To Le Pen jest jednak mniejszym złem

Bartosz Bartczak Bartosz Bartczak

publikacja 05.05.2017 14:19

Marine Le Pen może okazać się drugim Trumpem, Emmanuel Macron drugim Hollande'em.

Debata przed drugą turą francuskich wyborów niewiele wniosła. Jeśli miałaby przynieść konkretne efekty polityczne, to tylko mniejszą frekwencję w kolejnym głosowaniu. Ci, którym żaden z kandydatów się nie podoba, po obejrzeniu ich we wspólnej „dyskusji”, zapewne w niedzielę zostaną w domu. Trudno powiedzieć, jak niska frekwencja mogłaby wpłynąć na wynik wyborów. Ale jeśli potwierdzą się sondaże, to wynik elekcji wcale nie oznaczałby, że Francuzi będą mieli się z czego cieszyć.

Trudno powiedzieć, o co Macronowi naprawdę chodzi. Jego program jest ogólnikowy i niejasny. A z jego wypowiedzi wyłania się raczej obraz kontynuacji polityki Francoisa Hollande'a. I nie dlatego, że młody centrysta był członkiem rządu starego socjalisty, ale dlatego, że odchodzący właśnie prezydent nie umiał przeprowadzić żadnych poważniejszych zmian w państwie francuskim. A Macron, który ma znacznie mniejsze doświadczenie polityczne, który ma dużo mniej stabilne zaplecze polityczne i który wydaje się dużo bardziej miękkim politykiem, nie wydaje się lepszym kandydatem do przeprowadzenia zmian.

Marine Le Pen budzi olbrzymie obawy, zwłaszcza w Polsce. Ale podobne obawy budził Donald Trump. I jak na razie, obawy się nie spełniły. Do żadnego dealu z Putinem nie doszło, a z otoczenia prezydenta zniknęło kilku polityków, którzy wydawali się prorosyjscy. Nie ma też już mowy o zamykaniu Ameryki przed światem i strachu przed wojnami handlowymi. Donald Trump musiał pójść na kompromis z mainstreamem republikańskim. A jeśli Marine Le Pen będzie chciała realnie zmieniać Francję, też będzie musiała pójść na kompromis, w jej wypadku z francuskimi Republikanami.

Paradoksalnie, w głównym obszarze sporu Macron-Le Pen, czyli w sprawach europejskich, to jednak kandydatka Frontu Narodowego jest bliżej prawdy. Euro naprawdę okazało się nienajlepszym z punktu widzenia ekonomii pomysłem, i jego funkcjonowanie spotęgowało kryzys finansowy w Europie. Prawniczka Le Pen dużo lepiej od finansisty Macrona zdaje sobie sprawę, że 27 tak różnych gospodarek, które tworzą Unię Europejską, nie mogą funkcjonować jak jedno państwo, z jedną polityką monetarną. I zwycięstwo Le Pen daje szanse na dyskusję o zmianie obecnej polityki w Europie i tym samym na wyjście z zaklętego kręgu kryzysu.

Teflonowi, elastyczni politycy w rodzaju Blaira, Obamy czy Tuska nie są dobrymi osobami na wyjście z niemocy, w jakiej od dłuższego czasu jest Francja. A to właśnie na nich wydaje się wzorować Emmanuel Macron. Paradoksalnie, politykiem, który jest pozytywnym symbolem realnej walki z głębokim kryzysem ekonomicznym i społecznym w swoim kraju, jest Wiktor Orban. A do niego m.in. porównywana jest we Francji Marine Le Pen.