Z góry na dół

GN 23/2017

publikacja 08.06.2017 00:00

O tym, jak wyglądały Światowe Dni Młodzieży od kuchni, mówi ks. Grzegorz Suchodolski, dyrektor Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM w Krakowie.

Z góry na dół Roman Koszowski /foto gość

Marcin Jakimowicz: Były przed rokiem sytuacje, gdy nie spał Ksiądz po nocach?

Ks. Grzegorz Suchodolski: Nie. Noc jest do spania albo do kochania. Jako ksiądz wybierałem tę pierwszą opcję. (śmiech) Starałem się spać. To był czas niezwykle intensywnej wielomiesięcznej pracy. Im bliżej było do ŚDM, tym czas pracy się wydłużał. Początkowo pracowaliśmy zgodnie z umową do 17.00, pod koniec rzadko kiedy wychodziliśmy przed północą, a zdarzało się, że i o trzeciej nad ranem.

Nie budził się Ksiądz zlany zimnym potem, z myślą: „Co będzie, jak zacznie lać, a tiry ugrzęzną w błocie”?

To była wielka próba zaufania i doświadczenie tego, że Bóg przez cały czas czuwał. Prognozy mówiły, że będzie lało, a deszcz zaczął padać dwie godziny po zakończeniu spotkania. Każdego dnia towarzyszyło mi przeświadczenie, że jest z nami Jan Paweł II, że ogarnia wstawiennictwem swoje dzieło w swoim mieście. Naprawdę odczuwałem jego opiekę. Pomimo naszej słabości i niedoróbek Bóg stworzył z ŚDM swe dzieło. Byliśmy naprawdę jak nieużyteczni słudzy.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.