Maraton dorosłości

Agata Puścikowska

|

GN 20/2018

Dlaczego współcześni rodzice tak niechętnie pozwalają dzieciom na dorastanie?

Maraton dorosłości

Znalazłam ciekawą sentencję. Brzmiała mniej więcej tak: „Dorastanie jest jak maraton. Możesz stać na trasie, kibicować, machać rękami i wołać: dasz radę, ale dziecko trasę ku dorosłości musi pokonać samo”. A ja mam wrażenie, że coraz więcej rodziców, zamiast kibicować i zagrzewać do walki, próbuje biec obok dziecka lub co gorsza – za dziecko. Przykład: matura. Ważna sprawa i moment w życiu, to prawda. Jednak czy na tyle ważna, by podporządkowywać maturze dziecka funkcjonowanie całej rodziny? By wozić maturzystę na egzamin i wystawać w oczekiwaniu na koniec egzaminu? By reagować histerycznie i niewspółmiernie do wydarzenia? Czy naprawdę od tego maturalnego czasu i egzaminów zależy cała przyszłość dorosłego (!) dziecka i całej rodziny? Jeśli egzamin dojrzałości ma być egzaminem dojrzałości, to może warto potraktować dziecko poważniej? I przestać patrzeć na człowieka idącego za chwilę na studia jak na przerosłego dzidziusia w emocjonalnym pampersie?

Być może sami budujemy pokolenie przyszłych nieudaczników życiowych, którym trzeba usługiwać do czterdziestki, za których trzeba decydować, gotować im i prać. Może tak jest niektórym rodzicom wygodniej? Może sami boją się... dorosnąć do dorosłego rodzicielstwa, więc nie mogą się pogodzić z tym, że maluszek najpierw się rodzi, potem uczy się chodzić, potem zdaje prawo jazdy, a następnie tworzy własny świat? A może raczej powinien tworzyć... Dlaczego współcześni rodzice tak niechętnie pozwalają dzieciom na dorastanie? Dlaczego trzęsą się nad dorosłym facetem, a dorosłej babce – swojej córce – siłą próbują pleść życiowe warkoczyki? Oczywiście, proces dojrzewania, dorastania trwa. To nie krótki moment tuż przed maturą. Jednak to od rodziców zależy, jak potraktujemy ten proces, i jak przeprowadzimy (wspierając, pomagając i kibicując) przez niego nasze dzieci.

Strach o dziecko jest jakoś wpisany w rodzicielstwo. Jednak chyba większy strach powinno się mieć bardziej przed niedojrzałym dorosłym, który i tak musi sobie poradzić w pewnym momencie sam, niż przed stopniowymi trudnościami, które dojrzewające dziecko powoli, systematycznie pokona. Lepiej być zaprawionym w życiowych bojach, lepiej, gdy rodzice umiejętnie wskazują sposoby wyjścia z trudnych sytuacji, niż gdy „zakochują” nadopiekuńczością i przerośniętej latorośli próbują usuwać pyłki spod nóg.

Maraton do dorosłości, czas start. To się trenuje przez lata. Droga na skróty i przebieganie za dziecko nigdy i nikomu nie wychodzi na dobre. Ani rodzicom, ani dorosłemu dziecku. Zresztą... kondycyjnie nie damy rady. Własny życiowy maraton wystarczająco był wyczerpujący.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.