Oblężenie Kataru

Maciej Legutko

|

GN 30/2017

publikacja 27.07.2017 00:00

Kryzys dyplomatyczny między Katarem a sunnicką koalicją na Bliskim Wschodzie dodatkowo komplikuje sytuację w tej niestabilnej części świata, a wkrótce może dotknąć także Europę.

Sąsiedzi Kataru żądają m.in. likwidacji telewizji Al-Jazeera. Sąsiedzi Kataru żądają m.in. likwidacji telewizji Al-Jazeera.
Jan Kuhlmann /dpa/pap

Na lotnisku w Dosze 12 lipca wylądował samolot z Niemiec z nietypowym ładunkiem: 165 krów rasy holsztyńskiej. Docelowo Katar zamierza sprowadzić aż 4 tys. tych zwierząt, aby zabezpieczyć zapotrzebowanie swoich mieszkańców na mleko. Zakontraktowane zostały też dostawy jogurtu z Turcji oraz warzyw i owoców z Maroka i Iranu. Niewielki, ale bardzo bogaty emirat niczym w średniowieczu szykuje się na długie oblężenie, ponieważ jedyny sąsiad na lądzie – Arabia Saudyjska – zamknął granicę.

Ostry spór może potrwać bardzo długo. Katar odrzucił listę żądań postawionych przez koalicję jego adwersarzy, uznając postulaty za ingerencję w suwerenność. W odwecie Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie zapowiedziały kolejne sankcje. O co naprawdę chodzi w tej wielkiej dyplomatycznej rozgrywce i dlaczego na tym sporze może stracić także Zachód?

Dwa oblicza

Konflikt oficjalnie rozpoczął się 5 czerwca. Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn i ZEA (a później Jemen, Libia i Malediwy) zerwały stosunki dyplomatyczne z Katarem i nałożyły szereg sankcji: zamknęły przestrzeń powietrzną i morską dla katarskich statków oraz samolotów, wydaliły ze swoich terenów Katarczyków, zablokowały też nadawanie wszystkich katarskich mediów. Warunkiem zakończenia blokady jest spełnienie listy 13 żądań, m.in.: zerwania stosunków z Iranem, organizacjami terrorystycznymi i Bractwem Muzułmańskim, zamknięcia telewizji Al Jazeera, likwidacji tureckiej bazy wojskowej w Katarze, zaprzestania ingerencji w sprawy wewnętrzne innych krajów, zapłacenia reparacji dla wszystkich, którzy zostali pokrzywdzeni lub stracili życie w wyniku wspierania przez Katar terroryzmu. Wśród przedstawionej listy żądań nietrudno zauważyć dwa główne powody gniewu sąsiadów: związki z organizacjami terrorystycznymi oraz agresywne działania dyplomatyczne.

Emir Kataru – szejk Tamim bin Hamad al-Thani – od lat prowadzi dwulicową politykę. Z jednej strony gości na swoim terenie największą na Bliskim Wschodzie amerykańską bazę wojskową (w Al-Udeid stacjonuje aż 10 tys. żołnierzy USA), oficjalnie jest też członkiem międzynarodowej koalicji zwalczającej tzw. Państwo Islamskie. Z drugiej strony hojnie i otwarcie wspiera organizacje uważane przez większość społeczności międzynarodowej za ekstremistyczne i udziela schronienia kontrowersyjnym postaciom. W Katarze wiele lat temu bezpieczną przystań znalazła na przykład rodzina Osamy bin Ladena, Saddama Husajna i czeczeńscy radykałowie. Szejk Al-Thani jest sojusznikiem Hamasu, który bez pieniędzy płynących z Zatoki Perskiej nie wytrzymałby trwającej już dekadę izraelskiej blokady Strefy Gazy. Palestyńska organizacja ma aktywnie działające biuro w Katarze. Od 2010 r. swoje oficjalne przedstawicielstwo utrzymują tu także afgańscy talibowie. Bliskowschodni emirat był zresztą jednym z zaledwie trzech państw świata uznających w latach 1996–2001 rządy islamskich fanatyków w Kabulu.

Katarskie pieniądze zasilają szereg radykalnych organizacji walczących w Syrii u boku powiązanego z Al-Kaidą Frontu Nusra, a podobno również tzw. Państwo Islamskie. Władze zdecydowanie odpierają ostatni z zarzutów. Faktycznie, do ISIS nie płynęła bezpośrednia pomoc z państwa, ale dziesiątki wysoko postawionych Katarczyków, jako osoby prywatne, wspierały dżihadystów znacznymi sumami pieniędzy. Podobnie działo się w innych krajach Bliskiego Wschodu, lecz pod wpływem międzynarodowych nacisków niemal wszędzie zablokowano możliwość przelewów na rzecz ISIS. Katar jako jedyny nie wykonał żadnych działań mających ukrócić ten proceder. Wydział Departamentu Skarbu USA odpowiedzialny za walkę z finansowaniem terroryzmu w aż dwóch raportach (z 2014 i 2016 r.) piętnował postępowanie emiratu.

Szejk Al-Thani przekonuje, że kontrowersyjne relacje Kataru przynoszą wymierne korzyści, np. poprzez skuteczne mediacje w uwalnianiu amerykańskich zakładników w Syrii czy Afganistanie. Stany Zjednoczone zaczynają jednak tracić cierpliwość. Choć prezydent Donald Trump oficjalnie nie opowiedział się po żadnej stronie w trwającym kryzysie dyplomatycznym, to pośrednio poparł żądania sunnickiej koalicji domagającej się ucięcia wszelkich związków Kataru z terrorem.

