Bruksela działa na korzyść przeciwników handlu w niedzielę

Zeszłotygodniowa decyzja Komisji Europejskiej może mieć nieoczekiwane skutki polityczne.

Komisja Europejska w ubiegłym tygodniu stwierdziła, że polski podatek handlowy jest sprzeczny z unijnym prawem. Swoją decyzję uzasadniła faktem, że ten podatek, ze względu na jego progresywne stawki, premiuje sklepy o niższych obrotach względem konkurencji. Uzasadnienie decyzji Komisji wydaje się bardzo nielogiczne. Jeśli taka „wykładnia” prawa unijnego miałaby być stosowana, to zabronione musiałyby być nie tylko wszelkie podatki progresywne, ale i jakiekolwiek ulgi dla przedsiębiorstw, premiujące jedne rodzaje działalności gospodarczej kosztem innych.

Trudno posądzać Komisję Europejską o taki skrajny libertarianizm. Oczywiście można tylko się domyślać, co kierowało unijnymi urzędnikami, którzy podjęli taką, a nie inną decyzję w sprawie polskiego podatku handlowego. Ale paradoksalnie wpływa ona pozytywnie na obywatelską inicjatywę, mającą na celu zakazanie handlu w niedzielę. Nad projektem, wspieranym m.in. przez Solidarność, toczą się obecnie prace w Sejmie i wydaje się, że ma ona małe szanse wejść w życie w pierwotnym kształcie.

Projekt, który zakładał zakazanie handlu w większość niedziel w roku, ma kilka wyjątków. W niedzielę za kasą mógłby stanąć np. właściciel małego sklepu. Pomysłodawcy projektu nie ukrywają, że ten wyjątek ma na celu wsparcie drobnych handlowców. A co ciekawe, w podobny sposób swój projekt podatku handlowego uzasadniał rząd PiS. Teraz, kiedy podatek ten został zakwestionowany przez Komisję Europejską, projekt zakazu handlu w niedzielę pozostaje na razie jedynym, który pozwala osiągnąć założone przez rząd cele.

Do partii rządzącej powinny przemawiać podstawowe argumenty za zakazem handlu w niedzielę, dotyczące prawa pracowników handlu do spędzania niedzieli z rodziną. Jednak przedstawiciele PiS wydają się nie do końca przekonani do tej argumentacji. Może więc przekona ich często przez nich podnoszony argument „patriotyzmu gospodarczego”? W końcu to właśnie ten argument miał zadecydować o przyjęciu niezbyt mądrej ustawy o „aptece dla aptekarza”. Bo chyba posłowie nie kierują się w swoich decyzjach żadnymi argumentami „pozaideowymi”?