Zrobił mi prześwietlenie

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 09/2018

publikacja 01.03.2018 00:00

To było życie człowieka cierpiącego, który sam dla siebie był tajemnicą. O świętym mówią o. Marciano Morra i o. Luciano Lotti.

O. Luciano Lotti służył jako ministrant do Mszy odprawianych przez o. Pio. Sprawował z nim też ostatnią Eucharystię. O. Luciano Lotti służył jako ministrant do Mszy odprawianych przez o. Pio. Sprawował z nim też ostatnią Eucharystię.
Roman Koszowski /Foto Gość

Był nie do ogarnięcia – z jednej strony mistyk, posiadający stygmaty, dar bilokacji, zdolność czynienia cudów, ciągle atakowany przez szatana. Z drugiej – człowiek odznaczający się pokorą, tryskający inteligencją realista, z łatwością potrafiący rozśmieszyć towarzystwo, ale też łatwo wpadający w gniew – opisuje o. Pio o. Marciano Morra. Zaznacza, że nie będzie charakteryzować go przez zdolności nadprzyrodzone, ale dla pokrzepienia zwykłych śmiertelników chce pokazać, że był też grzesznikiem, który codziennie się nawracał. – Ojciec Pio nie urodził się świętym, ale się nim stał – podkreśla. – Był z krwi i kości, miał swoje wady. Kiedy rodzi się świętość? Kiedy decydujemy, że nieustannie będziemy pozbywać się swoich wad, pokutować za nie i prostować ścieżki naszego życia.

– To człowiek, który stale szukał Boga sercem, nie myślą, aż doszedł do czystego zespolenia z Nim – jeszcze jedną prawdę dotyczącą o. Pio odkrywa o. Luciano Lotti, zajmujący się badaniem jego epistolarium, a konkretnie tego, jakimi słowami opisuje w nim swoje życie duchowe.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.