Kanał

Marcin Jakimowicz

|

GN 1/2018

publikacja 04.01.2018 00:00

– Mieszkałem w kanale. Grzały mnie rury. Zbierałem złom, jedzenie na śmietnikach – Markowi łamie się głos. – Co czuję dziś, widząc uśmiechnięte oczka mojego synka? Dla Boga nie ma nic niemożliwego.

Nie sposób bez wzruszenia wysłuchać świadectwa rodziny Łuczaków. Nie sposób bez wzruszenia wysłuchać świadectwa rodziny Łuczaków.
Roman Koszowski /Foto Gość

Przyjechałem na Śląsk z Wielkopolski. Tu pracował mój brat. Sporo zarabiał. Pociągnęło mnie to – opowiada Marek Łuczak (mąż Lucyny, ojciec Kubusia, mieszka w Bielsku-Białej). – Wylądowałem w Zabrzu dwa miesiące przed stanem wojennym. W domu rodzinnym było sporo alkoholu. Pili dziadek, ojciec, brat. Nie trzeba mnie było długo namawiać. Po wódce czułem się odważniejszy, chciałem zabłysnąć w towarzystwie. W Zabrzu, w hotelu robotniczym, pili prawie wszyscy. Wszedłem w ten wir.

Wyleciałem z pracy

Gdy zapiłem, załatwiałem chorobowe, kombinowałem jak potrafiłem. Odrabiałem bumelki w niedziele. Jakoś pchałem ten wózek. Przez 10 lat nie jeździłem na żadne wakacje. Cała wypłata szła na opłaty, fajki i alkohol. Zabrnąłem też w pornografię. Na lata zerwałem kontakt z rodziną, z matką, ojcem. Wypłata starczała mi na tydzień. Lubiłem towarzystwo, więc stawiałem kumplom wódkę. Potem jakoś musiałem kombinować, pożyczać.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.