Mama to to samo, co tato?

To doprawdy ciężkie niedopatrzenie, że chłopy w Unii Europejskiej nie karmią piersią.

Miłościwie nam panująca Komisja Europejska powinna koniecznie wprowadzić przymus laktacyjny dla mężczyzn. To doprawdy ciężkie niedopatrzenie, że chłopy w Unii Europejskiej nie karmią piersią. Nie wiadomo też, jakim prawem nie zachodzą w ciążę i nie rodzą dzieci. No bo przecież, poza nieistotnymi detalami ciała, nie ma różnicy między mężczyzną i kobietą, czyż nie?. „To jest naukowo udowodnione” – powiedziała mi kiedyś pani z doktoratem z gender, wykładająca tę dyscyplinę w Niemczech.

Lata wtłaczania ideologii pomieszania płci plus feministyczna obsesja na temat dyskryminacji kobiet musiały na Zachodzie zrobić swoje.

To pewnie stąd biorą się takie pomysły, jak projekt dyrektywy rzeczonej Komisji Europejskiej, żeby cztery miesiące urlopu rodzicielskiego musiał wykorzystać ojciec dziecka, bo jak nie, to przepadnie prawo do płatnej opieki nad dzieckiem z tego tytułu.

Tak, tak – chodzi oczywiście o „równe szanse kobiet i mężczyzn na rynku pracy”. Bardzo ładnie, tyle tylko, że te szanse nigdy równe nie będą.

Bo tak to już jest w porządku natury, że to kobieta jest matką, a matka jest biologicznie lepiej przygotowana do bezpośredniej opieki nad dzieckiem w pierwszych latach po urodzeniu. Mężczyzna może ją tylko lepiej lub gorzej zastąpić, ale zawsze będzie to taka relacja, jak naturalnego pokarmu matki do mleka w proszku.

Ojciec, oczywiście, powinien być, towarzyszyć, troszczyć się, zabezpieczać i tak dalej, ale ma być ojcem właśnie, z całą swoją specyfiką, a nie robić za matkę. Dokładnie tak, jak to było w pewnej Rodzinie w Nazarecie.

Wściekajcie się feministki i feminiści wszystkich krajów ile chcecie – z naturą możecie tylko przegrać. Gorzej, że niewinni ludzie mogą polec razem z wami. Powszechny widok kobiet ze spluwami w wojsku, kobiet z pałami w policji, kobiet z pastorałami w kościołach – o tak, to jest to, co lubicie najbardziej. Oto ambicja i cel lewej strony świata. Realizować się, realizować się, realizować się – to hasło postchrześcijańskiego świata. Coś takiego jak poświęcenie i ofiara nie istnieje w słowniku nowoczesnych „realizatorów”. Kobieta może w tej wizji być kimkolwiek, byle nie była matką. A jeśli już musi być matką, to niech się nie pcha z becikami i wózkami na widok publiczny. Teraz w tej roli obsadzimy odwiecznego wroga kobiet: mężczyznę. Pomysł jest taki: skoro kobieta z powodu opieki nad dzieckiem jest mniej atrakcyjna na rynku pracy, to uczyńmy równie nieatrakcyjnym na tym rynku mężczyznę. W ten sposób szanse się wyrównają – w dół.

I tak społeczny egoizm zagarnia coraz większe obszary, a najbardziej cierpią na tym małżeństwa i dzieci. Skutki tego w kolejnym pokoleniu – jeśli nie nadejdzie otrzeźwienie – będą straszne. No chyba że obecne pokolenie, tak zatroskane o równowagę na rynku pracy, zwyczajnie nie przetrwa na rynku natury. Na miejsce zwyrodniałych społeczeństw zawsze przychodzą inne, zwykle dziksze, ale wewnętrznie zdrowsze. Trudno sobie wyobrazić, co się stanie, ale gdy upadało Cesarstwo Rzymskie, też trudno to sobie było wyobrazić.