Bałkańskie węgielki

Serbowie kolejny raz usłyszeli wyrok za wojnę w b. Jugosławii. Pozostałe strony konfliktu słyszały go o wiele rzadziej.

Ratko Mladić nie mógł w Hadze usłyszeć innego wyroku niż dożywocie. Choć określenie „rzeźnik Bałkanów” brzmi szczególnie złowrogo, to jest w tym, niestety, zasługa samego generała. Jednak mimo wszystko zawsze przy okazji wyroków na serbskich zbrodniarzy trudno mi pozbyć się powracającej myśli o podwójnych standardach, jakie świat stosował w ocenie sprawców wojny na Bałkanach. Świat słyszał o Srebrenicy, w której Serbowie zabili ponad 
8 tys. Muzułmanów (w Bośni to równoznaczne z narodowością, stąd pisownia z dużej litery), świat słyszał o oblężeniu Sarajewa, ale świat nie do końca rozumie, że nie tylko Serbowie mają na sumieniu zbrodnie wojenne. Oczywiście to Serbowie ponoszą główną odpowiedzialność za rozpętanie wojny. W tym konflikcie nie było jednak zupełnie niewinnej strony. – Nikt nie mówi na przykład o zbrodni, jakiej dopuścili się Muzułmanie w mojej wiosce Uzdol w Hercegowinie – mówił mi 2 lata temu bośniacki Chorwat Branko Jurij z Sarajewa. – Żyjemy w jednym wielkim kłamstwie, bo każdy pielęgnuje tylko pamięć o swoich krzywdach, promuje własną prawdę. A nie ma próby poznania i zrozumienia jednej prawdy o tej wojnie – żalił się Hrvoje Vranješ, redaktor jednego z sarajewskich wydawnictw. Jego wioska, Rostovo, została spalona przez Muzułmanów w 1993 roku. Z rodziną uciekł do Chorwacji, po wojnie przeprowadził się do Sarajewa. – Nie rozgrzeszam zupełnie swoich, Chorwatów, oni też mają różne rzeczy na sumieniu. Część mojej rodziny po ucieczce do Chorwacji zamieszkała w domach, z których wcześniej wygnano Serbów. Ja nie wiem, czy to da się pogodzić z naszą wiarą i moralnością, ale tak jest – przyznaje. To prawda, że i Chorwaci mają sporo na sumieniu w związku z tą wojną. Podobnie jak – już na innym froncie – kosowscy Albańczycy, których miałem okazję obserwować z bliska w czasie ogłaszania niepodległości i rok później. Spotykałem się nawet z członkami oddziałów Armii Wyzwolenia Kosowa, z których spora część – z jej liderem, a późniejszym premierem – miała na koncie niemałe zbrodnie dokonane na Serbach. Zamiast determinacji w rozliczeniu zbrodni, podobnej jak wobec Serbów, Zachód nagrodził ich zgoda na samozwańcze państewko, odrywające się od Serbii. Tak naprawdę nie ma sensu dziś licytować się o to, kto był większym zbrodniarzem, a kto większą ofiarą. Sami zainteresowani, zwłaszcza Serbowie sprawiają wrażenie, że już nie boli ich tak bardzo ta podwójna miara stosowana przez Zachód. Oby jednak nie okazało się kiedyś, że zduszone poczucie niesprawiedliwości ktoś znowu wykorzysta i rozpali na nowo bałkański kocioł. Niestety, ale parę niepokojących sygnałów miałem okazję widzieć w Bośni 2 lata temu, w tym rosnącą liczbę dewastacji cmentarzy – i prawosławnych, i katolickich, i muzułmańskich. – Odnotowujemy 40, a czasami nawet 70 takich ataków rocznie. Tego nigdy nie było przed wojną – mówiła mi Božana Ivelić-Katava z Rady Międzyreligijnej w Sarajewie. Oby nikt nie zdołał na tych żarzących się węgielkach zbudować kapitału politycznego. Nowej wojny Bałkany mogłyby nie przeżyć.