Przyjeżdża Trump. Oby powiało chłodem

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

publikacja 05.07.2017 16:41

Trudno wymagać, żeby wizyta prezydenta supermocarstwa nie wywoływała emocji. Jednak nie ułatwiają one ani załatwiania interesów, ani oceny rzeczywistego znaczenia wizyty.

Z rozbawieniem słucham antytrumpowców, którzy w swojej retoryce doszli do ściany. Prezydent USA to według nich głupek z problemami emocjonalnymi, który w dodatku nie ma społecznego poparcia. W Stanach Zjednoczonych można to było uzasadniać walką wyborczą (choć skutek okazał się odwrotny od zamierzonego – przeciwnicy Donalda Trumpa nie przekonali wyborców, a przy tym oderwali się od rzeczywistości tak mocno, że jeszcze przed głosowaniem świętowali sukces Hillary Clinton). Jednak w środku Europy histeryczny antytrumpizm jest równie naturalny, co np. chodzenie w białym wdzianku Ku Klux Klanu. Nie mówię o obyczajowej lewicy żyjącej z grantów na promowanie praw reprodukcyjnych, bo akurat w jej wypadku na stan kieszeni bezpośrednio przekłada się to, czy wielkie proaborcyjne organizacje mają wsparcie prezydenta USA, czy nie. Jednak pozostała część śmiertelnych wrogów faszysty z Białego Domu służy za ilustrację przysłowia o żabie podstawiającej nogę, kiedy kują konie. Walka Demokratów z Republikanami nie jest naszą wojną. Małpowanie amerykańskiej lewicy jest po prostu śmieszne.

Emocjonalne podejście do prezydenta USA szczególnie razi w przypadku polityków. Można nie mieć zaufania do Donalda Trumpa, albo uważać go za szkodliwego dla Polski, ale w użyciu epitetów dobrze jest zachować trochę umiaru i rozsądku. Chyba, że ktoś zakłada, że jego słowa i tak nic nie znaczą.

Nie uważam, żeby polscy zwolennicy Trumpa byli lustrzanym odbiciem jego przeciwników. Tu nie ma symetrii, to ci drudzy nakręcają emocje w absurdalny sposób. Jednak zachwycanie się wizytą prezydenta USA też nie jest dobre. Robieniu polityki, zwłaszcza zagranicznej służy chłodne myślenie. Mamy powody do optymizmu, ponieważ są spore szanse na to, że podczas pobytu Donalda Trumpa w Warszawie zapadną kolejne decyzje dotyczące energetyki oraz militarnej obecności Amerykanów w naszym kraju. Można liczyć też na to, że w przemówieniu wygłoszonym obok pomnika Powstańców Warszawy pojawi się wyraźne nawiązanie do polskiej historii. Tyle, że to wszystko jeszcze się nie stało, a jeśli nawet się stanie, nie będzie oznaczać, że Rosja wycofa się z Krymu, Berlin wstrzyma budowę gazociągu Nord Stream 2, a zagraniczne gazety przestaną pisać o „polskich obozach”. Wizyta Trumpa może mieć znaczenie dla każdej z tych spraw, ale nie możemy odrywać się od rzeczywistości. W relacjach polsko-amerykańskich przydałoby się zatem trochę chłodu. Nie niechęci, ale trzeźwej oceny sytuacji.