Owoce synodu o rodzinie

Ks. Dariusz Kowalczyk SJ

|

GN 26/2017

publikacja 29.06.2017 00:00

Zamiast nowych impulsów w głoszeniu piękna katolickiego nierozerwalnego małżeństwa mamy paktowanie z ideologiami, które niszczą małżeństwo i rodzinę.

Owoce synodu o rodzinie

W minioną sobotę miałem przyjemność pobłogosławić związek małżeński. Ona – Kolumbijka, doktorantka prawa kanonicznego na Uniwersytecie Gregoriańskim. On – Włoch, muzyk. Pomagałem trochę w dojrzewaniu do tego małżeństwa. Najpierw jej, kiedy rozeznawała, co powinna robić w życiu. Potem, kiedy poznała swego obecnego męża, im obojgu. To doświadczenie pozwoliło mi po raz kolejny uświadomić sobie, jak ważne jest dobre przygotowanie do sakramentu małżeństwa.

Mentalność współczesnego świata jest w gruncie rzeczy antyrodzinna. Popkultura bredzi o miłości, która nie jest żadną miłością, bo wyklucza nawracanie się, wychodzenie z własnego egoizmu, poświęcanie się. Miłość ma być lekka, łatwa i przyjemna. Kościół ma wielkie zadanie. Pomaganie w dojrzewaniu do odpowiedzialnego wypowiedzenia słów obietnicy, a potem pomaganie w codziennej realizacji owego przyrzeczenia. Chodzi oczywiście o przysięgę małżeńską: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci”.

Jednym z zadań synodu o rodzinie, którego owocem jest adhortacja apostolska Amoris laetitia, było ożywienie, pogłębienie duszpasterstwa narzeczonych, młodych małżeństw itd. Ale stało się coś niedobrego. Zamiast nowych impulsów w głoszeniu piękna katolickiego nierozerwalnego małżeństwa mamy paktowanie z ideologiami, które niszczą małżeństwo i rodzinę. Zamiast nowych propozycji, jak np. pomagać narzeczonym w przygotowaniu się do małżeństwa, mamy narastający podział w sprawie Komunii dla rozwiedzionych, żyjących i współżyjących w nowych związkach. Niektórzy biskupi zachowują się tak, jakby najbardziej zależało im na kolejnych liberalizacjach nauczania Kościoła. Nazywają to miłosierdziem. Tyle że to wszystko przerabiały już różne tradycyjne wspólnoty protestanckie. Z opłakanymi skutkami.

Cieszę się, że polscy biskupi nie poddali się liberalnej modzie i że nie mylą duszpasterskiego pomagania ludziom z poluzowywaniem Ewangelii i Tradycji. Sprawa jest poważna, bo kościelni liberałowie szykują się do kampanii w sprawie kolejnych poluzowań. Za to coraz bardziej będą „dogmatyzować” konieczność przyjmowania do Europy imigrantów. No cóż! Kościół przechodził różne kryzysy.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.