Religia współistnienia

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 39/2017

publikacja 28.09.2017 00:00

Skoro się odrzuciło Nauczyciela, odrzuca się też jego naukę.

Religia współistnienia

W Luksemburgu usunęli religię ze szkół. Zdziwiłem się na tę wieść, bo myślałem, że już dawno to zrobili. Niedawno zredukowano tam liczbę parafii z 280 do zaledwie 33. To zewnętrzny znak tego, co dzieje się nie tylko z katechizacją, widzialny dowód niewidzialnej zmiany myślenia. A jakie to myślenie? Ot, wystarczy zauważyć, że od paru lat rządzi tam pan premier Xavier Bettel, który na oficjalnych imprezach i podróżach zagranicznych pokazuje się ze swoim „mężem”. Nie on jeden tak ma. Na przykład tamtejszy wicepremier Etienne Schneider też „poślubił” kolegę – w tym roku.

Społeczeństwo, które w demokratycznych procedurach aprobuje takie i im podobne rzeczy, komunikuje, że w większości myśli kompletnie nie po chrześcijańsku. Znaczy to, że obywatele takiego kraju wybierają styl życia całkowicie odległy od nauki Ewangelii. A skoro tak, to jakim cudem mieliby chcieć tej nauki dla swoich dzieci? Dla nich to strata czasu, to ględzenie o czymś, w co nie wierzą, ba, o czymś, czym gardzą i z czego drwią. Oni przyjęli nauki tego świata, sączące się każdego dnia z telewizorów i ekranów dotykowych, z gazet i ust kolegów w pracy. Te nauki małpują Ewangelię, zastępując ją postchrześcijańskim bełkotem, w którym tolerancja robi za miłość, a miejsce miłosierdzia zajmują „szacunek i uznanie”. Człowiek w tej koncepcji nie potrzebuje żadnego nawrócenia, a postęp „naukowy” doprowadzi ludzi do prawdy i nauczy właściwej moralności. Bo oczywiście jakąś moralność każdy system musi mieć, jakiś system wartości, które choć nie wiadomo skąd się biorą, to jednak obowiązują. Urzędnicy laickiego kultu nawet czasem sięgają do Ewangelii, jednak po to, żeby odwrócić jej sens. To dlatego tak wielu ludzi, słysząc na przykład, że Jezus jadł z grzesznikami, myśli, że należy grzeszyć z jedzącymi.

Godzina religii w tygodniu nie ma szans przeciw takiemu zalewowi propagandy, zwłaszcza gdy sami rodzice nie wierzą w to, czego uczą się ich pociechy. Jeśli w Luksemburgu aż dotąd uczyli religii w szkole, to chyba tylko z rozpędu i przyzwyczajenia. Może jeszcze nie mieli koncepcji, co dać zamiast religii. Bo dziurę po chrześcijaństwie musi coś zapełnić, tak jak urzędnik w todze musi zastąpić księdza na ślubach czy pogrzebach. A teraz wymyślili. Otóż lekcje religii zastąpi „wychowanie do wartości zgodnego współistnienia”.

No, ambitnie. Problem w tym, że ci, którzy ich zastąpią (a zastąpią, bo oni wymierają), nie mają tych lekcji, za to mają gdzieś „zgodne współistnienie”. Ci, którzy wiedzą, czego chcą, nie będą długo współistnieć z tymi, którzy chcą tylko dociągnąć w dobrobycie do dnia, gdy w asyście lekarza popełnią samobójstwo.

Gdyby nasi biedni bracia postchrześcijanie poznali Jezusa Chrystusa, chcieliby wszystko o Nim wiedzieć. Ale nie poznali. Nie chcą katechizacji, bo nie doświadczyli ewangelizacji.

* * * * *

Moralność pani Tusk

Katarzyna Tusk wypowiedziała się na łamach „Wysokich Obcasów” na temat mody, ale przy okazji stwierdziła: „Nie angażuję się politycznie, to sfera działań taty. Robię jednak wyjątki dla spraw, które są dla mnie fundamentalne. Zabieram wtedy głos, chociaż wiem, że nie wszystkim się to spodoba. Gdybym jednak nie poparła publicznie »czarnego protestu« czy nie zaangażowała się w obronę sądów, nie mogłabym zasnąć spokojnie w nocy”. Nieco dalej zwierza się: „Marzy mi się Polska, w której nie obrzucamy się oskarżeniami i inwektywami”. No, pani Katarzyno, proszę sobie przypomnieć, jak wyglądał ten „czarny protest”, który „musiała” pani poprzeć pod groźbą bezsenności: tłum czarnych postaci, wrzeszczących „wyp...ać!”. „Gazeta Wyborcza” nazajutrz opublikowała na pierwszej stronie triumfalny tekst ze zdjęciem przedstawiającym zapchany przez „czarne protestujące” plac Zamkowy w Warszawie. Na pierwszym planie widniała kobieta z odpychającym czarnym makijażem, pokazująca do obiektywu „fucka”. Takie ma pani marzenia o nieobrzucaniu się oskarżeniami i inwektywami?

Kato-dżihad

Polski „postęp” rwie szaty nad katechizacją w polskich szkołach. „Nikt już się nie kryje, że to zwykła propaganda, szerzenie jedynej słusznej ideologii” – oburzyła się w „Newsweeku” działaczka Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton. Z kolei portal naTemat.pl zamieszcza opinie o religii w rodzaju: „To tresura katolickich dżihadystów”. Ohoho. Mamy swoich dżihadystów, więc pewnie dlatego islamscy wolą kraje Zachodu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.