publikacja 08.02.2018 00:00
O podłożu rebelii w RŚA, misjonarzach, którzy nie uciekają przed wojną, i dialogu, który łagodzi konflikty, opowiada bp Mirosław Gucwa.
archiwum rozmówcy
Beata Zajączkowska: W Republice Środkowoafrykańskiej pracujesz od 25 lat. Święcenia biskupie to takie zaślubiny z tym krajem. Na dobre i na złe, do końca życia…
Bp Mirosław Gucwa: To prawda, perspektywa się zmienia. W życzeniach, jakie mi składano, usłyszałem: masz jeszcze 21 lat w Afryce. Czyli tyle, ile zostało mi do emerytury. (śmiech) To uświadomiło mi zmianę. Gdy wyjeżdżałem na misje, podpisałem kontrakt na 6 lat, ale potem praktycznie nikt mnie nie pytał, czy przedłużam. Po prostu szło. Ostatnie dramatyczne wojenne wydarzenia nie skłaniały do powrotu. Wprost przeciwnie. Mobilizowały, by zostać i być z ludźmi. Bo my, misjonarze, byliśmy ich nadzieją.
Kardynał Dieudonné Nzapalainga stwierdził, że Twoja nominacja biskupia to podziękowanie papieża za 30-letnią obecność tarnowskich misjonarzy w RŚA. Spotkałeś się z Franciszkiem po nominacji…
Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.