Mój wujek ksiądz

Barbara Gruszka-Zych Barbara Gruszka-Zych

|

GN 34/2017

publikacja 24.08.2017 00:00

Ksiądz Jan Szkoc właśnie wrócił z Zagłębiowskiej Pielgrzymki Młodzieżowej, choć ma 85 lat. Pielgrzymuje z młodymi, żeby jego wiara się nie zestarzała. To mój wujek, wyjątkowy ksiądz, o którym zdecydowałam się opowiedzieć.

Na Jasnej Górze wszyscy znają księdza Jana. Na Jasnej Górze wszyscy znają księdza Jana.
henryk przondziono /foto gość

Ksiądz Jan w pielgrzymowaniu ma długi staż. Zaczynał przed pięćdziesiątką, bo wcześniej, za komunizmu, pielgrzymowanie masowe było ograniczone. 35 ra- zy szedł z pielgrzymką zagłębiowską na Jasną Górę. Odwiedzający go na plebanii nigdy nie wyszli nieugoszczeni. Pątnikom idącym do Częstochowy od 14 lat ofiaruje też poczęstunek. W zeszłym roku podczas Światowych Dni Młodzieży młodym z całego świata na tej trasie rozdał 4300 lodów. 1130 uczestników tegorocznej pielgrzymki zagłębiowskiej dostało od niego pierwszego dnia lody, drugiego – jogurty, trzeciego – arbuzy, czwartego – drożdżówki. 32 razy chodził z pielgrzymką męską do Matki Bożej w Piekarach Śląskich. 8 razy brał udział w Światowych Dniach Młodzieży, także w tak odległych miejscach jak Denver i Toronto. W zeszłym roku pieszo pokonał 13 km na Mszę św. w Brzegach. Przez lata to on prowadził młodzież, teraz ona stała się jego przewodnikiem. – Ze względu na mój starszy wiek zaopiekowała się mną grupa z Polski i Ukrainy – opowiada. – Nie znaliśmy się wcześniej, ale natychmiast złapaliśmy porozumienie. Nieśli na zmianę jego bagaż – żelazne składane krzesło, karimatę, śpiwór, żywność i bieliznę. – Dźwiganie bagażu utrudnia chodzenie, bo w trakcie drogi każdy kilogram zwiększa swoją wagę. – Szedłem sobie pomału, a wkoło tyle młodych, a oni tacy do siebie podobni, więc mogłem się zgubić. Dlatego jedna przedsiębiorcza dziewczyna, która niosła sztandar, poradziła, żebym trzymał się jego drążka. Tak zrobiłem i szedłem za nią na ślepo, jak dziecko za matką, między młodymi różnej narodowości, koloru skóry, porozumiewającymi się w różnych językach. Mówię mu, że pewnie lubi te pielgrzymki, bo przypominają drogę do nieba. – Pielgrzymi są przykładem żywej wiary, przesiąkniętej pewnością spełnienia tego, na co mają nadzieję – odpowiada. – A nadzieja jest jedna – wieczne życie z Bogiem.

Radosny

Nie jest mi łatwo rozmawiać z wujkiem, bo uważa, że nie ma się czym chwalić. Jestem jego siostrzenicą i wiem, że nawet w rodzinie zwracamy się do niego nieraz z szacunkiem: „ksiądz” i słuchamy jego rad w ważnych sprawach. Ale teraz go nie słucham i próbuję skłonić do opowieści. Mój dziadek Stanisław, jego ojciec, który 55 lat był nauczycielem, mówił do niego zwyczajnie: Janek. Moja babcia Helena, jego mama, zwykle zdrobniale – Jasiu. Wujek jest trzecim z sześciorga dzieci Heleny i Stanisława Szkoców. Urodził się w Czeladzi, wtedy należącej do diecezji częstochowskiej, i od czasu seminarium, tak jak jego mama, pielgrzymował na Jasną Górę. Pamiętam, jak babcia „szła” na kolanach już od wejścia do kaplicy Cudownego Obrazu. W rodzinnej parafii pw. Stanisława BM dwa razy dziennie brała udział we Mszy św. Kiedy zostawała na długą modlitwę, klęcząc na zimnej posadzce, poradziliśmy jej, żeby obwiązywała sobie kolana szalikami. Teraz on długie godziny spędza, klęcząc w swoim pokoju. – Pobożność w większym stopniu odziedziczyłem po matce – opowiada. – Ojciec chciał, żebym został lekarzem, mama wspierała mnie w decyzji pójścia do seminarium. Po latach widzę, że miała rację. Kiedy mówię, że kapłan to lekarz dusz, obrusza się, że to zbyt górnolotne. Ale po chwili wraca do wspomnienia niedawnej uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Patrzył wtedy na zgromadzoną pod szczytem rzeszę pielgrzymów, którzy przyszli ze swoimi boleściami i cierpieniami. – Każdy z pątników podejmuje trud w jakiejś intencji, które są tak różne, jak różni są pielgrzymi. Kapłan jest potrzebny, żeby cierpiącym i błądzącym dawać poczucie, że to, czym Bóg ich doświadcza, ma sens. I ukazywać cel, jakim jest zjednoczenie z Nim. Po uroczystościach w Częstochowie podszedł do niego kleryk z trzeciego roku i zapytał, co ma robić, żeby zostać dobrym kapłanem. – Trzeba być radosnym duszpasterzem i w serca ludzi wlewać nadzieję i radość – odpowiedział spontanicznie. Po dłuższej chwili młodzieniec wrócił i podziękował za radę.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.