Letnie lekcje historii

Andrzej Nowak

|

GN 34/2017

publikacja 24.08.2017 00:00

Czy stać nas na samodzielne zbudowanie trwałej struktury imperialnej w takim, a nie innym geopolitycznym położeniu?

Letnie lekcje historii

Za rok będziemy obchodzić 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Dobra okazja, by przypomnieć, że zabrali ją nam potężni sąsiedzi. Ktoś powie, że winna była „nieostrożność” polskich elit: że trzeba było wiernie stać przy Imperatorowej, to może by Rzeczypospolitej z mapy nie wymazała. Albo przy dobrym królu pruskim. Nasi przodkowie nie „pękali” jednak i uchwalili Konstytucję 3 maja, podobnie jak aukcję wojska. Ale było tego wojska wciąż za mało, żeby pobić Rosję, kiedy Imperatorowa wysłała swoje, by przywrócić „porządek”. Król Staś (podobnie jak najodważniejsi wcześniej jego doradcy, tacy choćby jak Hugo Kołłątaj) – „pękł”. 23 lipca 1792 roku przystąpił do targowicy. Jakby chciał powiedzieć, że rację mają ci, którzy się w porę boją. On się przestraszył za późno. Pruski sojusznik nie pomógł Polsce, tylko zadbał o swoje interesy – jej kosztem. Porozumiał się z Imperatorową i Polska z mapy została wymazana. To jedna lekcja historii: taka dla cyników albo dla „realistów”, którzy uważają, że skoro sąsiedzi są od nas silniejsi, to trzeba wisieć u ich klamki. Wtedy będziemy bezpieczni?

Możemy przypomnieć jednak inny, przypadający także w przyszłym roku jubileusz. 30 stycznia 2018 roku minie 1000. rocznica pokoju, który zakończył najdłuższą (15-letnią) i zwycięską zarazem wojnę Polski z Niemcami, władztwa Bolesława Chrobrego z królestwem Henryka II. Pokój podyktowany przez Bolesława w Budziszynie przywołać można, aby wskazać odwieczną determinację polskiej wspólnoty politycznej, by bronić niepodległego bytu. Albo – i to się niektórym wielbicielom potęgi marzy – można mówić o owym dokonaniu Chrobrego jako pokazie zdolności Polski do budowania własnego imperium: imperium środka, między Niemcami a Rosją. W tymże roku 1018 Chrobry ruszył z wielką wyprawą wojenną na Ruś, do jej ówczesnej stolicy. Wkroczył do Kijowa po zwycięskiej bitwie 15 sierpnia. Dwa małe przypisy do tej pięknej wizji trzeba jednak uczynić. Po pierwsze: na Kijów ruszył Chrobry wtedy, kiedy już zawarł pokój z niemieckim sąsiadem, a nawet uzyskał od niego symboliczne posiłki na tę wschodnią wyprawę. To jednak nie była wojna na dwa fronty. Po drugie – i to, niestety, poważniejsze zastrzeżenie: Polska początku XI wieku nie udźwignęła brzemienia imperialnych ambicji wielkiego władcy: dwadzieścia lat po triumfach budziszyńsko-kijowskich zapadła się niemal całkowicie w buncie ludności, zmęczonej ciężarem wielkiej polityki, wykorzystanym przez ambitnych oligarchów i niedawno pokonanych sąsiadów, którzy wzięli srogi rewanż. O niepodległość trzeba walczyć śmiało, tak jak robili to woje Chrobrego. Ale czy stać nas na samodzielne zbudowanie trwałej struktury imperialnej w takim, a nie innym geopolitycznym położeniu?

Historia się nie skończyła. Ze słuszną dumą obchodzimy święto 15 sierpnia, triumf odniesiony w roku 1920 nad bolszewicką nawałą. To było bezcenne dla Polski i wielu innych narodów naszej części Europy, które zyskały czas, by rozwinąć uzyskaną po I wojnie niepodległość, utwierdzić swą nowoczesną tożsamość, od której chcieli ich „wyzwolić” żołnierze Lenina i Trockiego. Niestety, zaraz po 15 przychodzi w naszym dziejowym kalendarzu 23 sierpnia: pakt Ribbentrop–Mołotow. Porozumienie imperium sowieckiego oraz niemieckiego znowu wymazało z mapy Polskę i inne kraje skazane na życie „pomiędzy” imperialnymi apetytami Moskwy i Berlina. To było zaledwie 78 lat temu. Wciąż są wśród nas ci, którzy tamto doświadczenie pamiętają. I brakuje milionów tych, którzy wskutek porozumienia Stalina z Hitlerem nie przeżyli następnych sześciu lat. Nie brakuje natomiast mędrców, którzy dziś z tamtej lekcji wysuwają prosty wniosek: trzeba było wtedy wybrać zgodę z silniejszym, z Hitlerem. Apokalipsa by nas ominęła. Wcześniej w PRL słyszeliśmy podobną argumentację, piętnującą polityków II RP za brak roztropnego porozumienia z Moskwą, która mogła nas uratować od nieszczęść.

Polska jednak nie stała się ani krajem pastuchów niemieckiego bydła na Uralu, ani 17. republiką bratniego Związku. Życie straciło, to straszna prawda, kilka milionów jej obywateli. Polska poniosła też gigantyczne straty materialne. Utraciła blisko połowę swojego przedwojennego terytorium na rzecz „wyzwolicieli”. Ale zyskała 105 tys. km kw. cennych i pięknych Ziem Zachodnich i Północnych. I dzisiaj nie można chyba powiedzieć – inaczej niż w 1945 roku – że Polska jest przegrana. Jest niepodległa i odzyskuje siły. Jaka więc jest ta lekcja historii, związana z pamięcią 23 sierpnia 1939 roku? Czy wybór obrony niepodległości okazał się zły? Nawet przeciwko zmowie obu potężnych sąsiadów? Ostatecznie świat jest większy od Niemiec i Rosji, nawet razem wziętych, a ich potęga budzi w końcu zawiść i przeciwdziałanie ze strony zagrożonych nią, jeszcze większych mocarstw…•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.