ekonomiczny jest jedynym, jaki powinno się robić. Zielone lobby w wielu krajach świata wymogło na rządzących dopłaty, gwarancje kredytowe i subsydia do produkcji energii z odnawialnych źródeł. Jednym z takich źródeł, według definicji (choć wbrew logice), jest biomasa. Po to, by wyprodukować litr benzyny z biomasy, trzeba w odpowiednią instalację zainwestować prawie 900 dolarów. To aż trzy razy więcej niż trzeba wyłożyć na produkcję benzyny z węgla. Ta cena, choć bardzo wysoka, nie odstrasza przemysłu. Rządy wielu krajów chętnie dopłacą do produkcji benzyny z biomasy, bo to doskonale wpisuje się w działania proekologiczne. Co prawda z ekonomicznego punktu widzenia ten proces się nie opłaca, ale za to jest dobry dla środowiska naturalnego – twierdzą niektórzy politycy i wydają publiczne pieniądze na dopłaty. W rzeczywistości zysk natury jest mocno wątpliwy, a te same pieniądze dla środowiska można wydać efektywniej.

Co z benzyną z węgla? Ile warta jest niezależność energetyczna? Ile warte jest utrzymanie miejsc pracy w górnictwie? Na te pytania warto odpowiedzieć. Spalenie paliw kopalnych jest zbrodnią na środowisku. Tlenki azotu i siarki są niezwykle szkodliwe. To one powodują, że śmiertelność wokół elektrowni węglowych jest wielokrotnie wyższa od średniej. To one powodują, że padają kwaśne deszcze. Ważne – chociażby z ekonomicznego punktu widzenia – jest także to, że Unia Europejska wymaga od nas redukcji uwalnianego do atmosfery CO2. Ten gaz ma mieć zasadniczy udział w ocieplaniu klimatu Ziemi. Limity CO2 mogą stać się kłopotem dla gospodarki, która oparta jest na spalaniu węgla.

Rezygnować z węgla?
Węgiel przestaje być preferowanym źródłem energii. Jego używanie, chociażby z ekologicznego punktu widzenia, jest coraz bardziej kłopotliwe. Z czasem przyjdzie nam się z niego wycofywać. Czy całkowicie zrezygnować? To byłoby marnotrawstwo. Według cytowanych na wspomnianej konferencji badań, węgla w Polsce wystarczyć powinno na 200–300 lat. Ropy jest na świecie na około 45 lat, a gazu na 60 lat. Z tych wyliczeń wynika, że nawet gdyby Rosja była najbardziej słownym partnerem, za kilkadziesiąt lat i tak pozostaniemy z węglem, ale bez benzyny. Może więc warto sprawą się zainteresować? Naukowcy, którzy spotkali się w Katowicach, podkreślali, że budowanie już teraz ogromnych instalacji byłoby przedwczesne. Nalegali jednak, by znalazły się pieniądze na badania.

Proces, choć znany w wielu miejscach na świecie, powinien być dostosowany do polskich warunków. Być może warto byłoby zakład produkujący benzynę z węgla połączyć z tzw. wysokotemperaturowym reaktorem jądrowym. Wtedy oprócz benzyny mógłby powstawać tlen i wodór. Dzięki temu pierwszemu proces spalania węgla byłby czystszy i bardziej wydajny, z kolei wodór powszechnie uważa się za paliwo przyszłości. Dzisiejsze kalkulacje mówią, że budowa w Polsce zakładu wytwarzającego ok. 2–3 mln ton paliw płynnych rocznie kosztowałaby od 2 do 4 mld dolarów. W ten sposób pokryte byłoby nasze zapotrzebowanie w transporcie na poziomie 20–30 proc. Rocznie taki zakład zużywałby ok. 15 mln ton węgla.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.