Korytarze humanitarne to nie relokacja

Jest dobra, godna i bezpieczna alternatywa dla procedury tzw. relokacji imigrantów. To tzw. korytarze humanitarne, dzięki którym moglibyśmy pomóc uciekającym przed wojną Syryjczykom.

Nie stawiajmy znaku równości między uchodźcami a migrantami, gdyż są to dwie różne kategorie. Nie stawiajmy znaku równości między uchodźcami a migrantami, gdyż są to dwie różne kategorie.
TELENEWS /EPA/pap

Ideę korytarzy poparli w zeszłym roku polscy biskupi, a ich realizacją miała zająć się polska Caritas. Oczywiście przy założeniu, że będzie zgoda polityczna rządzących – tej jednak ciągle brakuje. W tym kontekście bardzo potrzebne wydają się słowa kard. Kazimierza Nycza, który na niedawnym spotkaniu proboszczów i samorządowców powiedział: „Nie stawiajmy nigdy znaku równości między uchodźcami a migrantami, gdyż są to dwie różne kategorie. Uchodźca uchodzi przed niebezpieczeństwem śmierci, prześladowań za wiarę, poglądy czy przekonania albo ucieka w sytuacji, gdy jego dom został zniszczony, a jego życie jest zagrożone”. I dodał: „Gdy tylko korytarze humanitarne do Polski będą możliwe – nie będziemy zaskoczeni, ale przygotowani”.

Korytarze humanitarne w prak­- tyce realizują już Włosi, głównie dzięki rzymskiej Wspólnocie Sant’Egidio. Ich ideę szczegółowo tłumaczył na łamach GN jej rzecznik prof. Massimiliano Signifredi, a zarazem jeden z liderów projektu korytarzy humanitarnych. – Po pierwsze, jedziemy do obozów np. w Libanie i zapraszamy do Włoch najbardziej potrzebujących: najczęściej są to rodziny bez ojca, osoby niepełnosprawne, ludzie, którzy byli szykanowani z powodów politycznych. Po drugie, wszystkie te osoby są bardzo dobrze kontrolowane, sprawdzane. Weryfikacja trwa miesiąc. Wszystkie dokumenty, zdjęcia i odciski palców są wysłane z konsulatu generalnego ambasady włoskiej w Libanie do włoskiego MSW i wszystkie te dane są następnie sprawdzane przez policję w całej Europie. To są sytuacje traktowane bardzo poważnie i rząd włoski, w razie wątpliwości, może odmówić przyznania wizy, która, co ważne, pozwala na pobyt tylko na terenie Włoch. Rząd włoski w pierwszym „rzucie” wyznaczył limit 1000 wiz do wykorzystania – mówił prof. Signifredi. Oczywiście rodzi się pytanie: jak wybrać spośród 2 mln ludzi w obozach w samym Libanie odpowiednie osoby, tak by zmieścić się w skromnym przecież limicie przyznanych wiz? Najpierw jest rekomendacja ze strony działających na miejscu wspólnot religijnych, stowarzyszeń, a także urzędników Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców. Do tego dochodzą indywidualne spotkania organizatorów korytarza z uchodźcami na miejscu, w obozach. – Po pierwsze, pytamy ich, czy w ogóle chcą z tej pomocy skorzystać. Nie wszyscy chcą wyjechać. Wiedzą, że jak wyjadą do Europy, trudno im będzie wrócić do Syrii, kiedy skończy się wojna, w co wierzą – przekonuje prof. Signifredi.

Naturalne w takich sytuacjach jest też pytanie: kto za to płaci? Rząd włoski nie dopłaca do tego ani jednego euro. Wszyscy uchodźcy przyjeżdżają na koszt Wspólnoty św. Idziego, pomaga też włoska Caritas, ale również partnerzy projektu korytarzy humanitarnych, w tym włoskie wspólnoty chrześcijańskie. Kard. Nycz mówił o kilkuset osobach rocznie, które w ten sposób mogłyby znaleźć schronienie w Polsce. W blisko 40-milionowym kraju to nie powinno stanowić problemu. O ile program będzie realizowany z głową – czyli bez próby umieszczania kilkuset osób w małym ośrodku. Dotychczasowe doświadczenia Włochów pokazują, że rozproszenie zaproszonych gości wyraźnie sprzyja integracji ze społeczeństwem. I dzieje się tak za zgodą zainteresowanych. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.