Przygotowani na katastrofę

Grażyna Myślińska

|

GN 42/2017

publikacja 19.10.2017 00:00

– Kiedy człowiek ma rodzinę, którą kocha, musi myśleć o tym, jak zapewnić jej bezpieczeństwo – mówi Piotr Czuryłło, pseudonim Pitbear, jeden z pierwszych polskich preppersów, mąż Klaudii, ojciec Nataszy i Piotrusia.

Każdy członek rodziny Czuryłłów ma w garażu spakowany plecak ucieczkowy. Ten Piotra jest największy. Każdy członek rodziny Czuryłłów ma w garażu spakowany plecak ucieczkowy. Ten Piotra jest największy.
Grażyna Myślińska /foto gość

Kilkanaście lat temu, gdy zaczynał myśleć o przygotowaniach na najgorsze, nie tylko najbliżsi uważali go za dziwaka. Wszak Europa była najbezpieczniejszym kontynentem na Ziemi. A jednak Piotr miał silne przeświadczenie, że rozsądny człowiek musi liczyć się z tym, że jakaś czarna godzina może się zdarzyć i tutaj.

Takich jak on było wtedy niewielu. Osiem lat temu założył pierwszy w Polsce (i jeden z pierwszych w Europie) portal dla preppersów – preppersi.pl. Miał służyć policzeniu się i wymianie doświadczeń. – Na początku nasza społeczność to było kilkaset osób, strażaków, policjantów, zawodowych żołnierzy i – o dziwo – naukowców, biologów, ichtiologów. Chcieli się dzielić wiedzą i przemyśleniami o tym, jak przygotować się na rozmaite katastrofy, które realnie mogą się w Polsce wydarzyć – wspomina Piotr. – To byli rozsądni, doświadczeni ludzie. Podtrzymali moją wiarę w to, że nie myślę głupio. Później na portalu zaczęli się pojawiać sensaci od zombie i ufoludków. – Szybko się zniechęcali, bo ten rodzaj zagrożeń nie stanowi przedmiotu naszych zainteresowań.

W lutym 2013 r. wybuch asteroidy nad Czelabińskiem zniszczył prawie 8 tys. budynków i ranił pół tysiąca ludzi. Wybuchła wojna na wschodzie Ukrainy. Przez Polskę przeszło kilka huraganów. Nastąpił najazd imigrantów na Europę. Prawdziwy przełom przyszedł jednak w sierpniu 2016 r., gdy niemiecki rząd po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny wezwał obywateli do gromadzenia żywności i robienia zapasów na wypadek ewentualnego zagrożenia oraz dużego kryzysu. Pod wpływem tych wydarzeń lawinowo wzrosła liczba gości na portalu i pytań, jak się przygotować na katastrofę. Obecnie stronę odwiedza kilkanaście tysięcy osób dziennie. W prestiżowym rankingu American Preppers Network portal Piotra znalazł się niedawno na 34. pozycji, pierwsze 33 miejsca zajęły strony amerykańskie. – Nie myślimy od razu o końcu świata – wyjaśnia Piotr. – Nam może zagrozić jakaś pandemia, huragan, długotrwały brak prądu, puste sklepowe półki, a od pewnego czasu także atak terrorystyczny, inwazja zielonych ludzików ze Wschodu. Ktoś, kto nie będzie na to przygotowany, zginie. My zachowamy szanse na przetrwanie.

Ostoja

Piotra od zawsze pociągała przygoda. Zaczął studiować budownictwo, ale po pierwszym roku nadarzyła się okazja wyjazdu do Finlandii. Daleko, aż za koło arktyczne. Daleka Północ, polowania i łowienie ryb tak go wciągnęły, że zasiedział się tam aż cztery lata. Gdy wrócił, w Polsce dokonywała się przemiana ustrojowa. Wykorzystał szansę, którą dawały nowe czasy. Zajął się organizowaniem koncertów i targów. To była praca nerwowa, ale dająca satysfakcję, przyzwoite dochody i kontakty z interesującymi ludźmi. Dzięki niej on, ogromne chłopisko, poznał filigranową Klaudię. Pochodząca z Poznania dziewczyna, z wykształcenia anglistka, pracowała wtedy w telewizji muzycznej. Egzotyczna uroda dziewczyny od razu przykuła uwagę Piotra. Wtedy jeszcze nie wiedział, że chociaż Klaudia urodziła się i całe życie mieszkała w Poznaniu, jest indonezyjską księżniczką – córką księcia, który w latach 60. przyjechał do Polski, zakochał się, ożenił i został w naszym kraju. Piotr był pewien, że z tą kobietą pragnie spędzić resztę życia. 15 lat temu wzięli ślub.

