Jeśli to ma być „Polska B”, jak często słyszę, to od słowa „błogosławieństwo”. W jeden wieczór w mieście Jagiellonii odwiedziliśmy ludzi pochylających się nad Biblią i wchodzących w przedsionki nieba. Skąd się wziął białostocki boom wspólnotowy?
Na klatce schodowej słychać śpiew: „Święty, święty”. Trwa spotkanie małej grupki Domu Jednego Serca.
ROMAN KOSZOWSKI
Przed rokiem poproszono mnie o wygłoszenie słowa dla młodych ze wspólnoty Ezechiasz. Ruszyłem pod Tykocin. Znając rodzime statystyki i przyglądając się oswojonym wspólnotom, spodziewałem się garstki nastolatków. Zobaczyłem tłum młodych – a była to zaledwie część wspólnoty. Do dziś pamiętam ich żarliwą modlitwę. Zdumiało mnie to. Znam krajową normę. – W Białymstoku, modli się kilkadziesiąt wspólnot charyzmatycznych: Odnowa w Duchu Świętym, grupy wyrosłe na gruncie Ruchu Światło–Życie – opowiada Tadeusz Oniśko z Ezechiasza. – Nie zapominajmy też o tłumach na spotkaniach Przyjaciół Oblubieńca.
Nie ma w Polsce wspólnoty, która rozrastałaby się w tak imponującym tempie. W ciągu 7 lat Przyjaciele Oblubieńca założyli 110 wspólnot, w których modli się 8,5 tys. osób. W Białymstoku i okolicach w ciągu 4 lat powstało aż 30 filii. Pisaliśmy już o nich. Dziś czas na inne wspólnoty miasta.
Nie ma jak w domu
Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.