Wojna i dziedzictwo

Andrzej Nowak

|

GN 26/2017

publikacja 29.06.2017 00:00

Absurd wojny i wybór dziedzictwa, które nas współtworzy i bez którego nie jesteśmy sobą: te dwie wystawy stają naprzeciw siebie i zapraszają do namysłu.

Wojna i dziedzictwo

Czas wakacyjny sprzyja wizytom w muzeach. Odpoczynek może stać się wtedy okazją do myślenia. Taką okazję dostrzegłem ostatnio w porównaniu dwóch wystaw: stałej ekspozycji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku oraz otwartej w końcu czerwca w Muzeum Narodowym w Krakowie wystawy zatytułowanej „#dziedzictwo”.

Muzeum II Wojny, które wzbudziło już tyle emocji w związku ze sporem wokół odwołania dyrekcji tej placówki, zasługuje na pewno na poważniejszą refleksję niż tylko polityczne połajanki. Ostatnio zaś uczestniczyłem w debacie, jaką na kanwie sporu o to muzeum i prezentowaną w nim wizję historii zorganizowała Fundacja Batorego. Twórcy jej koncepcji podkreślili, że ich wizja historii wojny opiera się przede wszystkim na próbie ukazania perspektywy ofiar, w szczególności cywilnych – ich wszak było najwięcej. W debacie przeważały głosy, że to właśnie jest wizja słuszna, nowocześniejsza, bardziej uniwersalna i lepiej odpowiadająca współczesnej wrażliwości niż „tradycyjna” wyliczanka walk, w których polski żołnierz wykazał się bohaterstwem w obronie słusznej sprawy (choć walki te są w muzeum także pokazane). Pozwoliłem sobie zadać pytanie: skoro najistotniejsze jest doświadczenie ofiar, zwłaszcza cywilnych, to czy nie było warto ukazać znaczenia religii w owym doświadczeniu? Niektórzy tracili wiarę, inni szukali w niej pocieszenia, niekiedy inspiracji do poświęcenia za innych (jak w przypadku pominiętego całkowicie w tej wystawie św. Maksymiliana Marii Kolbego). Czy bez opisania tego zjawiska obraz II wojny jest pełny? Jest może „nowoczesny” – ale czy pełny? Z drugiej strony, czy wolno pominąć albo zmarginalizować fakt, że religia (i podtrzymywana w niej specyficzna tożsamość kulturowa, narodowa) była także istotnym kryterium selekcji ofiar? To przecież chyba istotna kwestia przy badaniu źródeł Holocaustu? Ale może warto było także, w muzeum umiejscowionym w Gdańsku, wskazać na ten szczególny aspekt niemieckiej polityki okupacyjnej wobec ziem polskich wcielonych do Rzeszy, który polegał na tropieniu i „eliminowaniu” w pierwszej kolejności księży katolickich, potraktowanych jako oparcie dla polskości? Z Pomorza, Wielkopolski, z Górnego Śląska, z diecezji płockiej Niemcy zamordowali przecież niemal co drugiego księdza katolickiego… Czy to ważne, czy nieważne dla zrozumienia tamtej wojny?

Czy powinniśmy się zastanowić nad pytaniem o konkretne źródła i cele agresji, czy też unieważnimy je w taki sposób, jak czyni to dzisiejsza niemiecka polityka pamięci? Ta ostatnia opiera się na założeniu, że II wojna okazała się tak krwawym, ludobójczym absurdem, iż nie da się jej już przedstawiać w kategoriach zwycięstwa i przegranej, ale jedynie (czy też przede wszystkim) jako doświadczenie cierpienia ofiar. Nie ma w takiej perspektywie sprawy słusznej i niesłusznej, wojny sprawiedliwej i niesprawiedliwej. Nie ma bohaterów ani zdrajców. Są tylko ofiary i sprawcy. Wojna jest złem absolutnym, które relatywizuje wszystkie inne wartości. Czy w takim razie jednak – pozwoliłem sobie zadać prowokacyjne pytanie – nie lepiej jest skapitulować, ustąpić w imię zachowania pokoju? Czy w owej perspektywie nie należałoby uznać racji głoszonej przez zwolenników tezy, że lepiej było przyjąć żądania Hitlera wobec Polski z roku 1939 i odsunąć grozę wojny za wszelką cenę?

By lepiej tę cenę zrozumieć, trzeba koniecznie jednak odwiedzić nową, monumentalną wystawę w Krakowie. Dosłownie oszałamia ona bogactwem zgromadzonych pod okiem jej kuratora, profesora Andrzeja Szczerskiego, przejawów tego, co tworzy „#dziedzictwo” – nasze, w tym wypadku polskie dziedzictwo. Zgrupowane w kilku działach: geografia, język, obywatele, obyczaje. To jest nasza ziemia, nasza ojcowizna, nasz krajobraz, w którym chcemy czuć się gospodarzami. To jest nasz język, czyli kultura w najrozmaitszych przejawach, określająca naszą wyobraźnię i tożsamość, wpisując je w skarbnicę kultury powszechnej. To jest także swoista kultura polityczna – kultura obywatelskiej wolności i przywiązania do niepodległości. To jest wreszcie nasza religia, nasz sposób życia, nasz strój, stół, nasze rozrywki. Ktoś przychodzi i mówi nam, że to jest gorsze, że mamy to wyrzucić albo wyrzec się tego. I zachowamy wtedy pokój, w roli poddanych trzech mocarstw rozbiorowych albo Niemieckiej (III) Rzeszy. Wyrzec się tego, co ta wielka wystawa tak wspaniale pokazuje na takich choćby przykładach jak otwarty rękopis Wyspiańskiego albo Chopina, denar Chrobrego, z pierwszym wizerunkiem naszego herbowego ptaka, jak obrazy Wyczółkowskiego i obrazki Szancera utrwalone w naszej wyobraźni? Absurd wojny i wybór dziedzictwa, które nas współtworzy i bez którego nie jesteśmy sobą: te dwie wystawy stają naprzeciw siebie i zapraszają do namysłu.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.