Malarz owiec

Wojciech Wencel

|

GN 51-52/2017

publikacja 21.12.2017 00:00

Na płótnach Jeana-François Milleta pasterze śpiewają, bydlęta klękają, cuda, cuda ogłaszają…

Malarz owiec

W kwietniu 1853 roku Eugéne Delacroix, uznawany za najwybitniejszego przedstawiciela europejskiego romantyzmu, zanotował w swoim dzienniku: „Przyprowadzono mi przed południem Milleta. Mówi o Michale Aniele i Biblii, która jest – powiada – jedyną albo prawie jedyną książką przez niego czytaną. To tłumaczy pewną pretensjonalność w sylwetkach jego chłopów. W końcu on sam jest chłopem i się tym chełpi”.

Jean-François Millet urodził się w 1814 roku w osadzie Gruchy niedaleko kanału La Manche. Młodość spędził, pracując w polu i ucząc się łaciny u miejscowego proboszcza. W wieku dziewiętnastu lat wyjechał do pobliskiego Cherbourga, gdzie odkrył swoje artystyczne powołanie. Cztery lata później rozpoczął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu. Od biesiadowania z kolegami wolał jednak sumienną pracę i regularne wizyty w Luwrze, gdzie poznawał dawne malarstwo. W 1841 roku ożenił się z Pauline-Virginie Ono, jednak już po trzech latach kobieta zmarła na suchoty.

W 1849 roku, uciekając przed szalejącą w stolicy epidemią cholery, Millet wyjechał do Barbizon – wioski położonej na skraju lasu Fontainebleau, chętnie odwiedzanej przez malarzy pejzażystów. Towarzyszyła mu już nowa wybranka serca – Catherine Lemaire. Zamieszkali w starym gospodarstwie, gdzie spędzili resztę życia. Owocem ich miłości było dziewięcioro dzieci, choć pozostawali w związku niesakramentalnym. Dopiero na łożu śmierci w 1875 roku artysta pojednał się z Bogiem i zawarł z Catherine ślub kościelny.

W sztuce Milleta to pojednanie dokonało się jednak znacznie wcześniej. Jego najsłynniejszy obraz, „Anioł Pański”, przedstawia mężczyznę i kobietę pogrążonych w żarliwej modlitwie. Stoją w polu, z pochylonymi głowami i splecionymi na piersiach dłońmi. Obok wieśniaka tkwią wbite w ziemię widły, u stóp jego żony leży kosz z kartoflami, a tuż za nią widać taczkę z dwoma napełnionymi już workami. Pole jest ogromne – sięga horyzontu, na którym artysta umieścił jedynie kilka drzew i wieżę kościoła. „Obraz ten malowałem, wspominając, jak to niegdyś, przy pracy w polu, na dźwięk dzwonów babka moja nigdy nie omieszkała nakazać nam przerwania zajęć i odmówienia modlitwy »Anioł Pański« za tych nieszczęsnych zmarłych, i to bardzo pobożnie, trzymając czapkę w ręku” – wyjaśniał swój zamysł Millet. Ale równie ważne jak wewnętrzna głębia postaci jest na jego obrazie niebo, którego ciepły blask oświetla głównie kobietę, podkreślając jej mistyczny – wyznaczony ideałem płodności – związek z ziemią.

Millet jest mistrzem w ukazywaniu nadprzyrodzonego wymiaru ludzkiej pracy. Modlitewne skupienie młodej dziewczyny na obrazie „Pasterka” przekonuje, że każda wykonywana przez nas czynność może być zakorzeniona w porządku duchowym, jeśli tylko podejdziemy do niej z należytą pokorą. Wypas owiec ma jednak szczególne, biblijne znaczenie. Tym razem popołudniowe słońce oświetla głównie grzbiety zwierząt skubiących trawę za plecami pasterki. Millet zdaje się sugerować, że nie sposób dobrze opiekować się ziemskim gospodarstwem bez łączności z Bogiem, ponieważ troska o podległe nam stworzenia jest odwzorowaniem Bożej opatrzności.

Nastrój kontemplacji oddaje Millet poprzez spokojną tonację barw, z prostotą godną dawnych mistrzów. Wybitny teoretyk sztuki Jacques Maritain pisał w 1928 roku: „W wieku XVI kłamstwo instaluje się w malarstwie, które zaczęło kochać wiedzę dla wiedzy samej, chciało dać iluzję natury i zmusić nas do wierzenia, iż stojąc przed obrazem, jesteśmy przed sceną lub obiektem malowanym, a nie przed obrazem”. W jego opinii najgłębszym zadaniem sztuki nie jest imitowanie rzeczywistości, ale kontynuacja dzieła Boga. Millet miał tego świadomość. „Piękno tworzą nie tyle rzeczy przedstawione, ile sama potrzeba ich przedstawienia i potrzeba ta wzmaga siły w dokonywaniu dzieła” – pisał w jednym z listów.

Przedstawicieli szkoły barbizońskiej uważa się za prekursorów impresjonizmu. Żaden z nich nie fascynował nowych francuskich malarzy bardziej niż Millet. Pastoralne sceny z jego płócien wychwalali Cézanne, Pissarro i Gauguin. André Derain pisał: „Teraz, gdy wędruję po wsi, gdy widzę kury, koguty, kowali, konie, rozumiem Milleta. (…) Jest to rzeczywiście wielki artysta”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.