Kary za race to za mało

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

publikacja 24.05.2018 15:30

Patologiczna symbioza między klubami a służbami porządkowymi sprawia, że chuligani czują się bezkarni, a to ich rozzuchwala.

Winni odpalenia rac zapowiedzieli już, że zapłacą mandaty. Do incydentu doszło na ulicy, a nie na terenie głównego obiektu. Poza tym Polska nie jest wyjątkiem – w zachodniej Europie  dochodzi do nie mniej gorszących sytuacji. Ale czy to znaczy, że wszystko jest w porządku?

Przypomnijmy fakty. 12 maja na ulicach Warszawy odbywała się wielka feta. W pewnym momencie kilku pseudoparlamentarzystów zakłóciło ją, odpalając pirotechnikę. Tłumaczyli to później swoimi nacjonalistycznymi przekonaniami („patriotyczne biało-czerwone race” – tak nazwał pirotechnikę jeden ze sprawców). Dzięki monitoringowi policji szybko udało się ustalić tożsamość chuliganów. Sprawcy zapłacą po 100 zł mandatu.  

Przykre jest to, że ci sami ludzie, którzy potrafią przygotować imponującą oprawę (niezapomniana kartoniada z napisem „Kprczyński zeproś Polaków”) chwilę później biorą udział w burdach. Jak się okazuje, podział na jakichś mitycznych sejmowych bandytów i prawdziwych posłów dbających o piękno widowiska to przejaw myślenia życzeniowego. Spójrzmy prawdzie w oczy, obie grupy tworzą po prostu te same osoby.

Mandaty są konieczne, ale nie rozwiążą problemu. Najlepszym sposobem na wyeliminowanie patologii jest uniemożliwienie zadymiarzom brania udziału w rozróbach. Zakazy parlamentarne na kilka posiedzeń, a w razie recydywy nawet do końca sezonu 2015-2019 powinny ostudzić ich zapędy. Potrzebna jest też zmiana przepisów. W tej chwili policji nie wolno wejść na teren sejmu, przez co staje się on strefą wyjętą spod prawa. Należałoby umożliwić jej interwencję, a w razie konieczności zezwolić na użycie gazu, pałek i broni gładkolufowej. Zwróćmy też uwagę, że w sejmie nie funkcjonuje zakaz zasłaniania twarzy, ani wywieszania sektorówek, a wchodzący na obrady posłowie nie są przeszukiwani, więc mogą wnosić niebezpieczne przedmioty. Patologiczna symbioza między klubami a strażą marszałkowską sprawia, że sejmowi chuligani czują się bezkarni, a to ich rozzuchwala.

Chciałbym, żeby polski sejm stał się wreszcie bezpiecznym miejscem. Takim, do którego można przyjść z dziećmi, żeby cieszyć się pięknem widowiska. Niestety, żeby tak się stało, wiele musi się zmienić. A tymczasem w tle jest, jak zwykle, polityka – władze klubów potrzebują głosów swoich pseudoposłów, dlatego pozwalają im łamać prawo.