Kiedy na świat miała przyjść Natasza, zaczął poważnie myśleć o rodzinnej ostoi, domu, w którym mogliby czuć się bezpiecznie, ale który nie izolowałby ich od świata. Praca wymagała bliskości miasta. Długo szukał, zanim znalazł wymarzoną lokalizację – niecałe 15 km od centrum Olsztyna, blisko drogi, ale wśród lasów. – Las zawsze kojarzył mi się z bezpieczeństwem – mówi Piotr. – Las daje schronienie, żywność. W lesie można się ukryć. To do lasu uciekali nasi przodkowie przed najeźdźcami i zarazą.

Do mieszkania w lesie niełatwo było przekonać Klaudię, której całe życie upłynęło w dużym mieście. Jeszcze trudniej było z mamą Klaudii. Dopiero gdy przeszła na emeryturę, a na świat miał przyjść Piotruś, zdecydowała się zamieszkać z młodymi. – Na początku ta cisza wokół i ciemność w nocy to był dla mamy szok – wspomina Piotr.

Wkrótce obok ich domu wyrosły kolejne. Teraz na leśnej polanie stoi kilkanaście nowych budynków. Pięciu sąsiadów Czuryłłów to preppersi.

Czym się preppers wyróżnia

Prawdziwego preppersa od niepreppersa, zdaniem Piotra, odróżnia kilka cech. Tych najważniejszych nie widać. – Preppers musi kochać – mówi krótko Piotr. – Trzeba mieć dla kogo żyć i o tych kochanych ludzi się troszczyć. Jesteśmy tradycyjną rodziną, nasze życie opiera się na sprawdzonych wartościach, można powiedzieć: chrześcijańskich. Druga cecha to wiedza o tym, jak przetrwać. To są podstawowe umiejętności, które mieli nasi dziadkowie. Oni umieli polować, łowić ryby, budować schronienia. Babcie umiały uprawiać ziemię i ugotować coś dosłownie z niczego. Podpłomyki, lebiodę. Trzecia cecha preppersa to liczenie się z tym, że jakaś katastrofa może jednak nastąpić. I dlatego trzeba mieć plan, co wtedy robić. Jeśli wydarzy się coś złego, nie będzie czasu na improwizację. Trzeba będzie działać według gotowego planu.

W rodzinie Czuryłłów każdy ma swój plecak ucieczkowy, dostosowany wagą do możliwości. Jego zawartość ma umożliwić przetrwanie przez co najmniej trzy doby. Pewna część wyposażenia jest obowiązkowa dla każdego. Niektóre elementy dobierane są indywidualnie. Klaudia ma w swoim plecaku kosmetyki, puder i szminkę. Natasza – różowego słonika, któremu nic złego stać się nie może. Piotruś jest pewien, że ucieczka bez jego pluszowego misia nie miałaby sensu. Największy plecak ma oczywiście Piotr. Znajdziemy tu noże, zapalniczki, różne liny, saperkę, hamak, śpiwór, kilka źródeł światła plus zapas baterii i latarkę na korbkę, bukłak na wodę, puszki i torebki z żywnością oraz słoiczek z suszonym mięsem z jelenia – z 10 kg świeżego mięsa Piotr robi 1 kg pemikanu. Jest też flara sygnalizacyjna, miniaturowe radio, maska przeciwgazowa, apteczka, karty do gry na wypadek, gdyby czas się dłużył. W mocnym opakowaniu Piotr przechowuje też twardy dysk, na którym zapisane są skany dokumentów oraz zdjęcia rodzinne. Piotr zabierze też ze sobą zestaw wędkarski oraz broń palną. Klaudia weźmie kuszę, a Natasza łuk. Strzelanie z niego trenuje od kilku lat. Jeśli przyjdzie taki moment, Czuryłłowie w jednej chwili zabiorą swoje plecaki i znikną w pobliskim lesie. Tam mają przygotowaną kryjówkę, w której będą mogli przeczekać najgorsze. A ponieważ taka chwila będzie niespodziewana, Piotr regularnie urządza ćwiczenia z rodzinnej ewakuacji, o różnych porach i przy różnej pogodzie. – Klaudia na początku się buntowała – wspomina Piotr. – Mówiła, że lepiej się położyć i zginąć niż cierpieć niewygody. Dwie rzeczy zmieniły jej postawę: przyjście na świat dzieci oraz pojawienie się w sprzedaży masek przeciwgazowych w kwiatki – żartuje. – Teraz taki alarm ewakuacyjny to dla wszystkich świetna zabawa i okazja do przebywania razem na łonie natury. Od pewnego czasu w ćwiczebnych alarmach uczestniczą także sąsiedzi Czuryłłów. – To bardzo integruje – mówi Piotr.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.