Wola życia

Jakub Jałowiczor

|

GN 3/2018

publikacja 18.01.2018 00:00

Nie wiedziałem, czy dobrze robię, ratując cię – powiedział do Laury lekarz, który zajmował się nią na oddziale intensywnej terapii. Laura może ruszać tylko głową, ale jej historia daje nadzieję innym.

– Przebaczenie nie jest łatwe – na ziemi są sądy, a w niebie Bóg, któremu zawierzam przebaczenie temu, kto mnie postrzelił – mówi Laura Salafi. – Przebaczenie nie jest łatwe – na ziemi są sądy, a w niebie Bóg, któremu zawierzam przebaczenie temu, kto mnie postrzelił – mówi Laura Salafi.
Giorgio Romeo

Była bardzo dynamiczną osobą – wspominał Antonio, narzeczony Laury Salafii. 34-latka z miasteczka Sortino na Sycylii łączyła studia z pracą. Lubiła zwierzęta i jak wielu Włochów jeździła na motorze. 1 lipca 2010 r. zdała z wyróżnieniem egzamin na uniwersytecie w Katanii, gdzie studiowała filologię hiszpańską. Mogła już wracać do domu, ale postanowiła zaczekać na koleżankę, która zdawała swój egzamin później. Kiedy Laura wyszła na plac, przed budynek dawnego klasztoru benedyktynów, trafiła ją kula z pistoletu. Strzelcem był Andrea Rizzotti, 54-letni pracownik lokalnego urzędu. Usiłował zabić młodszego od siebie o kilka lat Maurizia Gravino. Trafił go trzema pociskami. Czwarty utkwił w szyi Laury. Uszkodził kręgosłup. Studentka w ciężkim stanie trafiła do szpitala.

Antonio był wtedy w barze, który prowadził. Tuż obok znajdowała się siedziba oddziału agencji prasowej Ansa. Jeden z dziennikarzy wszedł do lokalu i powiedział o strzelaninie na placu. – O niczym nie wiedziałem – opowiadał Antonio portalowi meridionews.it. – Godzinę wcześniej rozmawiałem z Laurą, która pochwaliła się, że zdała egzamin. Wszystko było w porządku. Kiedy dziennikarz powtórzył mi imię ofiary, myślałem, że to żart.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.