Z hukiem otwiera się ciężka brama. Zostawiamy komórki i elektronikę. Kraty. Jedna, druga… Idziemy do ubranych w zielone uniformy, ogolonych na krótko facetów, by w więzieniu o zaostrzonym rygorze głosić Bożą miłość.
– Na znak poddania się Bogu podnieśmy ręce do góry – proponuje o. Rafał Kogut. Skazani bez szemrania podnoszą dłonie.
Roman koszowski
Rekolekcje zamknięte. Ileż razy słyszałem podobne hasło. Najczęściej w kontekście mniszek, kapłanów czy szafarzy. Dopiero jednak 2 marca przekonałem się na własnej skórze, co oznacza ten zwrot. Gdy usłyszałem szczęk zatrzaskiwanych krat, zgrzyt zamków w bramach na poszczególnych oddziałach, a na kurs Nowe Życie do więziennej kaplicy wchodzili po kolei skazani.
A myśmy Go za skazańca uznali…
Cieszyn wymarzł i wymarł. Minus siedemnaście stopni zrobiło swoje. Zmrożone uliczki opustoszały. Maszerujemy skutą lodem ulicą Szersznika. Z klasztoru franciszkanów do pobliskiego potężnego gmachu więzienia.
– I jak, pożegnaliście się już z rodzinką? – rzuca jeden z ewangelizatorów. Ekipa z dwóch wspólnot – cieszyńskiego Zacheusza i istebniańskiego Ognia Bożego – po raz drugi organizuje za kratami kurs Nowe Życie.
– Czy więźniowie przyjdą? Na pewno! Nie wiemy wprawdzie, jakie mają motywacje, ale wierzymy, że Bóg jest w stanie dotknąć głęboko ich zranień. Mamy świadomość, że jesteśmy w więzieniu „czasoumilaczami” – parska śmiechem jeden z chłopaków. Kurs ewangelizacyjny potrwa trzy dni. Dostosowany jest do rytmu, jakim żyje cieszyńskie więzienie. Za kratami ewangelizatorzy spędzą każdego dnia po kilka godzin.
Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.