Syndrom jerozolimski

Jacek Dziedzina

|

GN 50/2017

publikacja 14.12.2017 00:00

Nie da się mówić o statusie Jerozolimy tylko językiem polityki, z pominięciem religii. To dlatego konflikt dotyczący Świętego Miasta wydaje się politycznie nierozstrzygalny.

Reakcja świata arabskiego na decyzję Donalda Trumpa była łatwa do przewidzenia: nie ma zgody nie tylko na uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela, ale również na uznanie prawa Żydów do posiadania swojego państwa. Reakcja świata arabskiego na decyzję Donalda Trumpa była łatwa do przewidzenia: nie ma zgody nie tylko na uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela, ale również na uznanie prawa Żydów do posiadania swojego państwa.
AMEL PAIN /epa/pap

Stany Zjednoczone uznają Jerozolimę za stolicę Państwa Izrael i zapowiadają przeniesienie tam swojej ambasady z Tel Awiwu. Czy ten ruch, którego konsekwentnie unikali dotychczasowi prezydenci USA, to bezmyślne wrzucenie zapałki do beczki prochu? Czy może część większego planu, który ma zmusić również Izrael do ustępstw wobec Palestyńczyków? A może to nie polityka jest wystarczającą perspektywą dla interpretacji tej decyzji? Czy uprawnione jest postrzeganie jej również w kategoriach religijnych jako wypełnienie obietnic dla Izraela zawartych w Biblii? I gdzie leży granica między spojrzeniem wiary a wykorzystywaniem religii do uprawiania polityki?

Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.