Liderzy bez odpowiedzialności?

Wojciech Teister

|

GOSC.PL

Choć liderki protestów aborcyjnych próbują umywać ręce od obecnej na demonstracjach agresji, tłumacząc ją emocjami, to właśnie rolą liderów jest kierowanie emocjami tłumu, któremu się przewodzi. Zresztą nie tylko w przypadku obecnych protestów.

Liderzy bez odpowiedzialności?

Drodzy katolicy, na razie jest tak, że macie szansę sprzeciwić się swojemu Kościołowi. Na razie jest tak, że bierzecie udział w tym, co się dzieje, bierzecie udział w tych obrzydliwościach, które Kościół wyprawia, i to jest ostatnie ostrzeżenie, bo to wy powinniście się buntować. Wasze wspólnoty, wy, zaangażowani w życie Kościoła - powiedziała na antenie Radia Zet Marta Lempart, jedna z liderek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. 

Na pytanie dziennikarki Beaty Lubeckiej, co to znaczy "ostatnie ostrzeżenie", Lempart sugeruje, że protestujący są maksymalnie wkurzeni i ta emocja może zostać ukierunkowana na zwykłych wierzących. Liderka protestu przez całą rozmowę prowadzi narrację, w której stara się zrzucić z siebie jakąkolwiek odpowiedzialność za ewentualne skutki agresji. Wszystkiemu winien jest Jarosław Kaczyński, Kościół i emocje tłumu. Podobny przekaz (choć w łagodniejszej formie) można wyczuć w wypowiedziach posłanki Lewicy Joanny Scheuring-Wielgus, która była gościem wtorkowej Porannej Rozmowy w RMF-FM.

Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. To liderzy ruchów ponoszą odpowiedzialność przede wszystkim za nadawanie kierunku działań i wzmacnianiu lub tonowaniu emocji tych, którym przewodzą. A agresywne hasła i wypowiedzi (jak choćby ta z rozmowy w Radiu Zet) dodatkowo te emocje rozgrzewają. Niezależnie od tego, czy są politykami, biskupami czy koordynatorkami Strajku Kobiet. Czy podsycając w ten sposób emocje, wezmą na siebie odpowiedzialność, jeśli dojdzie do tragedii?

W tłumie łatwo dać się ponieść emocjom, niezależnie, czy to tłum kibiców na meczu, czy demonstrantów w czasie protestu. Za nadawanie kierunku tym emocjom odpowiada lider. Właśnie na tym polega ta rola. O ile można zrozumieć, że orzeczenie wydane przez TK u szczytu epidemii te emocje wzmocniło (bo sprawia wrażenie, że moment jego ogłoszenia miał uniemożliwić protesty), o tyle już podsycania agresji usprawiedliwić nie można. Fakt, że od lat żyjemy w społeczeństwie, w którym wielu przedstawicieli obu stron światopoglądowego sporu zatraciło zdolność do debaty i bazuje na rozgrzewaniu emocji do czerwoności, tego nie zmienia. Czy w tym nakręcaniu sytuacja jest czarno-biała? Oczywiście, że nie. Wypowiedzi niektórych liderów środowisk konserwatywnych w odniesieniu do osób nieheteroseksualnych działają jak dolewanie oliwy do ognia. I oni też ponoszą odpowiedzialność za reakcje tych, dla których są autorytetami. Ale nie jest tak, że można nimi wszystko usprawiedliwić, np agresję w czasie obecnych protestów. Nienawiść rodzi nienawiść. Agresja rodzi agresję. I tak w kółko, a każde kolejne okrążenie pokonujemy z coraz wyższą prędkością. Kto się uczył fizyki i pamięta o istnieniu siły odśrodkowej, ten wie, że rozpędzając się po okręgu coraz bardziej, w końcu z niego wypadniemy.

Obalając średniowiecze, można "stworzyć" renesans, ale można też wrócić do epoki koczowniczych Hunów.