Jak pogodzić jedność z wielością?

Andrzej Nowak

|

GN 15/2018

publikacja 12.04.2018 00:00

O jaką jedność w dzisiejszej Europie i w Polsce nam chodzi? I jak powinna być ona budowana?

Jak pogodzić jedność z wielością?

Wielkanocny „Gość Niedzielny” opublikował obszerną rozmowę ze mną na temat sensu niepodległości i pamięci o niej. Redakcja nadała tej rozmowie nieco dziwny tytuł, troszkę jak hasło Frontu Jedności Narodu: „Niepodległość dzięki jedności”. Owszem, umiejętność nawiązania na przełomie lat 1918 i 1919 efektywnej współpracy między różnymi i bardzo ostro podzielonymi obozami politycznymi była istotna dla sukcesu odradzającego się państwa polskiego. Trzeba jednak też zauważyć, że spór polityczny, podział na dwie orientacje nie tylko Polsce nie zaszkodził, ale zasadniczo pomógł w latach I wojny światowej. Gdyby tego sporu nie było – i wszyscy poszliby w 1914 r. np. za Dmowskim, czyli za Rosją – wówczas państwa centralne (Niemcy i Austro-Węgry) nie miałyby z kim się porozumieć i tworzyć od 5 listopada 1916 r. zrębów polskiej państwowości (sądów, administracji, policji, a nawet wojska) na ziemiach odebranej Rosji centralnej Polski. Gdyby natomiast wszyscy poszli w 1914 r. za Piłsudskim, czyli za Austrią i Niemcami, które ostatecznie wojnę przegrały, to państwa zachodnie nie miałyby w 1918 roku żadnego powodu, by uznać Polaków za uczestników zwycięskiej koalicji i dopuścić ich w takim charakterze do stołu obrad w Wersalu. Podział na dwie orientacje i spór między nimi – to właśnie uruchomiło mechanizm swoistej aukcji sprawy polskiej w I wojnie. Piłsudski uzyskuje Legiony, a więc zalążek polskiego wojska u boku Austrii i Niemiec, Dmowski tworzy stopniowo dyplomację u boku Rosji i państw zachodnich. Niemcy i Austria, licząc na rozwinięcie sukcesu Legionów, ogłaszają w akcie 5 listopada 1916 r. odbudowę Królestwa Polskiego – Dmowski już zabiega w Paryżu i Londynie (a Paderewski w Waszyngtonie) o to, żeby mocarstwa zachodnie w tej sytuacji obiecały Polsce więcej. Tak działała owa „aukcja”, w której podzieleni Polacy umieli „obstawiać” obie strony wojennego konfliktu. Równie dobrze można by dać tekstowi o obchodzonej teraz 100. rocznicy odrodzenia państwa: „Niepodległość dzięki podziałowi”.

Trzeba jednak dołączyć do tego zasadnicze zastrzeżenie: ów podział między Dmowskim a Piłsudskim, między elitami politycznymi Polski, które szły za nimi (naturalnie te dwie postaci nie wyczerpują wszystkich linii podziałów w ówczesnym społeczeństwie polskim, trzeba by dodać jeszcze ruch chłopski z Witosem na czele, zagubionych nieco w galicyjskiej przeszłości konserwatystów krakowskich i jeszcze kilka innych zapewne nurtów), nie był oparty tylko na negatywnej emocji nienawiści do wewnętrznego wroga i nie był przede wszystkim nastawiony na jego zniszczenie. Wszystkie wspomniane nurty, wzajemnie się ostro zwalczające, miały cel wyższy, najważniejszy: służbę Polsce. Nie slogan, ale program, czy raczej różne programy autentycznej, pełnej poświęcenia służby Polsce. Czy dziś tak jest w politycznym sporze w naszym kraju – to już każdy ocenić może.

Z tekstu wspomnianej rozmowy, autoryzowanej przeze mnie, redakcja „Gościa” zdecydowała się usunąć (zapewne dla oszczędności miejsca) jeden wątek. Pozwolę sobie tu przytoczyć ów usunięty fragment. Otóż redaktor „Gościa” pyta: „Po wejściu Polski do Unii Europejskiej pojawiła się tendencja, aby tożsamość narodową zastępować tożsamością europejską. To dobra droga?”. Odpowiadam na to pytanie tak: „Europa tym się charakteryzuje, że nigdy nie powstała w niej jedna potęga, która by ją całkowicie zdominowała. Zawsze występował na naszym kontynencie pluralizm podmiotów politycznych. Ta właśnie różnorodność pozwoliła Europie dynamicznie się rozwijać. Dewizą europejską jest wielość, zakorzeniona w specyficznej jedności: we wspólnej kulturze, ufundowanej w chrześcijaństwie, które bardziej niż z jakimkolwiek innym kontynentem zrosło się przez ostatnich 1500 lat z Europą właśnie. Nie wiem, czy powiedzie się próba zastąpienia takiej jedności jedną, zglajszachtowaną wspólnotą »nakazowo-rozdzielczą«, która będzie sterowana z Brukseli, ale wiem, że byłoby to skrajnie szkodliwe dla samej Europy. Zniszczyłoby bowiem tożsamość europejską, która nigdy nie była tożsamością jednego imperium, jednego rozkazodawczego centrum, jednej biurokracji. Państwa o silnym poczuciu własnego interesu, a także narody o mocnej tożsamości nie zgodzą się na taki proces. Na przykład Wielka Brytania potraktowała brukselski projekt Europy jako zagrożenie dla swojej tożsamości i z Unii Europejskiej wystąpiła. Polska, Węgry, Czechy, Litwa też mają silną tożsamość historyczną i bronią jej; widać również w innych krajach, m.in. choćby w Italii, narastający opór wobec projektu zunifikowanej Europy, zdominowanej faktycznie przez tandem niemiecko- -francuski”.

Przytaczam ten „wykasowany” frgament, by zastanowić się – wspólnie z Czytelnikami: o jaką jedność w dzisiejszej Europie (i w Polsce) nam chodzi? I jak powinna być ona budowana? Z zachowaniem wielości czy z jej przekreśleniem? Odgórnie, przez nową „naczelną redakcję” (z Brukseli czy z jakiegokolwiek innego centrum władzy), która wycinać będzie głosy „dysydentów”? Czy z poszanowaniem tradycji i woli ich zachowania odrębności przez tych, którzy historyczną wspólnotę (europejską czy polską) od wieków tworzą? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.