Telewizja na celowniku

Sankcje mają też zmusić Katar do zamknięcia telewizji i portalu Al-Jazeera, uważanych na Bliskim Wschodzie za najmocniejsze narzędzie polityki zagranicznej emiratu. Kanał stał się rozpoznawalny na świecie dzięki kontrowersyjnej roli przekaźnika telewizyjnych orędzi Osamy bin Ladena. Dziś prezentuje zgoła inne oblicze – nowoczesnej stacji mającej być głosem młodych mieszkańców na Bliskim Wschodzie pragnących zmian politycznych i obyczajowych. Lecz wielu regionalnych przywódców uważa telewizję za agresywną ekspozyturę katarskich władz. Szczególnie znienawidzona jest w Egipcie, gdzie otwarcie wspierała obalenie Hosniego Mubaraka i rządy Bractwa Muzułmańskiego. Al-Jazeera jest także oskarżana o aktywne wspieranie opozycji podczas arabskiej wiosny w Libii i Bahrajnie.

Wojna na fake newsy

Wiele zarzutów antykatarskiej koalicji podszytych jest obłudą. ZEA, a szczególnie Arabia Saudyjska, równie mocno wspierały przez lata radykalne organizacje, nie wspominając o konsekwentnie trwającym finansowaniu meczetów w Europie, gdzie nauczany jest skrajny nurt islamu. Wspomniana lista żądań jest tylko pretekstem do zmarginalizowania Kataru na arenie międzynarodowej i pośredniego uderzenia w Iran, z którym szejk Al-Thani z roku na rok utrzymuje coraz cieplejsze stosunki.

Co więcej, wiele wskazuje na to, że blokada to rezultat z góry zaplanowanej intrygi. 16 lipca gazeta „Washington Post”, powołując się na anonimowe źródła amerykańskiego wywiadu, poinformowała, jakoby jeden z głównych powodów wybuchu kryzysu dyplomatycznego został sfabrykowany przez Zjednoczone Emiraty Arabskie. Wynajęci przez ZEA informatycy mieli ponoć zhakować stronę Katarskiej Agencji Prasowej i opublikowali nieprawdziwe wypowiedzi szejka Al-Thaniego chwalące Iran, Hamas oraz krytykujące Stany Zjednoczone. Przywódca szybko zdementował fałszywe informacje, ale gniew względem Kataru zdążył się przetoczyć przez cały Bliski Wschód i podkopać reputację w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony „Washington Post” powołuje się na anonimowe źródło, a ZEA stanowczo zaprzeczyło. Nie można więc wykluczyć, że tym razem to Katar rozgrywa swoją intrygę.

Trudny wybór

Kryzys dyplomatyczny już zdążył dotknąć Europejczyków. Katarskie linie lotnicze stały się w ostatnich latach ważnym graczem na europejskim rynku, a lotnisko w Dosze – istotnym punktem przesiadkowym na Daleki Wschód. Zamknięcie saudyjskiej przestrzeni powietrznej spowodowało ogromne problemy Qatar Airlines, część lotów została zlikwidowana, reszta prowadzona jest dłuższą trasą nad Iranem. Ale to tylko początek możliwych problemów.

Wobec nieustępliwej postawy Kataru koalicja jego przeciwników rozważa podjęcie następnych kroków, w tym dotkliwego uderzenia gospodarczego. Arabia Saudyjska, ZEA i Egipt zaczęły dawać sygnały, że mogą żądać od zachodnich firm opowiedzenia się po jednej ze stron sporu. Wiadomość wzbudziła panikę w Europie i USA. Nikt nie chce zostać wykluczony z trzech wielkich rynków, ale bogaty Katar to równie cenny partner. Suma zagranicznych inwestycji bliskowschodniego emiratu szacowana jest na ponad 300 mld dolarów. Katarscy szejkowie mają szczególnie imponujący portfel inwestycyjny w Londynie (m.in. słynny dom towarowy Harrods, kompleks biurowy Canary Wharf oraz The Shard – najwyższy wieżowiec w Unii Europejskiej). Nawet największe zachodnie gospodarki boleśnie odczułyby zerwanie współpracy gospodarczej z Katarem.

Po krótkiej panice na giełdach i wśród samych Katarczyków emir Al-Thani opanował sytuację, we współpracy z Turcją i Iranem oddalił perspektywę braków żywności. Usztywnił też stanowisko wobec listy żądań. Dotychczasowa mediacja ze strony Kuwejtu oraz Stanów Zjednoczonych nie przyniosła efektu. Sekretarz Stanu Rex Tillerson po powrocie do kraju otwarcie przyznał się do „zmęczenia i rozczarowania” bezowocną misją. Nic nie wskazuje na to, by kryzys w Zatoce Perskiej miał się szybko zakończyć, ponieważ obecny konflikt wokół Kataru jest tylko jedną z odsłon coraz wyraźniej zarysowującej się wielkiej konfrontacji na Bliskim Wschodzie. Jej główni aktorzy to Arabia Saudyjska, gdzie władze przejmuje ambitny następca tronu Mohammed bin Salman, oraz Iran, który niezwykle skutecznie rozegrał konflikty w Syrii oraz Iraku, znacznie poszerzając swoje strefy wpływów. 

Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.