Sunday, bloody sunday

Marcin Jakimowicz

Otwarty protest przeciwko zamknięciu sklepów. W tłumie przestraszonych, że w sobotę wykupią wszystkie meble, doszło do przepychanek, wyrywania sobie meblościanek i elementów szaf. Polała się krew.

Sunday, bloody sunday

Zamieszki pod sklepami IKEA. Tłum przestraszony, że w sobotę wykupią wszystkie meble, ustawił się w wielokilometrowe kolejki. Doszło do gorszących przepychanek, wyrywania sobie meblościanek i elementów szaf, a rodacy wyrazili głośno i wyraźnie swoje stanowisko w formie wielu warczących wyrazów.

Swemu niezadowoleniu dali też wyraz kibice gliwickiego Piasta, którzy na znak protestu przeciwko zamknięciu w niedzielę 11 marca miejscowych supermarketów zaczęli demolować swój własny stadion, a sędzia zmuszony był przerwać mecz z zabrzańskim Górnikiem.

W otwartym proteście przeciwko zamknięciu sklepów na ulice wyszły (a jakże!) kobiety. Do znanych z poprzednich protestacyjnych wynurzeń haseł w stylu „Moja macica to nie kaplica” doszły nowe: „Wyzwolone kobiety – otwarte hipermarkety” i „Bóg, handel, ojczyzna”. Kilka niewiast przykuło się na znak protestu do sklepowych wózków, a na telebimach wyświetlano czeski nieśmiertelny serial „Žena za pultem” (Kobieta za ladą).

Tak upłynie wieczór i poranek pierwszego niedzielnego dnia bez zakupów?

Zdezorientowani Polacy już teraz zaczynają być nerwowi. Wrzenia nie uspokoiły nawet medale lekkoatletów i fenomenalne skoki Stocha. Mówię wam: kilka wolnych od handlu niedziel i dojdzie do rebelii.