Jak kamień w wodę

Marcin Jakimowicz

|

GN 24/2017

publikacja 15.06.2017 00:00

Jesteśmy pokoleniem duchowo osieroconym, zabieganym. Czy to źle, że szukamy na modlitwie oddechu, odpoczynku? Często uzależniamy „owocność” modlitwy od emocji, które nam towarzyszyły. To ślepa uliczka? Jakie znaczenie mają emocje, które odczuwamy na modlitwie.

Jak kamień w wodę canstockphoto

Wiele razy słyszałem, że w czasie uwielbienia otwiera się nad nami niebo. To nieprawda. Ono jest otwarte nieustannie. 24/7. Bóg nie spuszcza z nas oka. Nasze uwielbienie nie dodaje Bogu ani grama chwały. Jeśli przestaniemy Go wychwalać, zaczną to robić kamienie. Albo trzody. Cała przyroda, natura oddaje Mu chwałę nieustannie. Drzewa, wiatr, zwierzęta, szczyty Tatr. „W Jego pałacu wszystko woła: »chwała«” (Ps 29,9).

Jeden z najpiękniejszych biblijnych hymnów uwielbienia powstał w… piecu. Czyli w sytuacji, która obiektywnie jest ostatnim miejscem, w którym można uwielbiać Najwyższego. Nie kojarzy się z emocjonalnym „fruwaniem pod sufitem”. Gdyby trzej młodzieńcy byli Polakami, zaczęliby pewnie śpiewać naszą narodową przyśpiewkę „tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro”, a zamiast kantyku Nabuchodonozor i jego świta musieliby wysłuchać listy skarg i zażaleń. Skazańcy wychwalali Boga w najbardziej absurdalnym miejscu, jakie możemy sobie wyobrazić. W środku ognia. W ich kantyku „synowie ludzcy” są wymienieni na 26. miejscu tej wyliczanki (i to licząc zbitki „rosy i szrony” czy „błyskawice i chmury” jako pojedyncze puzzle!). Tuż za… trzodami. Tak, drodzy państwo, wyprzedzają nas trzody. Uwielbienie jest stylem życia, nie emocją, która towarzyszy graniu i śpiewaniu w czasie spotkania wspólnoty.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.